Właśnie zakończyła się całkiem przyjemna przygoda Legii Warszawa w europejskich pucharach. Wśród jej bohaterów bez dwóch zdań wymienić należy Arkadiusza Malarza. Zapewne kilku z was zaryzykowałoby nawet tezę, że bez niego piłkarze Legii fazę grupową Ligi Mistrzów spędziliby tradycyjnie, czyli przed telewizorami, bo jeszcze za kadencji Hasiego golkiper kilka razy ratował tyłki kolegom. Wstęp ten napisaliśmy po to, by nie było żadnych wątpliwości – doceniamy boiskową klasę Malarza. Ale niestety musimy też kilka zdań poświęcić jego pozaboiskowej postawie.
Dziś Malarz popełnił błąd przy jedynej bramce, która dała awans Holendrom. Zdarza się, głupotą byłoby pisanie, że Legia odpadła przez niego, co nie zmienia faktu, że niefortunną interwencję bramkarza Legii widzieli wszyscy – telewidzowie i kibice na stadionie, specjaliści i laicy, zwolennicy Malarza, jego rodzina, znajomi i ci, z którymi ma na pieńku. Nawet stewardzi stojący tyłem do murawy wyłapali wpadkę.
Sęk w tym, że nie wyłapał jej sam Malarz, który po meczu stwierdził coś takiego: “nie dam pożywki hejterom. To nie był mój błąd”.
Czy jesteśmy zdziwieni? I tak, i nie.Tak, bo ostatnio wizerunek bramkarza znacznie się poprawił, w zasadzie ciężko było doszukiwać się na nim zarysowań. Wszystko było spójne – doświadczony zawodnik, który niejedno widział, zachowywał się na miarę swojego statusu. Nie, bo jeśli cofniemy się trochę w czasie, dojdziemy do wniosku, że taki Malarz to… typowy Malarz.
Rzućcie okiem na trzy sytuacje i cytaty:
– Mieliśmy ostatnio spotkanie z sędziami i przepisy niby się zmieniły. Mówiono nam, że można zasłaniać się rękami, kiedy piłka leci prosto w twarz. I ja to zrobiłem. Wiedziałem że znajduję się poza polem karnym, to nie było celowe zagranie.
***
– Po meczu przypomniałem sobie, że większość piszących o piłce, zna się na niej lepiej, niż my – zawodnicy i trenerzy. Przeczytałem, że to był straszny błąd Malarza… Uśmiałem się z tego.
***
– Jeśli to komuś sprawi przyjemność, mogę powiedzieć, że zawaliłem wszystkie bramki.
***
Trzy dość ewidentne babole, trzy wypowiedzi w podobnym tonie. Razem z dzisiejszą sytuacją cztery. Całościowy obraz jest taki – Malarz nie potrafi przyznać się do błędu. Normalnie co złego, to nie on! Trochę się dziwimy. Naprawdę nikt by mu z tego powodu cegłami w dom nie rzucał. To nic złego uderzyć się w pierś, tym bardziej, że przecież nikogo – prócz niewidomych – nie przekona do swoich racji. Więcej – nie tylko nie naraziłby się na śmieszność, ale najprawdopodobniej zyskałby trochę w oczach kibiców, kolegów z zespołu i opinii publicznej.
@K_Stanowski Prosze mi wierzyc, jestem wobec siebie az nazbyt samokrytyczny. Ale to nie moja bramka. To tyle.
— Arkadiusz Malarz (@ArkadiuszMalarz) 23 lutego 2017
Ujmijmy to tak – znamy jedną personę w polskiej piłce, która nigdy nie popełniła błędu. Chodzi o gościa, który prawie wygrał Euro w naszym kraju, choć tak naprawdę je sromotnie przerżnął. Groteskowa postać. Nie warto iść w tym samym kierunku.
MR
Fot. FotoPyK