Ściągnięcie do Europy azjatyckiego zawodnika o sporych umiejętnościach to wspaniały interes – z jednej strony klub dostaje bowiem solidny materiał piłkarski, a z drugiej napędza machinę marketingową. Przed siedmioma laty dwie pieczenie na jednym ogniu upiekła choćby Borussia Dortmund, która na przenosiny do Niemiec namówiła dzisiejszego solenizanta, Shinjiego Kagawę.
Gdy nieznany szerszej publiczności 21-latek trafiał na Signal Iduna Park w ramach wolnego transferu, większość drapała się po głowie. Kagawa był mikry, wątły i na pierwszy rzut oka nie wyglądał na gościa, który miałby pociągnąć ofensywną grę BVB. Fakt faktem wykręcał kapitalne liczby w barwach Cerezo Osaka, ale umówmy się – ligi japońskiej nijak logicznie nie da się porównać do niemieckiej.
Powiedzieć jednak, że młody pomocnik zrobił w Zagłębiu Ruhry furorę, to nic nie powiedzieć. Ruszył z kopyta od samego początku – nie czekał na to, by zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu, opanować język, dobrze poznać kolegów, czy drogę z hotelu na stadion. Założył żółto-czarną koszulkę, wyszedł na plac i z miejsca stał się reżyserem gry Borussii. Dużo strzelał, a do tego asystował. Błyszczał umiejętnościami technicznymi i bez problemu radził sobie z silniejszymi przeciwnikami. Krótko mówiąc – z automatu wyrósł na gwiazdę całych rozgrywek.
Szybko więc stało się jasne, że Dortmund stanie się wkrótce dla niego za ciasny…
Borussia zrobiła więc doskonały interes – za darmo kupiła zawodnika, który walnie przyczynił się do dwóch mistrzostw kraju z rzędu, a potem oddała go za 16 milionów do Manchesteru. Transferem na Wyspy jednak Kagawa oczekiwań nie spełnił – nie był już tak efektowny i tak efektywny jak w Bundeslidze, wykręcał też znacznie gorsze liczby. Nic więc dziwnego, że po dwóch latach został oddany z powrotem i bez żalu do Dortmundu. Wrócił więc tu, gdzie przed laty zachwycał kibiców i choć tak kosmicznej formy jak wówczas nie osiągnął, to rywale wciąż mocno liczą się z jego umiejętnościami.
Warto rzucić okiem na małą kompilację najpiękniejszych goli Kagawy w Bundeslidze, bo Japończyk prezentuje dokładnie taki futbol, jakiego oczekuje się od klasycznej “dziesiątki”. Niesamowicie dużo widzi, ma tę wrodzoną lekkość, która pozwala mu lekkim dziubnięciem mijać rywali, dzięki warunkom fizycznym jest też niezwykle szybki i zwrotny. Potrafi wykończyć akcję w szesnastce, ale jak przyjdzie co do czego to rąbnąć też z dystansu.