Gdzieniegdzie można usłyszeć, że limit obcokrajowców spoza UE to regulacja, która chroni naszą ligę przed obcokrajowcami i w ogóle jest strzałem blisko dychy. Nasze zdanie znacie, bo nie zmieniamy go od dawna – limit zabezpiecza tę ligę tak, że zamiast brazylijskiego i afrykańskiego szrotu przyjeżdża do nas szrot hiszpański i słowacki. Ot, cała różnica. I doskonale widać ją na przykładzie Wisły Kraków i Śląska Wrocław, czyli dwóch klubów, które w sezonie 2016/17 ściągnęły do naszej ligi najwięcej obcokrajowców.
Wprawdzie nie przesądzamy, że wszyscy są beznadziejni (szczególnie nie przesądzamy tego w kontekście piłkarzy z Krakowa, bo – najzwyczajniej w świecie – jeszcze nie mieliśmy okazji ich ocenić), natomiast fakt faktem – obie te szatnie spuchły ostatnio od obcokrajowców. Nie chcemy już nawet rzucać patetycznymi hasłami w stylu “dobro polskiej piłki”, ale z oboma drużynami z miesiąca na miesiąc coraz trudniej będzie się kibicom identyfikować. Stara prawda jak świat – chłopakowi z sąsiedztwa można wybaczyć wiele, od przybysza z drugiego końca świata tylko się wymaga.
Oto zestawienie transferów obu klubów z sezonu 2016/17. Na początek Wisła*:
11 ruchów, 7 obcokrajowców. Przypominamy sobie drugą część rundy jesiennej, w której nazywaliśmy Wisłę najlepiej grającą drużyną ligi, później rzucamy okiem na te transfery… Ciężko nam oprzeć się wrażeniu, że momentami jest to uszczęśliwianie trenera na siłę. Weźmy takiego Spcicia – gość nie wymyślił prochu ani w Interze Baku (grał rzadko), ani w NK Osijek (grał rzadko), ani w Dinamie Tbilisi (grał rzadko), więc dlaczego mamy zakładać, że okaże się strzałem w dychę w Wiśle? Albo taki Pol Llonch – naprawdę facet, który w życiu nie sprawdził się nigdy poza Segundą B (trzeci poziom rozgrywek) będzie u nas robił za szefa? Czy ściąganie Cristiana Echavarria, o którym wiadomo tyle, że jest kolegą Evera Valencii, serio było potrzebne? Raczej postawilibyśmy pieniądze na to, że Wisła bez niektórych obcokrajowców poradziłaby sobie równie dobrze. Trzon drużyny jest już dawno zbudowany i część z nich zwyczajnie będzie robić za piąte koło u wozu. Przypomnijmy, że mowa o klubie, którego sytuacja finansowa wcale nie jest ustabilizowana (choćby brak sponsora na koszulkach) i w którym piłkarze pod koniec roku mieli zaległości w otrzymywaniu pensji.
Jak to wygląda w Śląsku?
11 transferów, 9 obcokrajowców. W przypadku Śląska ruchy ocenić jest łatwiej z dwóch powodów – większość z nich dokonał latem, a zimą – mimo zapowiedzi, że czas stawiać na Polaków – wziął piłkarzy sprawdzonych na naszym rynku (są to dobre wzmocnienia). Gdy jednak przyłożyliśmy nasz szrotometr do nazwisk Alvarinho, Goncalves czy Stjepanović – ten prawie wybuchł nam w rękach. Lekko zagrzał się też przy nazwiskach Riera i Roman, ale upłynęło jednak jeszcze za mało czasu, by ich oceniać. Dziś już z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy stwierdzić jednak, że zbawcami tej ligi nie zostaną. Podobnie zresztą jak Kamenar, który okazał się takim fachowcem, że aż nie potrafi wygrać rywalizacji o miejsce w składzie z Mariuszem Pawełkiem. No naprawdę jesteśmy pod wrażeniem.
Można więc mówić piękne rzeczy o limicie obcokrajowców, można teoretyzować, można próbować zachwalać całą ideę…
A później na salę wchodzą władze Wisły i Śląska. I zapraszają do siebie tylu obcokrajowców, że ci aż nie mieszczą się w drzwiach.
*oznaczenia szrotometru: minus – szrotometr nie ma zastrzeżeń, pytajnik – szrotometr jeszcze nie wie, SZROT – szrotometr mocno nagrzany.
Fot. 400mm.pl