Reklama

4:6? Mniej więcej tak mógł się zakończyć mecz w Gdańsku

redakcja

Autor:redakcja

25 lutego 2017, 20:50 • 3 min czytania 56 komentarzy

Niesamowite były dziury w obronie Lechii Gdańsk. Cracovia mogła czuć się dziś w Gdańsku jak podczas świąt, bo tylu prezentów jej piłkarze nie dostali nawet pod choinką. Setkę najpierw wykorzystał Mihalik, kolejną Piątek i jeszcze kolejną znów Piątek. Wysokie prowadzenie pozwoliło Cracovii szybko uspokoić mecz i przejąć nad nim pełną kontrolę. Piłeczka chodziła jak po sznurku, Lechia w zasadzie niewiele mogła już zrobić. Niby w końcówce zaczęła taktykę na chaos, dzięki której udało się wbić gola pocieszenia, ale to było na tyle. To ma być kandydat na mistrza? Sorry, ale to jakaś popierdółka, a nie poważny gracz.

4:6? Mniej więcej tak mógł się zakończyć mecz w Gdańsku

Tak MOGŁA a nawet POWINNA brzmieć relacja z meczu Lechii z Cracovią. I brzmiałaby, gdyby nie…

a) świetna forma Dusana Kuciaka,
b) juniorskie błędy piłkarzy Cracovii w ofensywie.

O rany, te wszystkie zmarnowane sytuacje będą się śniły krakowskim piłkarzom po nocach. Napocząć gdańszczan mógł szybko Mihalik, ale w stosunkowo nietrudnej sytuacji nie potrafił dobrze przelobować bramkarza. Piątek? Najpierw uderzył bombę po ziemi (obronił Kuciak), później wykorzystał dwójkową akcję z Dąbrowskim strzałem pod ladę, następnie znów trochę bez sensu uderzał po ziemi (i znów obronił Kuciak). Prawie patelnię po kontrze Budzińskiego i Dąbrowskiego miał jeszcze Wójcicki. To tylko pierwsza połowa, a przecież mówimy wyłącznie o sytuacjach, po których istniała realna szansa, że padnie z nich gol. Druga przyniosła nam kolejną niemalże-setkę zmarnowana przez Piątka, nożyce Szczepaniaka wyjęte przez słowackiego bramkarza, dogodną okazję Mihalika, który nie zdołał szybko oddać strzału, zamiast tego zrobił to czytelnie i nieprecyzyjnie. Przy dobrych wiatrach mogliśmy oglądać dziś w Gdańsku pogrom i bynajmniej nie mówimy tu o pogromie urządzonym przez gospodarzy. I pomyśleć, że Lechia do tylu sytuacji dopuściła akurat w momencie, gdy grała czwórką z tyłu i z dwoma defensywnymi pomocnikami. Jak doskonale wiecie – regułą to absolutnie nie jest.

To był typowy mecz z gatunku tych, które – walniemy klasykiem – oddzielają facetów od chłopców. Cracovia nie potrafiła wykorzystać tysiąca sytuacji? To niech sobie pluje w brodę, Lechii wystarczyła jedna i rachunki już były wyrównane. Nie mamy pojęcia, co musielibyście wlać do kieliszka (i jakich musiałby być on gabarytów), by kopnęło to mocniej niż Borysiuk sprzed pola karnego. Trochę z uśmiechem na ustach podchodzimy do sytuacji, w których Ariel próbuje zaskoczyć bramkarza z dystansu, ale dziś trzeba mu oddać, że obroną tego strzału Sandomierski ryzykowałby zdrowie swojej ręki (może dlatego się nie ruszył). Lechia schodziła na przerwę podbudowana psychicznie i z dobrym wynikiem.

Reklama

A to sprawiło, że po zmianie stron oglądaliśmy festiwal. Ledwie obie drużyny zaczęły grać, a Kuświk już leżał w polu karnym podcięty przez Malarczyka, co na gola zamienił Flavio. Polak, który zagrał dziś w miejsce kontuzjowanego Marco, później samemu wykorzystywał sam na sam wykreowane przez Sławczewa (ten też dość nieoczekiwanie znalazł się w składzie i zagrał świetnie). Cracovia niby na moment złapała kontakt, gdy po akcji Budzika piłkę do siatki ładował Piątek, ale tuż po chwili akcję prawą stroną przeprowadził Peszko, dobrze wrzucił, piłkę po drodze strącił van Kessel i wykorzystał ją Wojtkowiak. Było po zawodach.

Chciałoby się oglądać jak najwięcej tego typu meczów, oj chciałoby. Nie oglądaliśmy dziś ani grama kalkulacji. Nawet Lechia, gdy już prowadziła 3:1 i spokojnie mogła odcinać kupony podaniami w trójkącie Borysiuk – Janicki – Maloca, po prostu grała w piłkę i parła po kolejne bramki. Nie wiemy, ilu montażystów wzięło dziś do Gdańska Canal+, ale podejrzewamy, że posklejanie tych wszystkich sytuacji to robota na ładnych kilka godzin. I kilka dobrych minut oglądania.

Cracovia niby wiosną przełamała się już wyjazdowo i zaliczyła pierwszą wygraną w sezonie, ale starych nawyków nie porzuciła i znów dość frajersko straciła punkty. Natomiast zaznaczyć trzeba, że wywarła to na nich Lechia, która nabiera rozpędu i pewności siebie, co może widocznie zaprocentować.

dZMxIqR

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Andrzej Kowal: Mogłem prowadzić kadrę zamiast Antigi, ale nie czułem się gotowy [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Andrzej Kowal: Mogłem prowadzić kadrę zamiast Antigi, ale nie czułem się gotowy [WYWIAD]

Komentarze

56 komentarzy

Loading...