Konrad Bukowiecki – od kilku dni w polskiej lekkoatletyce nie ma gorętszego nazwiska. Trudno się dziwić, skoro gość jeszcze przed 20. urodzinami bije rekord Polski żywej legendy, czyli Tomasza Majewskiego, który dopiero co założył kapcie emeryta. Polska „lekka” ma więc nową gwiazdę, która, dodajmy, jest też mocno wygadana. W wywiadach z młokosem nigdy nie wieje nudą, wręcz przeciwnie, jest często barwnie, ostro, a także – co wcale nie jest takie oczywiste u wszystkich sportowców – szczerze. Czasami aż do bólu. Jak trafnie napisał o niesamowitym kulomiocie na Twitterze jeden z naszych czytelników, „niezły z niego drań”.
21,97 – dla Bukowieckiego to jak na razie wynik życia. Jest nowym rekordzistą Polski, ale ten sukces zrobił wrażenie także poza krajem. Według punktacji „IAAF Scoring Tables of Athletics – Indoor”, jego kosmiczna odległość, na którą pchnął kulę (chociaż on już chyba rzuca, sami nie wiemy) została uznana za najbardziej wartościowy wynik wśród mężczyzn podczas całych Halowych Mistrzostw Europy w Belgradzie. Konrad ma więc wielkie dni. A to oznacza mnóstwo wywiadów. Ale w nich 19-latek czuje się jak ryba w wodzie. Słowem – ma chłopak gadane. Oto jego najlepsze kawałki:
O tym, dlaczego rozważał wyjazd z rodzinnego Szczytna…
„Może jestem nie tyle rozżalony, co rozczarowany, bo nie wiem, kto w tym momencie robi większą promocję miastu Szczytno. Chyba tylko Jurand ze Spychowa. Które i tak jest przecież obok Szczytna…”
O zarobkach piłkarzy…
„W lekkiej atletyce trzeba być naprawdę wybitnym, żeby dobrze zarabiać. A taki za przeproszeniem… dobra, nie będę obrażał nikogo, ale taki piłkarzyk pobiega chwilę za „skórą” i zarabia niewyobrażalne pieniądze. Kasuje tak dużo nawet jak gra tylko na naszym, polskim podwórku, a nie na światowym czy europejskim. To boli. Bo tak naprawdę jakie my mamy sukcesy w piłce nożnej? Żadne. To, że fartem wygraliśmy z Niemcami, to nic nie znaczy.”
O oczekiwaniach przed igrzyskami w Rio…
„Za bardzo na to czekałem, żeby teraz – za przeproszeniem – się zes…. Ma być tak: wychodzę na stadion i robię to, co potrafię robić najlepiej, czyli pcham kulę. I to daleko.”
O spalonych próbach na igrzyskach w Rio…
„Znowu mam trzy iksy. Znowu mogę się tłumaczyć tym, że jestem jeszcze juniorem. Ile jednak można mówić to samo. Rzygam już tym. Kolejna seniorska impreza i znowu dupa. Wrócę do pokoju, zgolę brodę i będę udawał, że to nie ja.”
O ojcu-trenerze Ireneuszu…
„Dogadujemy się, na treningach nie ma już między nami większych sporów jak kiedyś, gdy byłem młodszy i bardziej zbuntowany. Ja może wciąż się go trochę boję, ale z drugiej strony on też zaczął chyba bać się trochę i mnie. Ale pamiętam, że kiedyś – dwa czy trzy razy – spięliśmy się dosyć ostro. Nie odzywaliśmy się do siebie przez pół dnia.”
O sztukach walki…
„Boks podobał mi się bardzo. Tylko mamie za bardzo się nie podobał. Bała się nie tyle o mnie, a o to, że to ja zrobię komuś krzywdę. I będzie afera.”
O swoim wyglądzie…
„Daj spokój. Gruby jestem i zawsze taki byłem.”
O dziennikarzach, którzy oskarżali go o doping…
„Jestem trochę cięty na dziennikarzy. W pewnym momencie miałem już nawet taki plan, żeby znaleźć tych, którzy pisali o mnie te wszystkie bzdury bez jakiejkolwiek wiedzy – tylko na podstawie tego, że coś, gdzieś przeczytali – ale w końcu stwierdziłem, że mam to już w… gdzieś.”
O swoim rywalu Rumunie Andrei Toaderze…
„Skoro wpadł na trzech sterydach anabolicznych, to chyba nikt mu tego przez przypadek w żyłę nie wstrzykiwał, prawda?”
O początkach z kulą…
„Od dzieciaka musiałem z rodzicami jeździć na obozy, bo zarówno tata jak i mama są trenerami. W 2008 r. na obozie w Poznaniu złapałem 3-kilogramową kulę i poszedłem z kolegami z nudów na trening. I tak już zostało. Do dzisiaj tak chodzę z nudów na te treningi (śmiech). Można więc powiedzieć, że poniekąd wychowałem się na stadionie. Dosyć ciekawa metoda wychowawcza.”
*cytaty pochodzą z Weszło, „Gazety Olsztyńskiej”, „Przeglądu Sportowego” i sport.tvn24.pl
Fot. FotoPyk