Dom bez dachu i okien. Kanapka z szynką bez chleba i szynki. Kalkulator bez klawiszy z cyferkami. Patrząc na defensywę, jaką w Górniku Łęczna ma do dyspozycji Franciszek Smuda, właśnie takie obrazy jako pierwsze stają nam przed oczyma.
Patrząc na to, jak „Franz” zestawiał drużynę w zimowych sparingach, można wywnioskować bowiem, że jego blok obronny na wiosnę mają stanowić: w bramce Małecki, a przed nim czwórka Sasin, Komor, Szmatiuk, Leandro. Już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że szczególnie piłkarsko ekskluzywne towarzystwo to to nie jest.
Znacie nas jednak – zamiast ulegać pierwszemu wrażeniu, chwyciliśmy za kalkulatory. A zaraz potem – za głowy.
Powiedzieć, że utrzymanie się w lidze z taką paką z tyłu będzie graniczyć z cudem, to i tak ująć sprawę mocno eufemistycznie. Gdybyśmy mieli przedstawić defensywę Górnika Łęczna na jednym obrazku, byłoby to coś w tym rodzaju:
Zanim powiecie, że bezpodstawnie, że się czepiamy, a zaraz łęcznianie zamkną nam usta zaliczając jedno czyste konto za drugim, sami rzućcie okiem na liczby wspomnianej piątki na boiskach ekstraklasy:
Wojciech Małecki – 15 meczów, 23 stracone gole (gol stracony średnio raz na 53 minuty)
Paweł Sasin – 192 mecze, 200 straconych goli (gol stracony średnio raz na 60 minut)
Aleksander Komor – 10 meczów, 14 straconych goli (gol stracony średnio raz na 57 minut)
Maciej Szmatiuk – 164 mecze, 226 straconych goli (gol stracony średnio raz na 63 minuty)
Leandro – 73 mecze, 113 straconych goli (gol stracony średnio raz na 57 minut)
Żaden z nich nie potrafił przez całą karierę na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce wraz z kolegami zapobiec golu częściej niż co mniej więcej godzinę. Najgorzej wypada w dodatku zawodnik, który grać ma na absolutnie newralgicznej pozycji, bramkarz Wojciech Małecki. Golkiper, którego pod względem skuteczności obron (66,7% zawodnika Górnika) prześciga w lidze 21 bramkarzy.
Dobrze więc dla Smudy, że ma awersję do technologii w sporcie, a laptopa długo używał jedynie jako podstawki pod kubek z kawą. Dzięki temu jest o tyle szczęśliwszym człowiekiem, że przynajmniej do wieczora nie musi sobie zaprzątać głowy cyferkami, które dość jednoznacznie wskazują, z jak skąpego materiału ludzkiego przychodzi mu szyć…
fot. FotoPyK