Gdzieniegdzie da się usłyszeć o śmiertelnie poważnych mistrzowskich aspiracjach Lechii Gdańsk, ale później przychodzi taki mecz jak ten w Niecieczy i… zastanawiasz się, co za idiota kolportuje te plotki. Jeśli nad morzem faktycznie myślą o tytule, obrali bardzo dziwne metody na zdobycie go. Dziś na przykład wpadli na to, że wygraną w meczu z Bruk-Betem zapewni im…
a) nabijanie Kuciakowi posiadania piłki na poziomie 20%,
b) nabijanie Malocy posiadania piłki na poziomie 20%,
c) nabijanie Wojtkowiakowi posiadania piłki na poziomie 20%,
d) nabijanie Wawrzyniakowi posiadania piłki na poziomie 20%,
e) nabijanie Nunesowi posiadania piłki na poziomie 20%,
f) bezczelny faul Wawrzyniaka w polu karnym.
Dokładnie z takim założeniem taktycznym podopieczni Nowaka wyszli na pierwszą połowę tego meczu (a przynajmniej na takich wyglądali). Czy było to skuteczne? Ani trochę. Czy było to ładne? Też nie. Czy było to na rękę piłkarzom z Niecieczy? Absolutnie tak. Momentami mieliśmy w wrażenie, że zdążymy przebrnąć przez wszystkie opisy przyrody w “Nad Niemnem” Orzeszkowej, a oni nadal nie przedostaną się na połowę Bruk-Betu. No i ten faul Wawrzyniaka… To oczywiście bardzo ładne, że Kuba sam z siebie przyznał się do przewinienia w wywiadzie w przerwie, ale znacznie ładniejsze byłoby, gdyby zareagował ciut szybciej – o, na przykład bezpośrednio po tym, gdy odruchowo uniósł ręce w geście “no co wy, czyściutko”.
Karny był oczywiście ewidentny i zachodzimy w głowę, jakim cudem Paweł Raczkowski – przecież dobry sędzia – mógł go nie zauważyć. Wyobrażacie sobie sprzedawcę, który myli banana z ogórkiem? Albo dziennikarza, który zamiast “mózg” potrafi napisać “musk”? Sorry, ale to dokładnie ten rozmiar błędu. Nie był to z pewnością dzień Raczkowskiego, a potwierdziła to też sytuacja z ostatniej minuty meczu, gdy Maloca ewidentnie zagrywał we własnym polu karnym ręką. Arbiter początkowo nic nie gwizdnął, dopiero sugestia asystenta sprawiła, że wskazał na wapno. Panie Pawle, oby jak najmniej takich meczów.
Wspomnieliśmy o ręce Malocy w ostatniej minucie meczu – ciężko wyobrazić sobie bardziej spektakularny sposób na wypuszczenie z rąk fartownego prowadzenia. Słowa uznania należą się Gutkovskisowi – dość dyskretnie obnosił się ze swoją obecnością podczas całego meczu, ale w najważniejszym momencie wytrzymał ciśnienie i pewnie wykorzystał jedenastkę. Lechia po przerwie nie mogła już realizować taktyki na nabijanie posiadania piłki po, bo Bruk-Bet – no, naprawdę dziwne – w obliczu bezradności gdańszczan sam zaczął wyprowadzać śmiałe ataki. Lechiści w pewnym momencie co najwyżej wyczekali na kontrę, pozwalając przy tym niecieczanom przedostawać się pod ich bramkę. Co z tego wyszło? Rewelacyjny rajd Peszki zakończony golem ( to podanie Wolskiego, mniam) i sam na sam Osyry rewelacyjnie wybronione przez Kuciaka, do tego kilka szarpnięć Guby i otwierających piłek Babiarza.
Lechia frajersko podarowała Bruk-Betowi dwa karne i na własne życzenie przegrała mecz – mniej więcej w takim tonie powinniśmy opisywać to spotkanie. Tak czy inaczej dla sprawiedliwości rezultatu dobrze się stało, że ekipa z Niecieczy wcisnęła tego gola w końcówce. Na ten jeden punkt zwyczajnie sobie zasłużyła.
Fot. 400mm.pl