Nie da się. Pogięło cię? Daj spokój, idź się napij. 99% prezesów czwartoligowych klubów udzieliłoby mniej więcej takich odpowiedzi, gdyby ich trenerzy zażyczyli sobie zagranicznego obozu. I w sumie specjalnie się nie dziwimy – na pozór trąci to mocną fanaberią. Tydzień w Turcji, podczas gdy reszta ligi nie wyściubia nosa nawet poza województwo? Brzmi jak opowieści Wojciecha Stawowego o Lidze Mistrzów.
I nagle okazuje się, że:
a) da się to zrobić,
b) da się to zrobić bez obciążania budżetu (czyli z pieniędzy “ekstra”),
Klubem, któremu się to udało, jest wielkopolski GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne. Podczas gdy ich bezpośredni rywale z północnej grupy wielkopolskiej IV ligi przed treningami biorą łopaty w ruch i odśnieżają murawy, oni trenują na równiutkiej trawce przy dobrej pogodzie i nie martwią się niczym. Po treningu przechodzą do bogato wyposażonej siłowni lub na odnowę biologiczną, do tego korzystają z wszelkich innych udogodnień, jakie oferuje im pięciogwiazdkowy hotel w Riwierze Tureckiej. Ten sam, z którego dzień wcześniej wymeldowało się Podbeskidzie Bielsko-Biała. Ewenement na skalę krajową.
Pomysł wyjazdu na obóz zrodził się w momencie, gdy grającym trenerem Tarnovii został Marcin Kikut. Początkowo – co naturalne – rozważano ulokowanie się gdzieś w Polsce. Wprawdzie warunki może nie najlepsze (ale i tak lepsze niż w Tarnowie Podgórnym), lecz zawsze to można mieć choćby namiastkę zawodowego klubu piłkarskiego. Za obóz w Polsce trzeba byłoby zapłacić jakieś 30-40 euro za jedną dobę pobytu zawodnika. Okazało się, że pomiędzy obozem tureckim a polskim wcale nie ma przepaści cenowej – w Turcji trzeba zapłacić 50-60 euro za zawodnika plus bilet lotniczy. Niby drożej, ale warunki jednak nieporównywalne.
Idea jest, chęci są, ale pojawia się kolejny dylemat: skąd wziąć kasę. Trzeba było zakasać rękawy i uruchomić kontakty. Do sponsorów zaczęła się dobijać dwójka piłkarzy, czyli Zbigniew Zakrzewski i Bartosz Ślusarski oraz z piłkarz-trener Kikut. I szybko wyważała kolejne drzwi.
Zakrzewski: – Od razu zaznaczę – nie korzystamy z pieniędzy gminnych i nie jedziemy tam się wygrzewać. Niektórzy myśleli, że starsi chłopcy złapali sobie bogatego wójta i go doją. To wyłącznie inicjatywa grupy sponsorów, których udało nam się zebrać. Prowadzę w Tarnowie Podgórnym śniadania biznesowe, na których zrzeszam prezesów różnych firm. Gdy im przedstawiłem naszą inicjatywę, każdy był entuzjastycznie nastawiony i szybko się zgadzali. Nikt nie pukał się po głowie.
Kikut: – Na poziomie czwartej ligi praktycznie nie ma opcji, by drużyny jechały na obozy. To amatorska liga. Nawet w drugiej czy trzeciej lidze drużyny mają problem by gdzieś jechać. Nieskromnie przyznam, że jesteśmy ewenementem. Słyszałem, że Warta Poznań nie miała w planach obozu, ale gdy właściciel się dowiedział, że jedziemy, zmobilizował środki i też wysłał drużynę.
Zakrzewski: – Ceny w Turcji są dużo niższe niż na Cyprze czy w Hiszpanii, a jakość niczym nie ustępuje. Robimy to przede wszystkim dla młodych chłopaków. Zabieramy ich ze sobą siedemnastu. Będą mieli możliwość popracowania w fajnych warunkach i zobaczenia, jak mogą się w przyszłości przygotowywać, jeśli się zepną na tyle, by kiedyś występować w Ekstraklasie. Tylko od nich będzie zależało, czy będą chcieli w to brnąć czy stwierdzą, że nie mają czasu i ochoty. Od początku drogi będą już wiedzieli, jak to wygląda na najwyższym poziomie.
Czy Tarnovia ma jakiś większy potencjał marketingowy niż reszta czwartoligowych klubów? Nie, jest dokładnie taka sama. Czy zachwyca wynikiem sportowym? Absolutnie, w swojej grupie jest dopiero czwarta. Jasne, Zbigniew Zakrzewski jest osobą, która sprzedałaby nawet śnieg Eskimosom, ale bez przesady – skoro potrafili oni, potrafi każdy. A jednak niewielu ma tak dużo chęci.
I niech to będzie wzór dla innych drugo-, trzecio- czy czwartoligowców.
JB
Fot. Facebook GKS-u Tarnovii