Rola zaawansowanych statystyk w piłce nożnej stale się zwiększa. Coraz więcej zależy od tysięcy stron z danymi oraz ludzi, którzy je przetwarzają i analizują. Dawno minęły czasy, w których laptopy robiły za podstawkę pod kawę, co więcej, teraz liczy się, kto ma dostęp do bardziej zaawansowanego oprogramowania. W świat liczb wspomagających piłkę wprowadza nas Łukasz Krupa z platformy InStat, która dostarcza dane analityczne, motoryczne, a także współpracuje przy skautingu z klubami ekstraklasy.
***
Wytłumacz mi jedną rzecz. Dlaczego w transmisjach Ligi Mistrzów przy zawodnikach schodzących z boiska od razu wyświetla się, ile przebiegli kilometrów, a w ekstraklasie takich danych nigdzie nie ma?
Takie pomiary można realizować w każdej lidze. Jako InStat robimy je chociażby w lidze czeskiej czy słowackiej, gdzie piłka jest mniej popularna. A u nas wciąż niestety nie. A przecież to nie tylko pomiar przebiegniętych kilometrów na potrzeby transmisji, ale przede wszystkim analiza, jak zawodnicy biegają – na jakiej intensywności oraz ile razy powtarzają tę najwyższą, czyli szybkie biegi i sprinty. To niebywała pomoc dla każdego trenera. Mogę zdradzić, że obecnie prowadzimy rozmowy w tym zakresie z Ekstraklasą.
Co jest potrzebne, by takie pomiary realizować?
Niestety nie da się tego robić na bazie materiału TV, w tzw. post-process’ie. Mecze muszą być nagrywane po naszemu na stadionie. Wykorzystujemy do tego dwie nieruchomo stojące kamery, przeliczamy parametry, a obraz przerabiamy później na 2D. Nie jest to praca automatyczna. Zarządza tym człowiek, który musi wszystko samodzielnie skalibrować. Zobacz, na boiskach – które mogą mieć różne wymiary – są pewne wartości stałe, jak linie pola karnego czy okrąg na środku. Na tej podstawie kalibrujemy całe boisko, a potem wystarczy, by osoba robiąca mecz oznaczyła zawodników. Mamy wtedy odległości, mamy czasy, więc mamy i szybkości.
To gdzie leży problem? Nie ma na to kasy?
To może być kwestia kasy, chociaż nasze usługi są naprawdę w przystępnych cenach. Z rozwiązań dostępnych na rynku nasze jest najtańsze, bo mamy własny sprzęt i operatorów – kluby nie muszą kupować kamer i zatrudniać ludzi. Ceny są szokująco dostępne.
To znaczy?
Gdyby podzielić to na zawodników biorących udział w meczu, wyszłoby pewnie około 30 euro na głowę. Budżety klubów są powszechnie znane, zarobki niektórych piłkarzy również. W tym kontekście to naprawdę nie są wielkie wydatki.
No dobra, ale te 30 euro trzeba od razu przemnożyć przez wszystkich zawodników obydwu drużyn.
Zgadza się.
To kto w końcu powinien być nabywcą tych usług? Kluby, liga czy telewizja?
Zobacz, mamy tu dwa ważne aspekty. Po pierwsze, to mega urozmaicenie dla kibica, świetny materiał do analiz dla komentatorów oraz ekspertów w studiu. Wniosków można wyciągnąć multum. Przykładowo, jeśli zespół przegrywa 0:1, a w TOP 5 piłkarzy z największą liczbą przebiegniętych kilometrów jest pięciu przegranych, to jest to świetny materiał do analizy w studiu. A po drugie, to ogromna baza materiałów dla trenera. Jeżeli będzie otrzymywać taką analizę – mierzoną tą samą metodą przez pół roku – to będzie w stanie wysnuć wnioski o potencjale motorycznym każdego zawodnika. Przy nałożeniu na to mikrocyklu treningowego, może też sprawdzić, kiedy i jak reagują jego zawodnicy.
Nadal nie powiedziałeś, kto mógłby to zamówić.
Ten, kto ma taką potrzebę. W Polsce sytuacja jest taka, że Ekstraklasa sprzedaje prawa telewizyjne do Canal+, który pokazuje ligę, ale sygnał realizuje Live Park, czyli spółka związana z Ekstraklasą. Canal+ mówi – wydaliśmy już dużo na prawa i więcej nie chcemy. Ekstraklasa mogłaby to jednak zrobić i mam nadzieję, że od nowego sezonu wreszcie zaczniemy. Rozmawiamy na ten temat już dość długo, w zeszłym sezonie robiliśmy testy z Live Parkiem z trzech stadionów z różnymi infrastrukturami. Robiliśmy to live, by mogli to od razu pokazać w transmisji. Tak to działa chociażby w Rosji, skąd pochodzi nasza firma – komentatorzy mają na bieżąco wszystkie plansze i dzięki temu zyskuje odbiorca. Zyskać mógłby też PZPN, ponieważ taki materiał z ekstraklasy to duża wiedza dla reprezentacji Polski.
Czyli same korzyści – zysk szkoleniowy i marketingowy.
Tu nie ma słabych stron. No chyba, że patrzymy z perspektywy jednostek, które najmniej intensywnie biegają i pokonują najmniejsze dystanse. Dla takich piłkarzy to faktycznie byłby minus, bo pewnie zostaliby wyeliminowani. Ale to przecież powinno leżeć w interesie klubów i Ekstraklasy.
Które kluby realizują takie pomiary na własną rękę?
Z tego co wiem, to Legia współpracuje z Amisco również w tym zakresie, ale tylko na swoim stadionie, bo w tym systemie trzeba wyposażyć cały stadion w komplet kamer. Z nami współpracuje Lechia, której – na życzenie klubu – robimy tylko domowe mecze oraz współpracuje z nami reprezentacja Polski już w pełnym zakresie. Dla kadrowiczów pomiary realizujemy wszędzie – u siebie, na wyjeździe, w meczach towarzyskich, eliminacyjnych czy na Euro 2016.
Niektórzy korzystają jeszcze z GPS-ów.
Tak, w lidze można grać w kamizelkach GPS. W Polsce funkcjonuje kilka firm obsługujących takie pomiary i na przykład Zagłębie Lubin stwierdziło, że woli GPS-y, bo mogą je wykorzystywać również na treningu. To rozsądne, ale dobrze by przy tym było, by monitorowani byli wszyscy zawodnicy, a nie niektórzy, jak to się zazwyczaj dzieje. Legia też się tym posiłkuje, niezależnie od Amisco. Problemem GPS-ów może być jednak sygnał, zwłaszcza na stadionach wpół zamkniętych.
I co wtedy?
Ciężko mi się wypowiadać, bo my nie korzystamy z GPS-ów. Robiliśmy jednak kiedyś testy dla reprezentacji Polski, mamy też dane porównawcze zrobione na Ferencvarosie. Wiesz, na rynku nie ma rozwiązania doskonałego, zarówno my, jak i Amisco czy inne firmy obsługujące GPS-y mają margines błędu. Ważne jest, by dane zbierać tą samą metodą w dłuższym czasie. My oczywiście badamy rozwiązania konkurencji, w której – bez podawania szczegółów – kilka razy potrafiliśmy wskazać błędy. Dam ci przykład – od jednego z trenerów słyszałem kiedyś, że Babiarzowi zmierzono na Legii przebiegnięty dystans 17 kilometrów. To raczej niemożliwe.
Ile klubów ekstraklasy w ogóle nie mierzy motoryki swoich piłkarzy?
Z mojej wiedzy wynika, że jakaś połowa klubów w ogóle tego nie robi. Jak spojrzysz na tabelki z budżetami klubów, to mniej więcej wskaże ci ona, kto z tego korzysta, a kto nie. Jakkolwiek spojrzeć, ma to związek z finansami, ale to są inwestycje, a nie wydatki – trzeba to sobie jasno powiedzieć. Najbogatsi, jak Legia, mogą sobie pozwolić i na GPS-y, i na Amisco.
W jaki sposób przedstawiacie klubom dane motoryczne?
To raport podzielony na okresy 15-minutowe, na połowy, na czas podczas posiadania piłki i bez niej – by sprawdzić jak zespół biega w określonych przedziałach i warunkach. Już nawet z jednego spotkania można wyciągnąć szereg wniosków – chociażby taki, że na początku drugiej połowy intensywność była niższa, czyli być może w przerwie w szatni spadło pobudzenie graczy. To są obiektywne dane, z którymi nie da się dyskutować. To działa podobnie, jak w przypadku raportów techniczno-taktycznych. Jeżeli masz stopera 195 centymetrów wzrostu, który co mecz notuje dwa wygrane pojedynki powietrzne na dziesięć, to trzeba się zastanowić, czy on odpowiednio swój wzrost wykorzystuje. I, przede wszystkim, nie można liczyć, że w kolejnym meczu on wygra takich pojedynków siedem. Analogicznie, jeśli zawodnik wykonuje średnio 30 sprintów na mecz, a w kolejnym meczu w 60 minucie ma ich już 40, to pewnie zaraz potrzebna będzie zmiana.
Fragment raportu motorycznego przygotowanego na prośbę Stanisława Czerczesowa z meczu Legia-Brugge 1:1 (22.10.2015) – piłkarze Legii.
Jest też druga strona medalu – klub może nie chcieć pomiarów, żeby przeciwnik się nie dowiedział przed meczem, że ten wysoki stoper nie umie grać w powietrzu.
Z moich obserwacji wynika, że takie myślenie jest częstsze u nas, w Polsce. W Europie zachodniej już dawno wszyscy z tym pracują i nikt takich wątpliwości nie ma. Tam skupiają się na tym, co można z tego wyciągnąć dla siebie. A my zawsze staramy się nie myśleć o meritum, tylko o tym, co jest dookoła. Stąd często jest tak, że dostajemy prośby, by nie udostępniać danych statystycznych chociażby kibicom.
I nie robicie tego.
Nie, zwłaszcza tych bardziej szczegółowych, które są zrozumiałe tylko dla klubowych analityków. Dane, które czasem pojawiają się w sieci – w tym na Weszło – są bardziej okrojone dla czytelnika, który zazwyczaj nie ma ochoty sięgać aż tak głęboko. Wracając jeszcze do udostępniania danych – niektórzy strasznie się przed tym wzbraniają, ale przecież każdy może sobie wejść na stadion i wszystko policzyć, prawda? Kto ile ma kontaktów, ile przegranych, wygranych itd. Co innego jednak z danymi motorycznymi, których nie da się zebrać bez udziału technologii. Tych bieżących nigdzie nie udostępniamy.
Z jakimi danymi przeciętny kibic nigdy się nie zapozna?
Jest ścisły podział na to co może i nie może pojawić się w mediach. Liczba przebiegniętych kilometrów – jak najbardziej. Natomiast powtarzalność biegów z wysoką częstotliwością to dane, które są przeznaczone wyłącznie dla klubów, które są naszymi klientami. Zwróć też uwagę na inny aspekt – wyobraź sobie, że taki materiał jest co tydzień zbierany w ekstraklasie. To byłaby gigantyczna wiedza dla sztabu reprezentacji Polski. Można by odkryć jakiś talent motoryczny, jakiegoś chłopaka, który nie dość, że dobrze biega, to jeszcze dobrze wygląda w innych aspektach. Można by też skonfrontować to z wynikami z innych lig. To są same dobre rzeczy. Naprawdę chciałbym usłyszeć jakiś argument przeciw.
Fragment raportu motorycznego przygotowanego na prośbę Stanisława Czerczesowa z meczu Legia-Brugge 1:1 (22.10.2015) – porównanie zespołów.
Ale jak porównywać te dane, skoro w większości są poufne?
Czasami kluby proszą mnie o raport z innej ligi, bo chcą dokonać pewnych odniesień. Część trenerów koniecznie chciała otrzymać raport z finału Ligi Mistrzów – w takich przypadkach staram się być pomocny. Ale to wszystko funkcjonuje w zamkniętym piłkarskim gronie, które ma do siebie zaufanie. Sztab reprezentacji może się natomiast zgłosić do klubów po raporty motoryczne i porównać dane we własnym zakresie. Celem jest rozwój, nic więcej. Korzyści potrafią być naprawdę zaskakujące. Podam ci przykład – kiedyś przedstawiciel jednego z klubów powiedział mi, że gdyby miał raporty potwierdzające świetne predyspozycje motoryczne swojego piłkarza, mógłby go sprzedać o 100 tysięcy euro drożej. Gdyby wykazał w ten sposób powtarzalność, miałby w ręku dodatkowy atut.
Odchodząc już od motoryki, w jaki sposób zbieracie dane do raportów techniczno-taktycznych?
Bazujemy na obrazie TV, to nam wystarcza. Jest to praca, którą wykonuje osoba we współpracy z oprogramowaniem. Sprawny analityk jest w stanie przeliczyć i otagować jeden mecz w ciągu sześciu-ośmiu godzin. Mamy też opcję, żeby opracowywać mecz live, mamy wtedy czterominutowy poślizg i – poprzez specjalną aplikację – dostarczamy dane trenerom prosto na ławkę. Ale w takim wariancie musimy postawić swoich ludzi na stadionie, musi to być zliczane na miejscu.
Jakie dane zbieracie i do jakiego poziomu szczegółowości dochodzicie?
Przede wszystkim łączymy dane cyfrowe z graficznymi. Szerszy obraz daje na przykład mapa boiska z zaznaczonymi miejscami pojedynków, gdzie widać w których miejscach były wygrane, a w których przegrane. To samo z siatką podań czy średnimi pozycjami zawodników. To też jest fajna sprawa, bo jeżeli trener powie w przerwie: “panowie, gramy za nisko, stoperzy muszą podejść wyżej”, a po meczu raport wykaże, że stoperzy w drugiej połowie grali jeszcze niżej, to mamy informację o braku realizacji założeń. Cały raport składa się z 30 stron i dotyczy obu drużyn. Do tego 25 stron raportu o każdym z zawodników. Informacji jest naprawdę dużo, ale tu dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii – jak to jest potem wykorzystane.
I na jaki grunt trafiają wasze raporty?
Jest coraz lepiej. Mamy czternaście klubów w ekstraklasie, z którymi współpracujemy, więc mam mniejszy lub większy kontakt z czternastoma sztabami i na tej podstawie mogę już wyciągnąć jakieś wnioski.
Jak wygląda wasza współpraca?
Jedni kontaktują się bardzo często, inni mniej, ale to też nie jest tak, że jestem tu niezbędny. Zazwyczaj dostaję prośby o jakiś ekstra raport. Na przykład jeśli zespół przeciwny zmienił trenera trzy tygodnie temu, to analitycy nie chcą oglądać, jak drużyna grała od początku sezonu, tylko interesuje ich ostatni okres, już po zmianie. Tu jednak także dotykamy problemu selekcji informacji. Wiadomo, pierwszy trener zazwyczaj nie ma czasu, by się takim raportem zająć, odpowiednio go opracować. Sam byłem trenerem i rozumiem, jak to działa. Pierwszy trener powinien dostać informację maksymalnie okrojoną i skondensowaną, według szablonu, który sam wyznaczy. Na przykład sztab reprezentacji ma swój autorski pomysł – wyciągają średnie, obserwują jakie liczby generuje zawodnik z tygodnia na tydzień, wszystko to porównują i nakładają obraz video. To daje im miarodajny obraz wszystkich zawodników.
Rozszyfruj kilka parametrów, które brzmią dosyć podobnie. Odbiór to…
Aktywna akcja zawodnika nastawiona na zabranie mu piłki.
Odzyskanie piłki?
Działanie gracza – jak np. wygrany pojedynek, odbiór, wbiegnięcie w linię podania – kończące posiadanie piłki przez przeciwnika i dające szansę na dokonanie szybkiego ataku.
Przejęcie?
Polega na zabraniu bezpańskiej piłki, zagranej na wolne pole przez przeciwnika czy np. kiedy zawodnik stoi na linii podania.
I coraz więcej trenerów przekonuje się do takich statystyk?
Tak, jest coraz większa świadomość, ale wciąż brakuje jeszcze rąk do pracy. I do tego kluby też muszą się przekonać. Jak popatrzysz na kluby angielskie, to tam pokój analityków jest większy niż u nas cały sztab. Mam oczywiście świadomość różnicy budżetów, ale to się u nas musi zmienić. Jeden z trenerów ekstraklasowego klubu powiedział mi kiedyś: “Słuchaj, ja bym chciał mieć dane motoryczne, dużo bym na tym zyskał. Ale kto mi te 30 stron obrobi? Ja sam? Ja przecież muszę wysyłać trenera bramkarzy na obserwacje chłopaka z niższej ligi, bo nie mam ani jednego skauta”.
Fragment raportu techniczno-taktycznego z meczu Legia-Sporting (07.12.2016)
To ile naszych klubów organizacyjnie jest w stanie w pełni wykorzystać materiał od was?
Nie mam aż tak głębokiej wiedzy, ale mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że połowa z tych czternastu klubów dobrze nad tym pracuje.
A jak wygląda współpraca z niższymi ligami?
Najniżej pracujemy z klubami III ligi, dostarczamy im analizy techniczno-taktyczne.
Mówisz o czwartym poziomie rozgrywkowym?
Tak, w ekstraklasie mamy czternaście klubów, w I lidze dziesięć, w II lidze dwa, a w III lidze nie podam ci jeszcze dokładnego bilansu, ale na samym Śląsku mamy BKS Bielsko-Biała i GKS Jastrzębie. Dla nich robimy jednak tylko analizy ich meczów.
Nie ma tam problemu z obrazem TV?
Nie, kluby nagrywają mecze same, więc materiał do pracy jest. Ale wiesz nad czym ubolewam? Że nie ma obowiązku rejestrowania meczów Centralnej Ligi Juniorów, a przecież to jest nasz skarb. Młodzi chłopcy, których też należałoby przeanalizować i na tej podstawie spróbować kogoś stamtąd wyciągnąć. I niestety nie wszystkie zespoły w CLJ rejestrują swoje spotkania.
A obraz z niższych lig jest wystarczająco dobry?
Mamy swoje wymagania względem obrazu i szkolimy współpracujące podmioty w tym zakresie – jaki ma być plan, jaka jakość i rozdzielczość. Mamy tu dużo doświadczenia z niskich lig niemieckich. Często obraz jest bardzo “płaski”, ale jest to do zrobienia. Może byłby kłopot z obsługą live, ale pomeczowo – jak najbardziej, tylko trwa to nieco dłużej.
Okej, ale jak zaczynacie robić jeden klub z danej ligi, to – żeby raport miał wartość porównawczą – właściwie musicie od razu robić całą ligę.
Oczywiście. W ekstraklasie, I i II lidze robimy każdy mecz, choć nie każdy klub z nami współpracuje.
A w III lidze?
Jeszcze nie, ale to się może zmienić, jeśli nie od wiosny, to od nowego sezonu. To nieuniknione, bo jeśli klub X jest naszym klientem, to zaraz może zagrać z klubem Y, który nim nie jest. A musi mieć możliwość sprawdzenia każdego przeciwnika.
I to się bilansuje? Mówisz że macie tylko dwa kluby z III ligi…
To inwestycja. Zakres naszych usług jest mniejszy w niższych ligach, jeszcze nie oferujemy analiz przeciwnika. To niższy pakiet i niższa cena. Jesteśmy jednak elastyczni, rozumiemy że inne są wymagania w ekstraklasie i inne w II czy III lidze. Pakiety są skrojone na miarę.
Ile meczów obrabiacie w typowy weekend?
Jako że popularność raportów statystycznych regularnie wzrasta, dziś robimy grubo ponad 3000 spotkań w weekend. Pracujemy z większością lig, do tego dochodzą rozgrywki akademickie, jakich jest mnóstwo w Stanach Zjednoczonych czy w Australii. Meczów jest naprawdę bardzo dużo.
Okej, 3000 meczów w dwa dni, przy każdym sześć-osiem godzin roboty. Widać skalę przedsięwzięcia.
Nie jestem wręcz w stanie powiedzieć, ilu jest tych pracowników. Obecnie mamy trzy biura, w których pracują analitycy, mamy też wielu pracowników robiących mecze zdalnie, w domu.
Polską ligę robi polski analityk?
Można powiedzieć, że mecze przydzielane są losowo. Od jakiegoś czasu na najwyższym poziomie rozgrywkowym – czyli też w ekstraklasie – mamy przyporządkowanych stałych ludzi, bo zależy nam, by te osoby nie bazowały tylko na numerach na koszulkach, ale też były w stanie rozróżnić zawodnika np. po twarzy. Może nie ma to większego znaczenia przy realizowaniu meczu po, ale już w trakcie jak najbardziej, bo wtedy liczy się czas.
Najlepsi lewi obrońcy według statystyk (jesień 2016)
A jak kontrolujecie jakość? Oraz to, że dwóch różnych analityków tak samo zinterpretuje – dajmy na to – próbę odbioru.
Piłka jest dość skomplikowanym sportem, jeśli chodzi o przełożenie jej na liczby. Zobacz jak to jest u sędziów, którzy mają przecież regulamin, ale i tak większość zależy od ich interpretacji. Tak samo jest z naszymi analitykami. Może się zdarzyć, że ktoś inaczej określi pojedynek, ale suma summarum wychodzi na to samo. Ja bazuję na opinii klubów, które nie zgłaszają zastrzeżeń, że coś zostało przekłamane. Wiadomo, jesteśmy tylko ludźmi, czasem musi wkraść się jakiś błąd. W swoich działaniach jesteśmy jednak skuteczni w 97 procentach, tym się chwalimy.
Dobra, załóżmy że jestem waszym analitykiem, pracuję u was dwa lata. W jaki sposób kontrolujecie, czy nie zacząłem olewać i robić byle jak?
Każdy raport po skończonej obróbce jest wysyłany do supervisora i on go musi prześledzić, sprawdzić. Wyrywkowo patrzy na zdarzenia i porównuje z wytycznymi. To nie jest tak, że – dajmy na to – ktoś robi sobie raport w Mołdawii, gdzie mamy duże biuro, i ten raport wpada od razu do klubu. Nie, to przechodzi przez co najmniej trzy osoby, jest sprawdzane i przeglądane według określonej procedury.
Pełna korporacja.
Tak, oczywiście. Nic się nie dzieje z przypadku. Jesteśmy tak dużą firmą, że nie może być miejsca na przypadek. Skoro współpracujemy z wielkimi klubami w Europie, jak PSG, Chelsea, Liverpool czy Borussia Dortmund, i skoro te kluby są z nami długo i nam ufają, to jest to dla nas wyznacznik, że nasze działania są skuteczne.
A jak w ogóle wyglądają tendencje w Polsce? Gdybyś miał porównać obecne zainteresowanie z tym, co było kilka lat temu…
Kiedy zaczynałem pracę w sierpniu 2014 roku, w ograniczonym zakresie współpracowała z nami reprezentacja Polski oraz trzy-cztery kluby ekstraklasy. Dziś mamy czternaście klubów ekstraklasy oraz pełną obsługę pierwszej reprezentacji, dla której przygotowujemy nawet pełne raporty z występów 70 piłkarzy z tzw. szerokiej kadry.
Wiadomo, Adam Nawałka chce mieć wszystkie możliwe dane.
Na początku robiliśmy dla kadry tylko raporty techniczno-taktyczne, ale – kiedy wygasły im umowy z innymi podmiotami – zaczęliśmy dostarczać wszystko. Nie mam wątpliwości, że decyzję podjął właśnie Nawałka.
Współpracujesz z nim bezpośrednio?
Raczej z asystentami. Najczęściej z trenerem Góralczykiem, a także z trenerem Małowiejskim i Prasołem.
Czym jest InStat index?
To specjalny algorytm wymyślony przez naszych analityków, który skupia w sobie wyniki różnych działań boiskowych, w zależności od pozycji.
Rozumiem, że nie ujawnisz, jak to jest liczone.
Nie, to jest nasze know-how. Kiedyś dość popularny był np. Castrol index, który miał podobne cele – pozwalał scharakteryzować zawodników, ocenić, który jest lepszy, a który gorszy. Jeśli chcesz sprawdzić wiarygodność naszego współczynnika, musisz poruszać się w obrębie tej samej ligi i tej samej pozycji. W dłuższym czasie index pokaże ci wartość każdego zawodnika, ale na niektóre rzeczy trzeba wziąć poprawkę. Taki Jodłowiec liczbowo dominuje w środku pola, ale też gra w drużynie, która dominuje w lidze, więc ma łatwiej. Pracując na liczbach trzeba mieć świadomość takich niuansów.
Czy sam InStat index jest wartością, którą można się kierować na przykład w skautingu?
Raczej nie. Przede wszystkim waga bramki czy asysty dla zawodnika ofensywnego jest większa niż pojedynków wygranych przez stopera. Trzeba patrzeć szerzej. W skautingu zacząłbym od analizy swojego zespołu – zebrałbym statystyki z dłuższego okresu, powyciągał średnie, porównał do ligowej średniej i sprawdził, gdzie jest pole do poprawy. Następnie szukałbym ludzi, którzy są ponad średnią. Jeżeli twój zespół ewidentnie odstaje pod względem liczby odbiorów, to można poszukać zawodników, którzy cechują się tu odpowiednią liczbą. Potem patrzysz, ile taki gość ma tych odbiorów, czy ma powtarzalność, i czy czy osiąga takie wyniki niezależnie od poziomu przeciwnika. Analogicznie możesz robić z dryblingami, aż znajdziesz takiego Dembele, który co mecz notuje tyle dryblingów, że to się w głowie nie mieści (śmiech).
Masz jakiś przykład zawodnika, którego udało się wyszukać z pomocą raportów?
Słyszałem, że w Bruk-Becie za trenera Mandrysza posiłkowano się raportami i materiałami video z naszej platformy przy ocenie Gutkovskisa.
A co jest największą siłą InStata?
Praca na wielu płaszczyznach oraz dostarczanie narzędzi. Mamy trzy główne nurty – skauting, raporty motoryczne i raporty techniczno-taktyczne. W jednym produkcie opłacanym przez klub jest wiele korzyści. Mamy wiele innowacyjnych produktów, działamy też dla zawodników, którzy mogą u nas wykupić usługę i naprawdę wielu się do nas zgłasza. Wtedy wysyłamy im raporty z podsumowaniem ich występów oraz dajemy dostęp do pociętych fragmentów wideo w ich wykonaniu. I wiesz ile to kosztuje?
Nie mam pojęcia.
300 euro za sezon. Tyle co karnet na siłownię.
Faktycznie niedużo.
No to napisz to, może ktoś się zgłosi (śmiech).
Kto na przykład z wami współpracuje?
Z samego Lecha w poprzedniej rundzie pracowaliśmy między innymi z Arajuurim i Kadarem. Zobacz, akurat obaj ostatnio zmienili klub, to znaczy że się z nami rozwinęli (śmiech).
Mogli sobie u was oglądać fragmenty gry najbliższego przeciwnika?
Tak, ale to tylko część skautingu. Zobacz, to działa dwojako. Nasza platforma daje możliwość obserwacji poszczególnego zawodnika, jego zagrań i całych meczów, ale też można sprawdzać najbliższego przeciwnika. W parę sekund można wyświetlić wszystkie rzuty rożne przeciwnika z ostatnich dziesięciu, piętnastu spotkań. Wszystko zależy od ciebie, bo wszystko można ustawić i kliknąć. Chcesz tylko mecze wyjazdowe – proszę bardzo. Kilka kliknięć i możesz to wygenerować, przez co masz obraz powtarzalności. Oceniasz czy rządzi schemat czy przypadek, czy w polu karnym zawsze stoją te same osoby itd.
Jak te wszystkie statystyki sprawdzają się w naszych warunkach?
U nas jest tak, że na nowinki zazwyczaj brakuje pieniędzy, chociaż wystarcza na 25 dobrze opłacanych zawodników. Pytanie, czy potrzeba, by było ich aż tylu. Gdyby część tych pieniędzy zainwestować w narzędzia, to gwarantuję ci, że każdy z tych zawodników mógłby być lepszy. Kolejnym krokiem jest zatrudnienie ludzi, którzy umieliby te narzędzia obsługiwać. Boli mnie, że w kraju jest mnóstwo ludzi pasjonujących się piłką, ale w niej nie pracują, bo kluby nie dają im tej możliwości. A jeżeli już gdzieś ktoś się przebije, to nagle się okazuje, że klub bez niego nie jest w stanie funkcjonować. Jestem pewien, że wiele osób robiłoby to nawet za darmo, dla karnetu, koszulki lub samej możliwości poznania piłkarzy. Najlepszym przykładem jest tu Mariusz Kondak z Wisły Kraków, który jest tam analitykiem. Dwa lata temu nikt o nim nie słyszał, gdzieś tam robił analizy na własnym kanale i tyle. Potem udało mu się przebić w Chojniczance i poszło, drużyna dobrze grała, a on został zauważony. I takich chłopaków jest multum. Ciągle mówimy, że brakuje pieniędzy, a narzędzia takie jak InStat są kojarzone bardziej z wydatkiem niż z inwestycją.
Jak to zmienić?
Sam chciałbym jakoś zmobilizować nasze kluby. Mnie piłka pasjonuje w cholerę, być może dziwnie to zabrzmi, ale mam poczucie, że w jakimś stopniu swoją pracą tę piłkę rozwijam. Marzy mi się, żebyśmy zmienili myślenie, i żeby kluby bardziej postawiły na rozwój. Powiem tak – za naprawdę niewielką kwotę mogliby dostać od nas wszystko, ogromny materiał do analizy, skauting, raporty motoryczne i techniczno-taktyczne. Pakiety dla klubów zaczynają się od kilku tysięcy euro za sezon. Pieniądze z pewnością nie są tu przeszkodą nie do obejścia.
Rozmawiał MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK