Jasne, że każdy docenia osiągnięcia Kamila Glika w Ligue 1, ale Polak też po to zmienił Torino na Monaco, by nie błyszczeć tylko na krajowym podwórku. To ma już za sobą, przyszedł czas pokazania się na europejskich salonach i jeśli jeszcze w fazie grupowej rywale byli – nazwijmy to – dość przyziemni, to już dzisiaj sprawdzian przed Polakiem stał solidny. Niestety, trudno wystawić mu za niego dobrą ocenę.
Wiadomo, że najbardziej rzuca się w oczy aż pięć bramek straconych przez gości – sorry, ale nie zauważyć tego, to jak przegapić słonia stojącego na wyjeździe z garażu. A skoro City skarciło Monaco aż pięciokrotnie, pierwszym pytaniem jakie należy zadać jest to, ile razy lepiej mógł zachować się Glik. Spójrzmy:
Pierwszy gol. Ciężko się o tę bramkę do Polaka przyczepić. Tempo akcji było bardzo szybkie, cała obrona Monaco w rozjazdach – goście dali się rozklepać, na co Glik nie mógł w żaden sposób zaradzić.
Drugi gol. Ten idzie w największym stopniu na konto Subasicia, ponieważ taki strzał bramkarz musi obronić obudzony w środku nocy po wielogodzinnej imprezie. Tymczasem Chorwat zawalił kompletnie, przepuścił kompromitującego flaka i nie ma o czym gadać, pytając na przykład czy Glik zostawił za dużo miejsca napastnikowi. Nie, Polak odprowadza Aguero w ostry kąt, bramkarz broni i tyle.
Trzeci gol. Tutaj największym winowajcą jest Sidibe, który zaspał przy uderzeniu Aguero.
Czwarty gol. Ten będzie największym wyrzutem sumienia dla Kamila – zgubił kompletnie krycie Stonesa, zamiast Anglika przypilnował trawę, więc obrońca City z bliskiej odległości pokonał Subasicia.
Piąty gol. Z pozoru, Glik nie maczał palców przy tej bramce, ale to on w rozwojowej fazie akcji pilnował Aguero: najpierw pozwolił mu na rozegranie piłki, a potem dał mu odjechać i dograć Sane do pustej bramki.
Do tego dochodzi jeszcze żółta kartka jaką otrzymał Glik, a która eliminuje go z rewanżu – wyłapał ją bardzo szybko, bo już w ósmej minucie. Sane przerzucił Polaka, obrońca nie wyhamował i spowodował upadek Niemca. Wiadomo, że sędziujący Lahoz mógł sobie darować, bo rozdawał dzisiaj kartki w tempie karabinu maszynowego, ale sobie nie darował, a Glik dał mu pretekst i tyle.
Ale nie przesadzajmy: Glik miał też momenty, kiedy pomagał zespołowi, zaliczając na przykład 10 skutecznych wybić, kiedy oddalił zagrożenie:
Miał też parę bloków dośrodkowań i był bliski strzelenia gola, ale został bardziej trafiony piłką niż ją uderzył, a ta minęła bramkę Caballero.
Jednak zbierając to wszystko do kupy, trudno wystawić dzisiaj Glikowi dobrą notę – Monaco straciło pięć bramek, a polski obrońca ponosi odpowiedzialność za dwie (czwartą i piątą). Na pocieszenie można jedynie dodać, że stoperom trudno było się w tym szalonym spotkaniu odnaleźć i obrońcy warci dużo więcej niż Glik (Stones!), również popełniali sporo błędów.
Fot.FotoPyK