Pogoń Szczecin po wczorajszym remisie z Wisłą Płock – zanotowanym w naprawdę kiepskim stylu – właśnie wyleciała z pierwszej ósemki. Do końca sezonu zasadniczego pozostało już tylko sześć kolejek, a podopieczni Kazimierza Moskala zdają się grać z meczu na mecz coraz słabiej. Do tego mają niełatwy kalendarz, bo przed nimi starcia m.in. z Jagiellonią, Legią i Lechią. Czyżby więc po raz pierwszy od trzech lat, czyli odkąd wprowadzono system ESA37, “Portowcom” przyszło rywalizować w grupie spadkowej?
Na tego typu oceny z pewnością jest jeszcze zbyt wcześnie. 31 punktów po 24 kolejkach to wynik o dziesięć oczek słabszy niż przed rokiem, ale też o dwa lepszy, niż przed dwoma laty. Strata do ósmej Korony to tylko jeden punkt, więc z całą pewnością dla zespołu Kazimierza Moskala nie jest to żadne mission impossible. To jednak, co w Szczecinie musi niepokoić, to gra zespołu i forma poszczególnych zawodników. Co więcej, mocno dziwić mogą też niektóre decyzje sztabu szkoleniowego.
Weźmy takiego Nadira Ciftciego, który być może nie ma najgorszego CV, ale też na wspomnienie ostatnich dobrych występów musi mocno wytężyć pamięć. Być może on jeszcze będzie w Szczecinie błyszczał, ale wystawianie do gry kompletnie nieprzygotowanego napastnika jest niczym innym, jak robieniem mu krzywdy (i przy okazji zespołowi). Przypomnijmy chronologię zdarzeń:
– Od sierpnia do połowy lutego Ciftci notuje na boisku ledwie 12 minut w barwach Celtiku
– 16 lutego zostaje wypożyczony do Pogoni
– 19 lutego wchodzi na 20 minut ligowego meczu z Cracovią
– 24 lutego wychodzi w pierwszym składzie na ligowy meczu z Lechem
– 1 marca wychodzi w pierwszym składzie na pucharowy mecz z Lechem
– 6 marca wychodzi w pierwszym składzie na ligowy mecz z Wisłą Płock
I, przede wszystkim, gra fatalnie. Jest wolny, bezproduktywny, a z nim na boisku drużyna jeszcze nie strzeliła gola. Ciftci jest wyraźnie pod formą, co oczywiście nie może dziwić, bo przecież przez bite pół roku prawie w ogóle nie grał w piłkę. Zdziwieni mogą się za to czuć niektórzy piłkarze szczecinian, zwłaszcza ci, którzy popisy Turka oglądają z perspektywy ławki rezerwowych. Ze swojej nowej, wrocławskiej kanapy zdziwiony może być też Łukasz Zwoliński, tym bardziej, jeżeli rzuci okiem na liczby. W dwa i pół tygodnia Ciftci zaliczył więcej meczów w pierwszym składzie Pogoni, niż on sam przez swoje ostatnie pół roku w Szczecinie (Turek trzy, Polak dwa).
Wszystkie wiosenne mecze w podstawowym składzie rozpoczął za to inny nowy nabytek Pogoni, Mate Cincadze, który jak dotąd także głównie zawodzi. Ale to właśnie osoba Gruzina skłoniła Kazimierza Moskala do karkołomnych kombinacji ze składem, jak z Mateuszem Matrasem, czyli według InStata defensywnym pomocnikiem o najlepszych liczbach, o którego zimą biło się kilka klubów z ligowej czołówki. Moskal na początku wiosny wycofał go do linii obrony, a w dwóch ostatnich meczach posadził na ławce rezerwowych. Z powodu Cincadze i Ciftciego mniej gra także Kamil Drygas, a ostatnio nawet Adam Frączczak musiał zejść na skrzydło, by w ataku ustąpić miejsca Turkowi.
Wymowne też, że we wczorajszym meczu z Wisłą Płock drużyna odżyła dopiero po przerwie, kiedy boisko opuścili zarówno Cincadze, jak i Ciftci. Nagle w szeregach “Portowców” zrobiło się więcej ruchu i cały zespół zaczął lepiej biegać. I dopiero w drugiej części gry można było powiedzieć, że piłkarze Kazimierza Moskala swoją grą podjęli jakąś polemikę z hasłem wywieszonym przez kibiców: „Brak ambicji – brak dopingu”.
To jednak, co w Szczecinie jest dosyć ewidentne, to problem z tożsamością. Nagle – nie wiedzieć kiedy – o obliczu drużyny zaczęli decydować średniej klasy obcokrajowcy, bo w tym sezonie w pierwszym składzie Pogoni wybiegało już siedmiu: Rapa, Nunes, Cincadze, Delew, Gyurcso, Ciftci i Kitano. Natomiast w miarę rozwojowi polscy zawodnicy, w których w Szczecinie pokładano duże nadzieje, albo już odeszli (Czerwiński, Zwoliński, Lewandowski), albo za chwilę odejdą (Matras) albo grzeją ławę (Kort, Listkowski). Zespół stara się jeszcze jakoś ciągnąć 35-letni Murawski, ale wiadomo – czasu nikt nie oszuka.
Pamiętamy też, że niemal rok temu z pompą odpalono projekt “Pogoń Future”, zrzeszający najzdolniejszych chłopaków z roczników 1996-2000. W innych klubach piłkarze w tym wieku z powodzeniem grają już w ekstraklasie (Kownacki, Świderski, Szymański, wcześniej Kapustka), natomiast przy obecnej polityce “Portowców” młodzież skazywana jest na dalsze trwanie we własnym gronie. Wymowne też, że jednym przedstawicielem “Pogoń Future”, który w jakimś stopniu zaistniał w pierwszym zespole, jest oczywiście obcokrajowiec – Kitano. Inna sprawa, że wiosenne występy Japończyka chyba najlepiej skwitować milczeniem.
Wydaje się więc, że problemy w Szczecinie tylko się nawarstwiają. Większość piłkarzy – młodych czy starych, Polaków czy obcokrajowców – wygląda bardzo słabo (co wiosną w Pogoni jest ostatnio normą), a Kazimierz Moskal nie wygląda na człowieka, który miałby pomysł na wyjście z sytuacji. Gra drużyny w ogóle nie rokuje, za to widać już pierwsze negatywne efekty – wypadnięcie z pierwszej ósemki ligi i niemal pewne wypadnięcie z Pucharu Polski. Na pięć wiosennych spotkań udało się wygrać tylko raz – i to rzutem na taśmę – u siebie z Piastem, który notuje same porażki. Prezes klubu, Jarosław Mroczek z pewnością ma dziś o czym myśleć. I w gruncie rzeczy musi teraz wypić piwo, które – nie oszukujmy się – od dłuższego czasu sam sobie systematycznie warzył.
Fot. 400mm.pl