Bruk-Bet Termalica to drużyna, która raczej nie przychodzi na myśl, gdy mówimy o efektownej gry, wysokim punktowaniu kolejnych rywali i wszystkim, co kojarzy się z futbolem ofensywnym. Nie wolno jednak robić z tego zarzutu, bo Czesław Michniewicz po prostu dostosował taktykę do materiału, który posiada i przynosiło to zamierzony skutek – żelazna defensywa, potem kontra jedna-druga, komplet punktów zgarnięty i marsz w górę w tabeli. Lecz o ile jesienią ta machina działała jak w zegarku, o tyle wiosną coś się wyraźnie zacięła.
Nie trzeba być specjalnie lotnym, by problem zlokalizować: Słoniki przestały zdobywać gole. Nigdy nie było ich zbyt dużo, ale wiosną ekipa Michniewicza popadła w przesadę i prawdziwą impotencję strzelecką, bowiem tak trzeba nazwać ledwie dwie bramki w pięciu spotkaniach. Nikomu w lidze tak słaby bilans wiosną nie dokucza – więcej strzela Górnik Łęczna, częściej rywali karci Śląsk, który przecież w tym sezonie jest wręcz beznadziejny, a wiosną potrafił strzelić trzy gole w jednym meczu. Fakt, w spotkaniu przegranym, ale i tak rozstrzelał się bardziej niż Bruk-Bet.
Patrząc natomiast na cały sezon, to 26 goli Bruk-Betu jest drugim najgorszym wynikiem w lidze (ex aequo ze Śląskiem), mniej bramek ma Górnik Łęczna, ale jak wspominaliśmy – goni. Problemem ekipy Michniewicza nie jest nawet dochodzenie do sytuacji, bo te sobie stwarza na przyzwoitym poziomie, jeśli chodzi o liczby. Portal ekstrastats.pl wylicza, że niecieczenie – bez rzutów karnych – stworzyli sobie 72 okazje, co daje im ósme miejsce w lidze, przyzwoicie. Dla porównania, ostatni Śląsk stworzył ich sobie jedynie 47 i skoro oba zespoły goli mają tyle samo, problemem jest finalizacja tych akcji…
– Śląsk potrzebuje 1,80 sytuacji na gola
– Bruk-Bet do jednej bramki musi sobie stworzyć 2,76 sytuacji
Jeśli małą liczbę goli udało się Bruk-Betowi zamaskować jesienią, to wiosną problem już stał się widoczny. Przygotowaliśmy video, w którym wybraliśmy kilkanaście dobrych okazji Słoników w tej rundzie, w większości zmarnowanych:
Jeszcze jedna okazja w meczu z Wisłą:
Właściwie poza Lechem i chyba Legią, gdzie wynik remisowy trzeba szanować (a jeszcze pamiętajmy o niesłusznie niepodyktowanym karnym dla warszawian), to z każdego z pozostałych trzech meczów dało się wyciągnąć więcej. Najbardziej jaskrawym przykładem jest oczywiście rywalizacja z Ruchem, kiedy niecieczanie walili w Hrdlickę jak w bęben, ale nie przyniosło to nawet gola, mimo rzutu karnego. Z kolei z Lechią Bruk-Betowi należały się dwa karne (dostali jednego), ale gdyby gospodarze byli skuteczni, nikt nie musiałby tego roztrząsać. I tym sposobem, Bruk-Bet zamiast umocnić się w pierwszej ósemce, coraz bardziej musi ze strachem spoglądać niżej, bo na przykład dziewiąta Wisła Płock ma już do nich tylko cztery punkty straty.
Skoro więc wykazaliśmy, że z dochodzeniem do sytuacji niecieczanie problemów większych nie mają, to pod lupę trzeba wziąć snajperów, bo to od nich w pierwszej kolejności wymaga się bramek. Licząc znów bez rzutów karnych (za ekstrastats.pl):
Vladislavs Gutkovskis – miał 17 okazji, strzelił 6 bramek z gry,
Wojciech Kędziora – miał 5 okazji, nie strzelił żadnej bramki z gry,
Dawid Nowak – miał 3 okazje, nie strzelił żadnej bramki z gry.
W sumie trio atakujących na jednego gola potrzebuje około czterech okazji, czyli dość sporo. Najbardziej z tego towarzystwa broni się oczywiście Łotysz, ale na jego bramki trzeba sporo czekać, średnio 236 minut, co daje mu 22. miejsce w lidze. Najlepszy jest Kownacki, gwarantujący gola co 91 minut.
Wysokie miejsce w lidze Bruk-Bet zawdzięcza więc w dużej mierze wciąż mocnej obronie, która dała sobie strzelić 32 gole, co jest wynikiem akurat szóstym, czyli takim jakie ekipa Michniewicza zajmuje w tabeli. Trzeba będzie jednak już zaraz dołożyć do tego coś z przodu, bo bez tego nawet najlepsza defensywa nie wyjdzie z opresji – nomen omen – obronną ręką.
PP
Fot. FotoPyk