Po pół roku obecności w poważnej piłce ma szansę założyć opaskę w czwartek w Amsterdamie. Jeśli Magiera nie zdecyduje się wystawić Jakuba Rzeźniczaka (31 l.), to właśnie on będzie dowodził drużyną w starciu decydującym o awansie do 1/8 finału Ligi Europy – pisze o Michale Kopczyńskim „Fakt” i „Przegląd Sportowy”. „PS” serwuje nam dziś również bardzo ciekawy reportaż z Elbląga, gdzie Concordia upada przez hiszpański zaciąg sprzed paru lat. W „Super Expressie” z kolei wart uwagi materiał o Alim Al-Anim, grającym w Podhalu Nowy Targ bramkarzu reprezentacji Iraku.
FAKT
Michał Kopczyński nie tak dawno grał w rezerwach Legii, na Ajax może wyprowadzić kolegów jako kapitan. Błyskawiczny awans „Kopy”.
I po pół roku obecności w poważnej piłce ma szansę założyć opaskę w czwartek w Amsterdamie. Jeśli Magiera nie zdecyduje się wystawić Jakuba Rzeźniczaka (31 l.), to właśnie on będzie dowodził drużyną w starciu decydującym o awansie do 1/8 finału Ligi Europy.
– Hierarchia jest obecnie taka, że pierwszym kapitanem jest Rzeźniczak, a funkcję zastępcy pełni „Rado”. Potem w kolejce jest Kopczyński – mówi szkoleniowiec Legii.
Legia powalczy o przełamanie fatalnej passy polskich klubów w pucharach.
Polskim drużynom nie udało się wygrać żadnego z 28 wiosennych meczów rozgrywanych za granicą w europejskich pucharach! Jeśli więc Legia wygrałaby w czwartek w Amsterdamie, byłby to wyczyn historyczny. Na szczęście do awansu wystarczy jej także bramkowy remis, a taki wynik naszym zespołom udało się wyszarpać 10 razy (przy 18 porażkach). Niepokojące jest jednak również to, że wiosenny remis w pierwszym meczu na własnym boisku nigdy nie dał polskiej drużynie awansu w rewanżu.
Ivica Vrdoljak kończy karierę.
– Dziś oficjalnie kończę swoją piłkarską karierę. Bardzo żałuję tego, że nie mogłem pomóc na boisku, ale waszego wsparcia nigdy nie zapomnę – napisał Vrdoljak na swoim Instagramie.
Kamil Mazek z kolei może stracić młodzieżowe Euro przez zesłanie do chorzowskiego „Klubu Kokosa”.
Kontrakt pomocnika wygasa 30 czerwca tego roku. Mazek otrzymał nową ofertę, ale nie jest chętny do jej parafowania. – Naciski pojawiły się już przed pierwszym meczem piłkarskiej wiosny, ale wtedy jeszcze zagrał – zdradza menedżer piłkarza Cezary Kucharski (45 l.). Mazek jest już po słowie z Zagłębiem Lubin, gdzie ma trafić latem. Dla Mazka brak gry jest bardzo kłopotliwy, bo walczy o miejsce w reprezentacji prowadzonej przez Marcina Dornę (38 l.). W młodzieżówce spisuje się dobrze. W 2016 roku zdobył bramkę w spotkaniu z Ukrainą.
Następnie „Fakt” serwuje nam tekst pomeczowy po City – Monaco.
Kapitalny spektakl w Manchesterze. Prowadzeni przez Pepa Guardiolę (46 l.) piłkarze City wygrali 5:3 z AS Monaco z Kamilem Glikiem (29 l.) w składzie.
– Tylko ja, Kamil i Radamel Falcao graliśmy już podobne mecze. Reszta chłopaków po zakończeniu tego spotkania mogłaby pójść do przedszkola – stwierdził bramkarz Monaco, Chorwat Daniel Subasić. Przez prawie godzinę wydawało się, że młodzi zawodnicy z Księstwa świetnie zdają egzamin. Ale później wszystko się posypało. Piłkarze City, strzelając piątego gola, praktycznie weszli z piłką do bramki.
W ramkach:
– Piszczek w jedenastce weekendu „France Football”
– Tytoń stracił miejsce w składzie Deportivo (szerzej pisze o tym „PS”)
– Paolo Rossi chwali Arka Milika
– Bramkarz Sutton ukarany przez The FA za zjedzenie kanapki podczas meczu
– Kais Al-Aini z Podhala Nowy Targ powołany do reprezentacji Iraku
– Ancelotti ukarany 5 tys. euro za pokazanie środkowego palca kibicowi Herthy
GAZETA WYBORCZA
W „GW” dziś jedynym piłkarskim materiałem jest relacja z meczu Ligi Mistrzów. Rafał Stec pisze o „Karnawale z Kamilem Glikiem”. Stec zachwyca się młodym, obiecującym składem ASM, a dwa pochwalne akapity poświęca temu prosperującemu najlepiej – 18-letniemu Kylianowi Mbappe.
To musiało być widowisko usłane fajerwerkami. Ofensywne inklinacje Guardioli znamy od lat. Natomiast Glik nie dość, że po zmianie klubu uniósł się na pozycję lidera ligi francuskiej – przyjemność, jakiej nie zaznał przez całą karierę – to jeszcze współtworzy drużynę oferującą porywający styl gry. Porywający i najskuteczniejszy w czołowych ligach kontynentu. Monaco jeszcze przed tym meczem strzelało najwięcej goli (średnio 2,9 na mecz), wyprzedzając Barcelonę (2,7), Real Madryt (2,6) i Napoli (2,4).
Kanonadę książęcy klub zawdzięcza eskadrze rozentuzjazmowanej młodzieży, w której najbardziej ekscytuje chyba Kylian Mbappé. 18-letni piłkarz odrzutowy, który w 24 spotkaniach sezonu – zazwyczaj niepełnych – natłukł 11 goli i osiem asyst.
We wtorek niespodziewanie wystąpił w podstawowym składzie. I dołożył 12. bramkę, dającą gościom prowadzenie 2:1. A zanim ją dołożył, szusował między obrońcami City jak opętany. Po tym wieczorze jeszcze przybędzie opinii, że to następne wcielenie rodaka Thierry’ego Henry’ego, który również był diabelnie szybkim napastnikiem przechylonym ku lewemu skrzydłu.
SUPER EXPRESS
„SE” serwuje nam ciekawe story o Alim Al-Anim, bramkarzu Podhala Nowy Targ, który marzy o grze na mundialu dla reprezentacji Iraku.
Na twarzy Kaisa trudno doszukać się irackich rysów, mówi płynnie po polsku, a po arabsku zna tylko kilka podstawowych zwrotów. Ale i tak miewał problemy z powodu pochodzenia.
– Tata jest muzułmaninem, ale ja od urodzenia jestem wychowywany w religii chrześcijańskiej. Nie miał nic przeciwko przystąpieniu przeze mnie do Pierwszej Komunii Świętej czy przyjęciu chrztu. Kiedy byłem dzieciakiem, niektórzy wyzywali mnie z powodu pochodzenia, dostawałem nawet głuche telefony. Ale więcej było pozytywnych żartów. Wołali na mnie “Al-Kaida”, ale moja ksywka teraz to “Ali”. Wychowałem się w Polsce, czuję się Polakiem. Ale nie da się ukryć, że w moich żyłach połowa krwi jest iracka – mówi bramkarz.
Al-Ani zdaje sobie sprawę, że trudno byłoby mu dostać powołanie w reprezentacji Polski. Dlatego łatwiej było mu podjąć decyzję o grze dla Iraku.
Sebastian Szymański zachwycił Zbigniewa Bońka, który napisał o nim na Twitterze, że „ma wszystko”.
Nie ma co się dziwić komplementom, bo postępy Szymańskiego są błyskawiczne. W ciągu dwóch lat awansował z juniorów młodszych do starszych, potem do rezerw, a latem do pierwszego zespołu. W sierpniu zadebiutował w Ekstraklasie przeciwko Arce Gdynia (1:3), a zimą błyszczał w sparingach Legii.
– Nie czuję się największym wygranym z nowych w Legii, ale na pewno zrobiłem duży postęp. Nie ukrywam, że miło się czyta komplementy pod swoim adresem, ale wiem, ile pracy przede mną – zapewnia. Jeszcze jesienią grał w drużynie młodej Legii, w której w Madrycie w meczu z Realem strzelił… samobójczego gola, który sprawił, że przegrali 2:3. – Ten samobój, przez który przegraliśmy, jakiś czas we mnie siedział – tłumaczy wychowanek Top 54 Biała Podlaska, z którego pochodzi też m.in. Ariel Borysiuk.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Po takim meczu i okładka nie mogła być inna. Kanonada w Manchesterze.
Kamil Glik przekonał się, jak duży jest przeskok między Ligue 1 a Ligą Mistrzów i grą z zespołem klasy Manchesteru City.
Z powodu zawieszenia w Manchesterze brakowało podstawowego partnera Glika na środku obrony – Jemersona. Zastąpił go doświadczony, ale dość ociężały Andrea Raggi, przy którym swoich szans szukał dynamiczny argentyński napastnik. W powietrzu Kamil w większości sytuacji wyskakiwał wyżej niż Aguero i wybijał piłkę, ale nie zatrzymał Kuna, który skończył mecz z dwoma golami i asystą. Kiedy tylko miał odrobinę przestrzeni, pokazywał Polakowi różnicę w przyspieszeniu.
Były defensor Torino od samego początku miał ograniczone pole manewru, bo w 8. minucie sędzia Antonio Mateu pokazał mu żółtą kartkę za nieprzepisowe zatrzymanie Leroya Sane. Glik popełnił dopiero pierwszy faul, a decyzja Hiszpana była pochopna, ale sprawiła, że Kamil musiał się pilnować. Upomnienie ma poważne konsekwencje, Polaka zabraknie w rewanżu.
Dzisiejszy mecz Porto – Juventus „Przegląd” zapowiada jako starcie bramkarskich legend.
Są mistrzami świata, wielokrotnie zdobywali krajowe trofea, ale z duetu Gianluigi Buffon – Iker Casillas, to Hiszpan wygrał trzykrotnie puchar Ligi Mistrzów, o którym 39-letni Włoch marzy od początku kariery. W środę znów staną naprzeciwko siebie. „Niekończący się pojedynek” – pisze o starciu bramkarskich legend „La Gazzetta dello Sport”. – Mieliśmy podobne kariery. Zaczęliśmy w bardzo młodym wieku – mówi Casillas, komentując rywalizację z Buffonem. To prawda, są też podobni pod względem charakteru. Ich wybrankami serca zostały dziennikarki.
Jacek Magiera zastanawia się nad optymalnym ustawieniem na mecz z Ajaksem. Główny dylemat to skład ofensywy, oprócz tego Magiera może zastąpić Brozia na prawej obronie wracającym po kontuzji Rzeźniczakiem.
Z naszych informacji wynika, że trener Legii bardziej się skłania ku opcji, by wystawić Kucharczyka na skrzydle, ale za Waleriego Kazaiszwilego, który w pierwszym meczu z Ajaksem grał zbyt egoistycznie. Tyle że takiego rozwiązania nie próbował jeszcze w żadnym spotkaniu: ani o punkty, ani w sparingu. – Kucharczyk z boku, Odjidja-Ofoe za napastnikiem, którym będzie Necid, to idealna trójka. Powinna przeciwstawić się Ajaksowi, wyprowadzić szybką kontrę. Dorównują Holendrom szybkością – mówi Czereszerwski.
Trzeba pamiętać, że w Amsterdamie zabraknie odsuniętego za kartki Miroslava Radovicia. Dlatego występ Kucharczyka wydaje się przesądzony, a Necid otrzyma kolejną szansę, by coraz lepiej poznawać zespół i zgrywać się z zawodnikami ofensywnymi. Poza tym może być przydatny przy stałych fragmentach i kiedy Legia będzie potrzebowała utrzymania się przy piłce na połowie rywala.
W Piaście i Lechii problemy. W zespole z Gliwic okresu przygotowawczego w pełni nie przepracowała prawie 1/3 drużyny – Martin Bukata, Michał Masłowski, Hebert, Edvinas Girdvainis, Łukasz Sekulski i Lukas Cmelik. Z kolei lider ma problem z dużą liczbą kartek.
Kartkowym rekordzistą w gdańskim zespole jest Rafał Janicki (osiem). Sześć otrzymał Mario Maloca. To obrońcy, więc w ich przypadku liczba upomnień nie dziwi. Ale i ofensywni piłkarze Lechii nader często są kartkowani.
Skrzydłowy biało-zielonych Sławomir Peszko został już ukarany w ten sposób siedmiokrotnie! Rafał Wolski uzbierał cztery kartki, Grzegorz Kuświk trzy. – To wynika z tego, że Lechia ma wielu ofensywnych piłkarzy, którzy próbując odebrać piłkę robią to jednak nieporadnie. Nie potrafią jej tak czysto wygarnąć jak gracze defensywni. Często kończy się faulem. I to zarówno po stracie, jak i wtedy, kiedy usiłują przerwać kontratak. Lechia stara się grać w piłkę. Liczba kartek to odpowiednik tej gry. Nie są to faule brutalne. Nie jest to zespół, który wychodzi na boisko z myślą, by pokopać przeciwnika – uważa ekspert nc+ Maciej Murawski.
O odstawionym za nie podpisanie nowego kontraktu Kamilu Mazku Leszek Błażyński pisał już na łamach „Faktu”. Bruk-Bet Termalica z kolei ma wreszcie pierwsze wzmocnienie tej zimy – do rozgrywek został zgłoszony Krystian Peda.
Dopiero tydzień przed końcem okna transferowego Bruk-Bet pozyskał pierwszego zawodnika. Trener Czesław Michniewicz zapowiadał, że jeśli ktokolwiek dołączy do zespołu, to tylko młodzi piłkarze, którzy będą powoli przystosowywać się do ekstraklasowych wyzwań. 19-letni Krystian Peda spełnia te wymagania. Były zawodnik Pogoni Szczecin, z którą kontrakt wygasł mu z końcem 2016 roku, przyjechał na testy do Niecieczy już w styczniu. Zaprezentował się na tyle dobrze, że poleciał z drużyną na obóz do Turcji, gdzie występował w sparingach. Po powrocie do Polski podpisał kontrakt z małopolskim klubem. Niewykluczone, że już miałby za sobą debiut w kadrze meczowej, ale nie udało się na czas załatwić wszystkich formalności. – W najbliższych meczach będzie już brany pod uwagę – zapewnia szkoleniowiec piłkarzy z Bruk-Betu.
„PS” przedstawia Elvisa Kokalovicia, nowego obrońcę Lecha. Okazuje się, że podejrzewano u niego nowotwór.
– Kiedy trafił do pierwszego zespołu, spytałem ówczesnego trenera Rlvisa Skorię, dlaczego wziął akurat jego. Mieliśmy wtedy z 5-6 utalentowanych juniorów. Ten zażartował, że tak zrobił, bo mają identyczne imię – wspomina Roy Ferencina (były trener Kokalovicia w Slavenie Belupo – przyp. red.). Kokalović dostał je na cześć Elvisa Presleya, którego utworami byli zafascynowani rodzice piłkarza.
W Turcji nowy piłkarz Lecha miał problemy ze zdrowiem. Podejrzewano nawet, że ma raka. Na szczęście jego kłopoty nie okazały się tak poważne. Badania wykazały, że cierpi na zapalenie kości łonowej, co spowodowało, że stracił dużą część sezonu 2013/14. W 2015 roku zmienił klub. Przeszedł do Karabuksporu i długo leczył kontuzję, dlatego w barwach tego zespołu rozegrał tylko osiem meczów w tureckiej ekstraklasie.
W Wiśle doszło do zmian, o których nikt oficjalnie nie informował. Manuel Junco poza zarządem, znalazł się w nim z kolei Damian Dukat.
Wiceprezesem do spraw sportowych nie jest już Manuel Junco. Hiszpan nadal będzie kierował polityką kadrową klubu, ale już spoza zarządu. Został powołany na stanowisko dyrektora sportowego. Po tym, jak to ujawniliśmy, klub określił, że była to kosmetyczna zmiana bez wpływu na działalność Wisły, a Junco chce w 100 procentach skupić się na pracy w pionie sportowym. Przy okazji na jaw wyszło, że w grudniu do zarządu spółki z rady nadzorczej oddelegowany został Damian Dukat. Ma 29 lat i jest prezesem Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. W przeszłości Dukat był menedżerem siłowni „White Star Power”, której jednym z twórców jest Paweł M., pseudonim „Misiek”, mający na koncie kilka wyroków.
Spas Delew wraca do gry po kontuzji, a „Przegląd” serwuje nam jego sylwetkę.
Tak jak zimą kibice Portowców drżeli o zdrowie skrzydłowego, tak latem po jego zatrudnieniu mogli obawiać się o tempo aklimatyzacji w Szczecinie. W Mersin Idman Yurdu i Las Palmas nie odnalazł się, dwa razy wraca do ojczyzny. Bariera językowa – to miał być kluczowy powód niepowodzeń. Delew słabo znał angielski. Dziś jest tylko trochę lepiej, ale 27-latek szybko uczy się polskiego. W szatni jest głośny, porozumiewa się mieszanką angielskiego i polskiego. Zagaduje, żartuje, korzysta ze słówek, które zdążył poznać. W rozmowie płynnie przechodzi z jednego języka na drugi. Bułgarskiego używa rzadko, głównie, kiedy się złości i… przeklina.
Zespół zaakceptował Delewa. Kibice nadali mu przydomek „Dzik” ze względu na boiskową energię, koledzy z murawy – „Bułgarski Sztangista”. Bo ma muskularną sylwetkę, czyli wizualnie przypomina stereotypowego przedstawiciela podnoszenia ciężarów z Bułgarii. Kiedy podczas marketingowej sesji zdjęciowej okazało się, że jednym z rekwizytów jest imitacja sztangi, decyzja drużyny była jednogłośna. Dekoracja trafiła w dłonie skrzydłowego.
Bartosz Kwiecień z Korony Kielce chciał przestać grać w piłkę. Teraz zrywa z łatką brutala.
– Byłem sfrustrowany. Miałem dość. Dodatkowo zaczęły się problemy ze zdrowiem. W krótkim czasie złapałem kilka kontuzji, miałem trzy operacje. Kiedy obudziłem się po ostatniej i zobaczyłem nad sobą szpitalne lampy, pomyślałem sobie: „Cholera, po co mi to?”. Chciałem skończyć z piłką – opowiada Kwiecień. Chwilę słabości pomogli przetrwać mu najbliżsi. – Uświadomili mi, że bez futbolu nie mógłbym funkcjonować – opowiada. Po miesiącach spędzonych na rehabilitacji Kwiecień wrócił do normalnych treningów, ale cały czas nie było dla niego miejsca w pierwszej drużynie Korony, dlatego zdecydował się na wypożyczenie do Chrobrego Głogów. – Bardzo pomógł mi trener Ireneusz Mamrot. Sprawił, że znów uwierzyłem w siebie, bo zaczynałem wątpić, że potrafię grać w piłkę – mówi.
Michał Głuszniewski i Marcin Stus wybrali się do Elbląga i przywieźli stamtąd reportaż o upadającej przez współpracę z firmą DERS Group Concordii.
Niestety, w Concordii uwierzono w złote góry naobiecywane przez DERS Group. Klub zawarł z nimi umowę, że w przypadku znalezienia sponsorów, zawodnicy zostaną na dłużej, a współpraca będzie zacieśniona. Ale była też klauzula, że w przypadku nieznalezienia sponsora umowy zostaną rozwiązane, co się faktycznie stało. Hiszpanie mieli zarabiać po 500 zł, trener 1500. Nieoficjalnie mówiło się, że w Concordii miał zainwestować… producent afrykańskiego piwa. Sponsora jednak nie znaleziono, umowy rozwiązano, z przybyszami się pożegnano i wydawało się, że wszystko jest załatwione.
Niestety dla Concordii – nie było. – Hiszpanie w odstępie kilku miesięcy wysłali do organów FIFA donosy. Wynikało z nich, że mieli dostawać znacznie więcej, nawet 3000 zł miesięcznie – mówią nam prawnicy Kancelarii Prawa Sportowego Lex Sport, którzy zajmują się sprawą. Żądania Hiszpanów mogą sprawić, że klub z Elbląga zbankrutuje. – Każdy zawodnik domaga się kilkunastu tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę roszczenia, koszty postępowania, odwołań, itp., klub może stracić nawet 120 tys. złotych. To tyle, ile wynosi roczna dotacja od miasta, czyli praktycznie roczny budżet.
Przemysław Tytoń płaci za przeciętność.
Tylko dwa razy Polak zachował czyste konto, a w pozostałych meczach wpuścił aż dwadzieścia goli. Nie mówiło się dobrze o jego grze, zazwyczaj był po prostu w cieniu. – Nie puszczał głupich bramek, ale też nie wnosił żadnej wartości do gry. Miał być gwarancją punktów i skutecznych interwencji, a w żadnym meczu nie uratował Deportivo. Podobnie zresztą jak Lux. Obaj są w tym sezonie przeciętni, więc trener musi wybierać mniejsze zło. Na razie Tytoń wyczerpał cierpliwość trener a kibiców – ocenia Luis de la Cruz, który jest korespondentem dziennika „AS” w Galicji.