Mistrz świata znowu jest wielki! Michał Kwiatkowski wygrał dzisiaj prestiżowy kolarski wyścig Strade Bianche. Polak dokonał tego w charakterystyczny dla siebie sposób: po samotnej ucieczce.
W środę pisaliśmy na Weszło, że to może być rok Kwiatkowskiego. Bo nie popełnił jak przed rokiem błędów w przygotowaniach (czyli nie przetrenował się), bo wreszcie zaaklimatyzował się w grupie Sky, bo odzyskał radość z jazdy – na rower znowu wsiada z uśmiechem na ustach, a nie z wyrazem udręki na twarzy.
Dziś Michał potwierdził nasze przypuszczenia – pokazał, że na początku sezonu jest w doskonałej formie. Na trasie włoskiego klasyka próbowali mu dorównać naprawdę poważni kolarze, jak chociażby Tim Wellens, Tom Dumoulin czy Greg Van Avermaet. Żaden z nich nie miał jednak z „Kwiato” szans . Polak dojechał na metę z przewagą 15 sekund nad tym ostatnim, swoim rywalom uciekł około 15 km przed finiszem.
Ostatnie fragmenty rywalizacji samotnej jazdy Michała to była uczta dla oczu polskich fanów kolarstwa: Kwiatkowski śmigał po urokliwych uliczkach Sieny, a następnie wpadł na słynny plac Piazza del Campo. Tuż przed finiszem zaczął machać jak szalony prawą ręką, czym doprowadził publiczność do jeszcze większej ekstazy. Następnie uniósł obie dłonie w górze i cieszył się jak dziecko. Cała sytuacja trochę przypominała tę z jesieni 2014, kiedy to Polak wygrywał w Ponferradzie mistrzostwo świata. W tym samym roku nasz zawodnik triumfował też wcześniej w… Strade Bianche, więc kto wie, może historia się powtórzy? Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, to tym bardziej możliwe, że trasa MŚ w Bergen wyjątkowo „leży” Michałowi.
Wróćmy jeszcze do Toskanii – brawa za wyścig należą się też Kasi Niewiadomej. Dziewczyna, którą eksperci nazywają idealnym miksem Kwiatkowskiego i Rafała Majki (dobra w górach, ale i w wyścigach jednodniowych), drugi rok z rzędu zajęła w Strade Bianche… drugie miejsce. Dziś minimalnie dała się ograć na finiszu Włoszce Elisie Longo Borghini, ale jesteśmy przekonani, że w 2017 jeszcze nie raz przekroczy metę jako pierwsza. Swoją drogą – czujemy, że to będzie fenomenalny rok dla polskiego kolarstwa. Kolejny klasyk, w którym biało-czerwoni mogą namieszać, już 18 marca – wtedy najlepsi spece od szosy pościgają się w rozgrywanym od 1907 roku (!) wyścigu Mediolan – San Remo.