Jesteśmy w trakcie przymierzania garnituru, chociaż jeszcze nie wybraliśmy materiału – mówił „PS” w październiku selekcjoner młodzieżówki Marcin Dorna o stanie przygotowań do mistrzostw. Do najważniejszego egzaminu jego zespołu zostało już tylko 100 dni. Kadra coraz bardziej się krystalizuje i pozostając przy „ubraniowym” słownictwie, dziś Dornie pozostał wybór spinek do mankietów czy koloru krawata – czytamy dziś w Fakcie i Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Fakt przypomina, że pozostało już tylko 100 dni do Euro.
Już tylko 100 dni pozostało do rozpoczęcia młodzieżowych mistrzostw Europy w Polsce. Turniej odbędzie się w dniach 16-30 czerwca, a biało-czerwoni rozpoczną go od meczu ze Słowacją. Nasi pozostali grupowi rywale to Szwecja i Anglia. W marcu zespół trenera Marcina Dorny rozegra dwa mecze towarzyskie. Polska młodziezówka najpierw zmierzy się z Włochami w Krakowie na stadionie Cracovii, a cztery dni później spotka się z Czechami w Kielcach. Obiekt tamtejszej Korony będzie areną spotkania z Anglią i przejdzie ostatni “chrzest bojowy”.
Co działo się wczoraj? Tabloid zaznacza, że tylko Robert Lewandowski z Polaków zagra w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, zaś Zagłębie Lubin – co potwierdził mecz z Górnikiem Łęczna – jest uzależnione od Filipa Starzyńskiego.
Chcieli mi przestrzelić kolano – opowiada o szalonych latach 90. Paweł Holc.
Wspomina pan słynne przechwycenie pieniędzy na lotnisku w Warszawie za transfer bramkarza Zbigniewa Małkowskiego ze Stomilu do Feyenoordu Rotterdam. Za Małkowskie Holendrzy zapłacili 950 tysięcy marek. Działacze stworzyli dwie umowy – na 350 tysięcy i 600 tysięcy. Planowali ujawnić tylko mniejszą sumę i od niej odprowadzić podatek. Plan nie powiódł się, bo przechwyciliście na lotnisku 400 tysięcy marek.
– Ta akcja najlepiej świadczyła o ówczesnych szefach klubu. Osiem czy dziewięć miesięcy nam nie płacili. Nie było innego sposobu. Postanowiliśmy odbić pieniądze. Było nas czternastu. Na Okęcie pojechaliśmy pięcioma samochodami. Czekaliśmy, aż w hali przylotów – po powrocie ze sfinalizowania transferu w Holandii – pojawią się trener Bogusław Kaczmarek, Zbyszek Małkowski i senator Paweł Abramski. Tyle że nie byliśmy jedynymi zainteresowanymi pieniędzmi. Dyrektor klubu przyjechał z dwoma “bezkarkowcami”, chcąc przejąć pieniądze. Ci “bez szyi” łazili po lotnisku z pistoletami. Byliśmy trochę wystraszeni, bo nie wyglądali przyjaźnie. Chodzili dookoła nas i mruczeli: “Kolanka zaraz poprzestrzelamy…”.
GAZETA WYBORCZA
Neapol spłonął – czytamy o wczorajszej Lidze Mistrzów.
Polscy kibice oglądali konanie gospodarzy z tym większym smutkiem, że marzymy o Napoli, które zastąpi polską Borussię z czasów, gdy na chwałę Dortmundu pracowało trzech naszych rodaków. Sezon przebiegał zresztą dobrze – najpierw natychmiast rozstrzelał się Arkadiusz Milik, a następnie, po jego kontuzji, rozbłysnął Piotr Zieliński. Ostatnio jednak ich rola w drużynie malała, aż niemal całkiem zniknęli. Nasz goleador wyleczył zerwane więzadła nadspodziewanie szybko (w styczniu wznowił pełen trening), lecz drapieżności nie odzyskał. Tylko raz wystąpił w podstawowym składzie, przez uciułanych w sumie 129 minut gry nie oddał ani jednego celnego strzału. Tym razem wszedł z rezerwy, by wydłużyć okres uwiądu o kolejnych 20. A kanonada Mertensa nie ustaje… Natomiast Zielińskiego, który rywalizował o miejsce w składzie z Allanem, z innej flanki znienacka zaszedł Marko Rog – zawodnik równie nienaganny technicznie, lecz wszechstronniejszy, silniejszy, wydajniejszy defensywnie. 21-letni Chorwat zadebiutował w podstawowym składzie w meczu z Juventusem i wypadł najlepiej w drużynie. Następnie utrzymał miejsce w jedenastce w ligowym hicie w Rzymie. A teraz opuścił rezerwę przed Polakiem. Zieliński obsunął się w hierarchii trenera, teraz obaj z Milikiem muszą zacząć od podstaw. Bić się o możliwie najwięcej minut gry.
A dziś Barcelona chce uwierzyć w cud.
W sobotę Leo Messi zagrał 371. mecz w lidze hiszpańskiej. I znów był Messim z PlayStation. Dwa gole po indywidualnych rajdach, dwie asysty i udział przy bramce Ivana Rakitica – Barcelona rozbiła Celtę 5:0 i na Camp Nou wrócił optymizm. Drużyna z Vigo regularnie wygrywa ostatnio z Katalończykami na swoim boisku. Ale Barça wzięła rewanż. Dziś taki sam wynik z Paris Saint-Germain dałby jej upragniony ćwierćfinał Ligi Mistrzów. „A dlaczego nie?” – pyta kataloński dziennik „Sport”, zamieszczając karykaturę Luisa Enrique balansującego na nitce rozpostartej między palcami wielkoluda. Z jednej strony trzeba wierzyć, z drugiej wierzyć trudno. (…) Dziś przekonamy się, czy to, co widzieliśmy w Parku Książąt, to był tylko fatalny dzień Katalończyków. Od tamtej pory Barça wygrała cztery mecze w lidze i jest liderem. Czy to jednak możliwe, by ocaliła mikre szanse na ćwierćfinał Ligi Mistrzów?
SUPER EXPRESS
Michał Probierz mówi, że Jagiellonia ma być jak Małysz.
Do czołówki dołączył Lech Poznań, który w tej rundzie wszystko wygrywa. Może być czarnym koniem w walce o mistrzostwo?
– Jakim czarnym koniem?! Lech ma taki skład, że jest jednym z głównych faworytów do wygrania ligi.
Podobnie jak Jagiellonia?
– Na fali sukcesów naszych skoczków powiem, że chcemy być jak kiedyś Adam Małysz, który koncentrował się tylko na najbliższym skoku. Jaga chce wygrywać w każdym kolejnym meczu.
W meczu ze Śląskiem w pana drużynie zadebiutował Cillian Sheridan. Irlandczyka zimą proponowano Legii, która wolała Tomasa Necida. W Warszawie się pomylili?
– Decyzje Legii to jej sprawa. Debiut Cilliana oceniam pozytywnie. Pokazał, że ma możliwości i pomoże drużynie. Wszystko zależy od tego, jak szybko się zaadoptuje, ale jest pozytywnie nastawiony, szatnia przyjęła go dobrze, więc nie powinien mieć problemu.
Dodatkowa motywacja dla piłkarzy Legii: po 200 tysięcy za mistrzostwo.
Za każde spotkanie rozpoczęte w podstawowym składzie piłkarze Legii dostają obecnie po 1500 euro (prawie 7 tys. zł). A im więcej zaliczą występów w pierwszej jedenastce, tym hojniejsze dostaną premie za obronę mistrzostwa. Najlepsi – jak ustaliliśmy – mogą dodatkowo zarobić po około 200 tys. zł premii na głowę. W obozie wielkiego rywala Legii – w Lechu też nie skąpią na laury. W 2015 roku, gdy “Kolejorz” po raz ostatni cieszył się z tytułu, średnia premia za wygranie ligi dla graczy podstawowego składu wyniosła 40 tys. euro, czyli 170 tys. zł. Jeśli Lechowi uda się powtórzyć ten sukces, premie będą podobne jak 2 lata temu. A i podstawowe zarobki są w Poznaniu niemałe. Znamy przypadek, że zimą Lech kusił jednego z piłkarzy nie tylko solidną pensją, ale i zapisem gwarantującym mu 4 tys. euro za każdy wygrany mecz, który ten zawodnik zacznie w podstawowym składzie. Prawdopodobnie podobne “motywacyjne” zapisy mają inni czołowi gracze Lecha.
Czytamy też, że Lewy rozstrzelał Kanonierów. Warto jednak pamiętać, że w dwumeczu zdobył dwie bramki z dziesięciu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Młodzieżówka na studniówce.
Jesteśmy w trakcie przymierzania garnituru, chociaż jeszcze nie wybraliśmy materiału – mówił „PS” w październiku selekcjoner młodzieżówki Marcin Dorna o stanie przygotowań do mistrzostw. Do najważniejszego egzaminu jego zespołu zostało już tylko 100 dni. Kadra coraz bardziej się krystalizuje i pozostając przy „ubraniowym” słownictwie, dziś Dornie pozostał wybór spinek do mankietów czy koloru krawata. (…) Wiosną w ekstraklasie najwięcej zyskali Dawid Kownacki i Krzysztof Piątek. Strzelili po cztery gole i pokazali, że nie oddadzą łatwo miejsca w kadrze. O to, by grać w środku ataku, łatwo im nie będzie. Atutem może być w obu przypadkach uniwersalność. Kownacki był u Dorny lewoskrzydłowym i cofniętym napastnikiem, Piątek także występował za plecami Mariusza Stępińskiego. Walka toczy się też wśród bramkarzy. Pozycja Jakuba Wrąbla nie podlega dyskusji, a najwięcej do stracenia ma Bartłomiej Drągowski. Po transferze do Fiorentiny, gdzie jeszcze nie zadebiutował, spadł w hierarchii w młodzieżówce. Nie pomogła mu też styczniowa kontuzja kolana. Niedawno wrócił do treningów, ale na marcowe zgrupowanie nie jest powołany. Zamiast tego wystąpi w kadrze U-20, a Dorna przyjrzy się debiutantowi – Maksymilianowi Stryjkowi. Inne dylematy dotyczą obrońców. Najsłabiej obsadzona jest lewa strona, bo Paweł Jaroszyński ma ciągłe kłopoty zdrowotne, a pozostali kandydaci są w klubach rezerwowymi.
O drobnych problemach z organizacją Euro U-21 opowiada Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN.
Do rozpoczęcia rozgrywanego w Polsce turnieju zostało 100 dni. Jest pan zadowolony z postępów w przygotowaniach? Co jest jeszcze do poprawienia?
– Wszystko jest w porządku i idzie w dobrym kierunku. Są jakieś drobne niedociągnięcia, ale to jest normalne i poradzimy sobie z tym. Oczywiście głównie chodzi o rzeczy związane ze stanem muraw, bo z tym mamy kłopot i w Tychach, i w Krakowie. Nie są to jednak jakieś wielkie problemy.
Arenami najbliższych meczów towarzyskich będą Kraków i Kielce. W Krakowie młodzieżówka gra od dawna, w Kielcach tylko raz, półtora roku temu ze Szwecją. To będzie trochę chrzest bojowy dla obiektu Korony, na którym raz zagramy także w grupie.
– Miasta, które rzadziej organizują mecze międzynarodowe, potrzebują takich spotkań, by nabrać pewnej rutyny. To pomaga wszystkim służbom związanym ze spotkaniem, ludziom odpowiedzialnym za organizację na stadionie i poza obiektem – transport, organizacja ruchu i tak dalej. Jestem spokojny, bo nieraz pokazaliśmy w Polsce, że sprawdzamy się jako gospodarz wielkich imprez, nie tylko piłkarskich. Trzeba patrzeć w przyszłość optymistycznie, bo nie ma żadnych przesłanek, żeby dziś oceniać stan przygotowań negatywnie. O drobnostkach, które są do poprawy, wiemy już dzisiaj, a nie za pięć dwunasta.
Więcej czytamy o Sebastianie Szymańskim – wielkim talencie w małym ciele.
Niespełna 60 kg wagi, twarz gimnazjalisty, który uśmiechem zdaje się maskować skrępowanie. W tłumie trudny do zapamiętania, bo stylem ubierania i zachowaniem nie rzuca się w oczy. Kiedy wychodzi na boisko, o skromności nie ma mowy. Bierze odpowiedzialność, mija rywala, strzela. Różnica wieku, która dzieli go od pozostałych legionistów, zaciera się. – Pamiętam mecz z chłopcami starszymi o rok, a od niego nawet o dwa – opowiada Miłosz Storto, pierwszy trener Szymańskiego z TOP 54 Biała Podlaska. – Przed meczem ktoś szarpnął mnie za spodenki: „Trenerze, lejemy ich” stwierdził pewny siebie Sebastian, choć strój był na niego dwa razy za duży, a rywale o głowę wyżsi. Warunki fizyczne nigdy mu nie przeszkadzały. Nie miał kompleksów – wspomina. Biała Podlaska, 60-tysięczne miasto we wschodniej Polsce, 160 km od Warszawy. Kontrastując do tej części kraju, piłkarsko rozwija się nieźle. Stamtąd pochodzą legionista Mateusz Hołownia, Mateusz Jarzynka, który trenuje w Cracovii, Kamil Pajkowski, od niedawna zawodnik Jagiellonii oraz Ariel Borysiuk. To nie przypadek, że Szymański również trafił na Łazienkowską, bo tam kibicowanie Legii jest naturalne.
Z kolei za Dominika Furmana, jednego z legijnych debiutantów w młodym wielu, wystarczy zapłacić dziś mniej niż pół miliona euro.
Były kapitan polskiej reprezentacji młodzieżowej stał się w Płocku kimś w rodzaju boiskowego lidera. Obecnie trudno jest wyobrazić sobie Nafciarzy bez niego. Trzeba jednak pamiętać, że umowa wypożyczenia z francuskiego Toulouse wygasa mu z końcem obecnych rozgrywek. W klubie z Mazowsza powoli zaczynają działania, które pozwolą zatrzymać 24-latka na kolejny sezon. Menedżer piłkarza Marcin Kubacki już kilka tygodni temu przyznał, że pewne jest jedno: – Dominik nie wróci do Tuluzy – podkreślił agent. Jakie wyjście z tej sytuacja ma więc Wisła? – W umowie wypożyczenia z Toulouse mamy ustaloną kwotę odstępnego, która ważna jest do czerwca. Nie chcę zdradzać jej wysokości, ale biorąc pod uwagę klasę Dominika jest atrakcyjna – mówi prezes płockiego klubu Jacek Kruszewski. Udało się nam ustalić, że nie jest to kwota wyższa niż pół miliona euro.
Kilkanaście dni od przeprowadzki Łukasza Zwolińskiego do Śląska wystarczyło, by stwierdzić, że… się nie sprawdza.
Zwoliński pobyt w Śląsku zaczął od ławki rezerwowych, ale w meczu z Jagiellonią (1:4) pojawił się już w podstawowym składzie. Na razie bez konkretnych efektów. – On dwa lata temu pokazał się w Ekstraklasie jako bardzo interesujący i młody ofensywny piłkarz, jednak od tej pory bynajmniej nie wykonał kroku naprzód. Ale i tak nie dziwię się, że Śląsk postanowił go wypożyczyć, bo widać, że ma potencjał, tyle że wciąż uśpiony. Trzeba mu dać jeszcze trochę czasu, mimo że drużynie bardzo go brakuje. Jeżeli ktoś do tej pory myślał o górnej ósemce, to ostatnio właśnie zaczęła odjeżdżać – zwraca uwagę Kudyba.
Wracamy do rozmowy z Pawłem Holcem, byłym graczem Stomilu.
Stomil w ekstraklasie był dość krótko, lecz z tyloma przygodami, jakby spędził w niej pół wieku. Pamięta pan pewnie baraż z Górnikiem Polkowice? Byliście zastraszani.
– Najlepsze jest to, że do dziś nikt nie wie, kto do nas i do naszych bliskich wydzwaniał. Dzwoniący byli doskonale zorientowani. Większość piłkarzy Stomilu miała wynajęte mieszkania, a w nich stacjonarne telefony zarejestrowane na nazwisko właścicieli lokali. A dzwoniący bez pudła wiedzieli, który z nas gdzie mieszka i jaki ma numer. Najciekawsze, że nikt nie mówił czy mamy wygrać czy przegrać. “Niech twój mąż/chłopak odpowiednio zachowuje się na boisku. Inaczej będą kłopoty”. Myślę, że te telefony wcale nie były z Polkowic, a raczej miejscowe…
fot. FotoPyK