Reklama

Boruc zawsze był tak święty jak przeklęty

redakcja

Autor:redakcja

06 marca 2017, 08:38 • 9 min czytania 5 komentarzy

„Fani Celticu obwołali Polaka niegdyś „Holy Goalie”, jednak Boruc zawsze był tak święty jak przeklęty. Tamten szczytowy okres w Glasgow – obronione „jedenastki” w meczach z Manchesterem United czy Spartakiem Moskwa, rozciągnięcie do dogrywki 1/8 finału Ligi Mistrzów z Milanem, który potem był zainteresowany transferem – trwał mniej więcej trzy sezony. Potem nasz bramkarz zsunął się do środka tabeli włoskiej Serie A, następnie zleciał na pułapy ratowania się przed degradacją z Premier League, aż wreszcie stoczył się do drugiej ligi. I teraz znów ledwie wystaje nad strefę spadkową” – pisze w swoim felietonie o Arturze Borucu na łamach „Gazety Wyborczej” Rafał Stec. Poza tym bardzo ciekawy materiał serwuje nam „PS” – Łukasz Olkowicz spotkał się z ludźmi, którzy doskonale odnaleźli się po przedwczesnym zakończeniu piłkarskich karier.

Boruc zawsze był tak święty jak przeklęty

FAKT

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.51.27

W „Fakcie” dziś przede wszystkim teksty pomeczowe. Główny, wiadomo, o meczu kolejki czyli bitwie w Poznaniu.

Trener Kolejorza Nenad Bjelica w przerwie wylądował na trybunach. To był jednak tylko wstęp do tego, co działo się w drugiej połowie meczu. Lech strzelił gola i się zaczęło. Piłkarzom Lechii puściły nerwy i dwóch z nich wyleciało z boiska. Czerwoną kartkę dostał też rezerwowy bramkarz gości.

Reklama

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.51.37

Duży wyczyn Boruca – zatrzymał „Ibrę” na Old Trafford. W pochwałach rozpływa się m.in. jego klubowy menedżer Eddie Howe.

– Każdy zespół potrzebuje bramkarza zapewniającego punkty i ja właśnie takiego mam – chwalił Boruca Eddie Howe (39 l.), menedżer ekipy znad morza. – Zanim Artur do nas przyszedł, byliśmy przeciętnym zespołem z Championship. Później nagle wyrośliśmy na faworyta, który awansował do Premier League. On miał w tym wielki udział. Liczę, że Boruc zostanie z nami na następny sezon – dodał Howe.

Krychowiak oceniany bardzo nisko przez francuskie media za swój występ z Nancy.

„Krychowiak dostał szansę od Unaia Emery’ego i zdecydowanie nie skończyło się to dobrze” – napisali dziennikarze portalu maxifoot.fr, od których Krychowiak dostał notę 4,5 w dziesięciostopniowej skali – najniższą w całym zespole. 

Jeszcze niższą notę, czwórkę, pomocnik, za którego paryżanie latem zapłacili 26 milionów euro, dostał od dziennika „Le Parisien”. W innej renomowanej gazecie, „Le Figaro”, czytamy z kolei: „Krychowiak nie dał rady pod względem technicznym, źle podawał. Kiedy ma wyprowadzać piłkę, cierpi. Po prostu nie jest na poziomie kolegów z PSG”. Nie tak to miało wyglądać…

Reklama

GAZETA WYBORCZA

„Wyborcza” obwieszcza, że Lech będzie walczył o mistrzostwo.

Lech stał się wygrywającą mecz za meczem maszyną. Robił to, gdy jego gra opierała się na kilku filarach. Po pierwsze: pressing już podczas wyprowadzania piłki przez rywali. Po drugie: dominacja w środku pola. Po trzecie: skuteczność w ataku.

W niedzielę trener Nenad Bjelica trzech asów Lecha posadził jednak na ławce – Macieja Gajosa (środek pola i pressing zależały w dużej mierze od niego), Darko Jevticia (odpowiedzialny za dominację w środku boiska) oraz Dawida Kownackiego (niebywale skutecznego). Wystawił dwóch defensywnych pomocników Łukasza Trałkę i Abdula Aziza Tetteha, by rozbijali natarcia Lechii. Zupełnie jakby uznał, że lider to rywal z zupełnie innego wymiaru niż zespoły, z którymi Kolejorz grał wcześniej.

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 07.30.39

Inaczej niż wszyscy o Borucu pisze dziś w „GW” Rafał Stec. Bramkarz święty, ale i przeklęty.

Komentatorzy BBC przypominali w weekend, że fani Celticu obwołali Polaka niegdyś „Holy Goalie”, jednak Boruc zawsze był tak święty jak przeklęty. Tamten szczytowy okres w Glasgow – obronione „jedenastki” w meczach z Manchesterem United czy Spartakiem Moskwa, rozciągnięcie do dogrywki 1/8 finału Ligi Mistrzów z Milanem, który potem był zainteresowany transferem – trwał mniej więcej trzy sezony. Potem nasz bramkarz zsunął się do środka tabeli włoskiej Serie A, następnie zleciał na pułapy ratowania się przed degradacją z Premier League, aż wreszcie stoczył się do drugiej ligi. I teraz znów ledwie wystaje nad strefę spadkową. W europejskich pucharach uciułał ledwie 32 mecze, o sześć mniej od Wojciecha Szczęsnego, czyli bramkarza o caluteńką dekadę (!) młodszego, który w drugim sezonie z rzędu fruwa na podium ligi włoskiej.

Karierę reprezentacyjną Boruca też śledziliśmy rozpiętą między niebem a piekłem. Czasami podziwialiśmy go, że wyrasta ponad wszystkich kadrowiczów na mundialu 2006 czy Euro 2008, a czasami klęliśmy, że zawala eliminacje mistrzostw świata 2010 – gdyby nie jego skandaliczna postawa w końcówce meczu, Polacy pokonaliby na wyjeździe Słowację i zostali zdecydowanym liderem grupy eliminacyjnej. Tymczasem Boruc spartaczył również w następnym spotkaniu, w Irlandii Północnej…

SUPER EXPRESS

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 07.01.49

Super Express najwięcej miejsca po weekendzie poświęca skokom narciarskim. Z piłki – krótki tekst o bijatyce Lecha z Lechią i dłuższy – o Borucu, który zatrzymał „Czerwone Diabły”.

Boruc znów pokazał, że jest specjalistą od karnych. To już czwarta obroniona przez niego „jedenastka” w tym sezonie, ale wygrany pojedynek ze słynnym Zlatanem musiał smakować wyjątkowo. Szwed strzelił mocno, po ziemi i tuż przy słupku. Musiał się nieźle zdziwić, gdy zwinny Polak zatrzymał jego uderzenie.

– Zlatan nie wykorzystał karnego, bo od czterech miesięcy ich nie trenujemy. Uznaliśmy, że nie ma sensu, skoro sędziowie nigdy ich dla nas nie dyktują – kpił w swoim stylu Jose Mourinho, menedżer „Czerwonych Diabłów”.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.53.33

W „English Breakfast” Przemysław Rudzki pisze o starszym panu, który zapomniał, po co idzie na zakupy.

Menedżer zespołu Arsene Wenger przypomina starszego pana, który poszedł na zakupy, tylko zapomniał po co. Oj, dawno nie widziałem, żeby wśród fanów The Gunners zawrzało w internecie, jak w sobotę, kiedy zobaczyli wyjściowy skład na mecz z Liverpoolem. Jakim cudem Wenger wymyślił scenariusz na to spotkanie bez udziału głównego bohatera Alexisa Sancheza w podstawowym składzie? Myślę, że tylko Orest Lenczyk mógłby nam to rozrysować.

Męczą się w tym związku okrutnie Arsenal i Wenger, a ile znaczy wpuszczenie świeżego powietrza do szatni, najlepiej pokazuje przykład Leicester City, bo nie wierzę, że w parę dni Craig Shakespeare nauczył grać w piłkę zawodników, których uczyć nie musiał, oni przecież są mistrzami Anglii.

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.53.44

Krajobraz po meczu Lecha z Lechią – jak po wojnie.

Dwanaście żółtych kartek, trzy czerwone, trener gospodarzy wyrzucony na trybuny, goście kończący w dziewiątkę, gol strzelony przez piłkarza, który miał właśnie zostać zmieniony – tak w skrócie wyglądał hit kolejki. Piłkarska jakość tym razem ustąpiła wojnie, jaką wypowiedzieli sobie zawodnicy. Ciosy, kuksańce, przepychanki – taki był główny repertuar zagrań. Po trupach do celu – brzmiało motto obu ekip. Po takiej bitwie najczęściej jest dwóch rannych. I długo zanosiło się na bezbramkowy remis. Radosław Majewski sprawił jednak, że Kolejorz zbliżył się do lidera na zaledwie dwa punkty.

Wnioski z meczu według „Bobo” Kaczmarka:

1. Grając o mistrzostwo, trzeba trzymać ciśnienie
2. Łukasz Trałka jest liderem Lecha
3. Lech nie jest jeszcze gotowy na LM
4. Van Kessel to nie poziom braci Paixao
5. Kuciak nie zawsze uratuje Lechię.

Na dłużej zatrzymaliśmy się przy punkcie drugim – o Trałce, którego wczoraj wyjątkowo oszczędzał sędzia Marciniak:

Nastawiałem się, że będziemy mieli fajny mecz, z dużą liczbą sytuacji z obu stron. Tego nie było. Komentatorzy Canal+ mówili o szachach, a według mnie była to partyjka warcabów w szkolnej świetlicy. Poziom spotkania rozczarował. Granie w piłkę skończyło się po przepychankach w przerwie. Lech wygrał dzięki temu, że Łukasz Trałka i Abdul Aziz Tetteh zdominowali środek pola. Do pewnego momentu spotkania Lechia miała nawet przewagę. Wszystko zmieniło się wtedy, gdy Trałka zaczął odważniej grać do przodu. Odbierał piłkę, wygrywał pojedynki w powietrzu i rozgrywał. On był kluczem do wygranej Lecha i pokazał, że jest liderem zespołu.

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.53.59

Oceny za niedzielny hit ekstraklasy – najwyższa (aż 9) dla Marcina Robaka, najniższa (4) dla Sławomira Peszki i Grzegorza Kuświka. Zastanawiamy się w tym miejscu, za co od „PS” można dostać jedynkę…

Sławomir Peszko – 4
Wyróżnił się ojcowskim wytarganiem za ucho Tomasza Kędziory tuż po gwizdku sędziego kończącym pierwszą połowę. I tak w prześladowaniu obrońcy Lecha się rozochocił, że później za bezsensowny faul zasłużył na czerwoną kartkę.

Grzegorz Kuświk – 4
Szukał okazji, musiał sporo podróżować po połowie rywali, by przedostawać się do piłki. Zachował się nieodpowiedzialnie, zaczepiając nogą Bednarka.

W pojedynku na napastników – Robak zdeklasował Kuświka.

15. minuta: znakomite, prostopadłe podanie do Szymona Pawłowskiego; 18. minuta: przerzut napastnika Lecha na skrzydło; 29. minuta: świetnie posłana piłka do Radosława Majewskiego. Poza tym Robak często cofał się do drugiej  linii, zostawiając miejsce pomocnikom, którym zagrywał dokładne piłki. Tym razem błyszczał nie jako snajper, tylko rozgrywający. Bramkarza gości Dušana Kuciaka mógł pokonać raz, ale na początku drugiej połowy źle przyjął piłkę i, zamiast uderzać, odgrywał. Wszystko odkupił w 70. min, kiedy w polu karnym perfekcyjnie przyjął piłkę stojąc tyłem do bramki i wystawił ją Majewskiemu. Pomocnik Lecha zamienił podanie na zwycięskiego gola. Robak, dotychczas superrezerwowy, w niedzielę został superpodającym i był bohaterem spotkania.

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.54.10

*

Dalej mamy pozostałe relacje meczowe. Między innymi tę z meczu Cracovii, w którym Budziński został okradziony z gola.

– W pierwszej chwili pomyślałem, że jest gol. Sędzia jednak był bardzo zdecydowany w swojej decyzji, a do tego miał lepszy kąt widzenia ode mnie. Uznałem, że widocznie piłka nie przekroczyła linii – mówi Budziński.

Podobnie myśleli pozostali piłkarze Pasów i nawet nie próbowali wywrzeć na sędzim zmiany decyzji. – Zachowaliśmy się frajersko, trzeba było zareagować. Szkoda, bo to był bardzo duży błąd sędziego, który prawdopodobnie pozbawił nas wygranej – dodaje niefartowny strzelec.

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.54.20

W Piaście – nowy trener Dariusz Wdowczyk zmaga się ze starymi problemami.

– Nie jestem typem człowieka, który lubi się żalić. Sobotni mecz pokazał, jak wiele elementów wymaga poprawy. Musimy częściej być przy piłce i uważać do samego końca spotkania. Szczerze, to zbyt wielu pozytywów nie widziałem – wyznał nowy trener Piasta, który musi także skupić się na przygotowaniu fizycznym drużyny, bo wielu obserwatorów zarzucało gliwiczanom, że za trenera Latala w drugich połowach opadali z sił. – Zbyt długo siedzę w piłce, aby pewnych spraw nie zauważyć. Tacy piłkarze jak Michał Masłowski, Stojan Vranjes czy Lukas Cmelik mogą bardzo dużo dać drużynie, ale muszą być odpowiednio przygotowani. Niedługo będzie przerwa na mecze reprezentacji i wtedy postaramy się coś z tym zrobić – dodał Wdowczyk.

Zrzut ekranu 2017-03-06 o 06.55.11

Największy i zdecydowanie najciekawszy materiał „PS” zostawił na sam koniec. O tym, jakie może być życie piłkarza po karierze, szczególnie tej brutalnie przerwanej, pisze Łukasz Olkowicz. Przywołując przykłady Michała Jończyka (obecnie doradcy sportowego), Andrzeja Głowackiego (obserwatora sędziów), Michała Trzeciakiewicza (nauczyciela WF) i Krystiana Żołnierewicza (trenera młodzieży). Naprawdę warto sięgnąć po całość.

Michał Jonczyk
Dziecięce marzenia skonały po czwartym zerwaniu więzadeł krzyżowych. Miał plan B, który szybko wcielił w życie. Michał Jonczyk (24 lata) razem z przyjacielem rozwijają firmę Edu-Sport pomagającą sportowcom dbać o ich kariery

Andrzej Głowacki
Kij bejsbolowy i kastet zmieniły jego życie. Po bandyckim ataku przeszedł dwie trepanacje czaszki, mógł zapomnieć o graniu. Miał 25 lat i pierwsze sukcesy – mistrzostwo Polski z Legią zdobyte w 1994 roku. Na tym się skończyło. Andrzej Głowacki (47 lat) radość odnalazł w sędziowaniu. Dziś jest tym, którzy oceniają pracę arbitrów.

Michał Trzeciakiewicz
Sobota, godzina 7:40. Michał Trzeciakiewicz (33 lata) jak co weekend jest w drodze na zajęcia. Studiuje wychowanie fizyczne w Olsztyńskiej Szkole Wyższej. Dwa miesiące temu poinformował, że rezygnuje z profesjonalnego futbolu i gry w Stomilu, żeby skupić się na pracy jako nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 18 w Olsztynie. Myślał, że będzie miał więcej czasu. Już wie, że się mylił.

Krystian Żołnierewicz
Rodzice, których synowie zaczynają treningi w Arce, opowiadali trenerowi, jak dzieci przeżywają pierwsze zajęcia. Po domu chodzą w korkach, rozmawiają tylko o piłce, dopytują o kolejny trening. Krystian Żołnierewicz (23 lata) cierpliwie tłumaczy, że właśnie zaczyna się nieuleczalna choroba piłkarska. Sam też na nią zachorował i nie ma zamiaru się wyleczyć.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
8
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

5 komentarzy

Loading...