Są pasjonatami historii i sportów walki, nie brakuje wśród nich mundurowych. Filmiki z ich występami biją rekordy popularności w internecie, a zjawiskiem średniowiecznych walk rycerskich podjarany jest sam Mike Tyson. Współcześni polscy rycerze nie ustępują naszym zbrojnym reprezentantom z okresu dynastii Jagiellonów. Nie jeżdżą wprawdzie konno, ale ich popisy przychodzi oglądać kilka tysięcy osób. 25 lutego w Giżycku z legendą Zawiszy Czarnego zmierzy się Piotr Celej.
– Rycerstwo sportowe to nie tylko szermierka. Treningi zawierają wszechstronne sztuki walki. Są prowadzone przez doświadczonych rycerzy z mistrzostwami świata na koncie, uczestniczymy jednak również w przeróżnych seminariach. Ostatnio organizowałem seminarium w Trójmieście, które prowadził instruktor Zespołu Interwencji Specjalnych Straży Granicznej – antyterrorysta. Przygotowujemy się jak do walki bokserskiej czy walki MMA. Dużo pracujemy nad kondycją i oddychaniem beztlenowym. W Giżycku czeka na nas mniejszy ring niż zazwyczaj mamy w rycerstwie. Walczę już od 14 lat. W te trzy tygodnie nie zmienię już swojej techniki. Teraz przede wszystkim tabaty, bieganie.
Bijecie się w formule full contactowej. Niekiedy rycerze zaczynają starcie… wejściem z buta.
Wachlarz technik jest właściwie nieograniczony. Nie wolno uderzać w krocze, w stopy, bezpośrednio w kark, w tył kolana – które ze względu na mobilność, podobnie jak w średniowieczu, nie jest kryte. Nie wolno stosować pchnięć. Można natomiast techniki z muay thai (są najpopularniejsze ze względu na swoją wysoką skuteczność), jak i techniki zapaśnicze. Jeżeli sprowadzę przeciwnika do parteru, mogę wykonać trzy uderzenia dominujące. Na wyprostowanych nogach, bez trzech punktów podparcia. To formuła skopiowana z rosyjskiego M-1 Medieval. Jest to podorganizacja największej federacji MMA w Rosji. Początkowo sportowe walki rycerskie były elementem show gal M-1. Dzisiaj mamy osobne gale rycerskie, które cieszą się niesamowitą popularnością.
W lutym w polskim MMA odbędą się dwie walki przyjaciół. Body Christ – Bonus BGC i Piotr Celej-Sylwester Koper. Ty trenowałeś kiedyś kickboxing.
A Sylwester rugby. Z tym że mówimy tu o zupełnie innym poziomie. Dla mnie kickboxing to bardziej epizod niż sport bazowy, znacznie dłużej grałem w piłkę. Sylwester natomiast to były młodzieżowy reprezentant Polski. Znamy się od 15 lat, wychowaliśmy się w tej samej dzielnicy. Byłem świadkiem Sylwestra na bierzmowaniu, to ja wciągnąłem go w rycerstwo. Reprezentujemy ten sam klub. Gdańska Fabryka Świń to wielokrotni wicemistrzowie Polskiej Ligi Walk Rycerskich. Ja mieszkam teraz w Warszawie, nie mierzyliśmy się ze sobą dobry rok. Nie jest więc tak, że znamy swoje ciosy na pamięć.
Gdzie trenujesz?
W Centrum Dawnych Sztuk Walki, gdzie znajduje się sala dedykowana dla rycerstwa. To druga taka sala na świecie. Pierwsza powstała oczywiście w Rosji – to ojczyzna sportu rycerskiego. CDSW otworzyli bracia Szateccy. Ćwiczy tam obecnie kilkanaście grup wiekowych – od sześcioletnich dzieci do seniorów. Grupy juniorskie można również spotkać w Łodzi, Orzeszu i Siedlcach. Na ostatnich zawodach juniorskich zjawiło się trzysta osób. Halę dzieliła kurtyna. Po jej drugiej stronie odbywał się turniej w badmintona, cieszył się znacznie mniejszym zainteresowaniem. Oczywiście juniorzy rywalizują na sprzęt miękki – miękkie kaski, miękka broń, miękkie tarcze.
W starciach grupowych stosujecie różne rodzaje broni. Od pałek rycerskich, przez tasaki, buzdygany, po halabardy.
Wszystkie bronie są tępe, muszą mieścić się w granicach wagowych, ich krawędzie zaś mają być zaokrąglone na monetę jedno euro – taki jest wymóg, żebyśmy się nie pozabijali. Muszą być poza tym odpowiednikiem wzorca historycznego. To akurat nie jest wielki problem, bo w średniowieczu walczono na bardzo dużą ilość broni. Także na przeróżne młotki, siekiery, topory, ciężką broń dwuręczną.
Broń przydzielana jest w zależności od formacji?
Z przodu jest dwóch tanków, którzy przyjmują uderzenia. Mają oni za zadanie rozbić przeciwnika. Na środku stoi ktoś w rodzaju obrotowego. Pilnuje, żeby rywale nie dostali się na nasz plac. W razie czego zdziela ich długą bronią dwuręczną. Z tyłu jest dwóch wykańczaczy. Najlepiej, gdy mają wypracowaną przez tanków pozycję do ataku z boku. Jedną z mocniejszych technik jest tzw. tramwaj. Wbiegasz w przeciwnika z boku lub z tyłu i wykluczasz go z gry. Przyjeżdża tramwaj, zabiera pasażerów. (śmiech)
Czym ty najczęściej walczysz?
Bronią jednoręczną, głównie tasakiem. Chociaż często też pałką rycerską – to taki pomniejszony bejsbol. Rant tarczy służy jak lewy prosty, odstawia przeciwnika. Przy technice zapaśniczej mogę zapleść ręce, takiego komfortu nie ma rycerz z bronią dwuręczną. Dlatego w każdej drużynie są specjaliści od poszczególnych broni. Walka 5 na 5 może wyglądać na bezładną napieprzaninę, ale tak naprawdę to w dużej mierze walka taktyczna. Trochę jak w koszykówce, każdy ma wyznaczonego przeciwnika. Tu nie oprzesz gry o radosną twórczość, bez dobrego zgrania bardzo ciężko o sukces. Walczyłem często w drużynach składanych. Indywidualnie świetni zawodnicy, lecz tu Polak, tam Ukrainiec. Bywały kłopoty z rozegraniem sytuacji 2 na 1. Walcząc w ramach swojego klubu doskonale wiem, kto jest za mną i jak mam się poruszać, żeby przypadkiem od niego nie oberwać.
Ile kosztuje profesjonalna zbroja?
Gdybym chciał zamówić podstawową zbroję w średnim standardzie, która zapewni mi względne bezpieczeństwo, byłaby to kwota 5 tys. zł. Taka opcja minimum, bez butów, do których przydają się antypoślizgowe wkładki. Generalnie ten sport nie jest tani. Można domówić równie dobrze hełm za 10 tys. euro z odpowiednimi zdobieniami.
Andrzej Kostyra upiera się, że futbol amerykański nigdy nie będzie sportem masowym dla Europejczyków właśnie ze względu na koszty.
Rycerstwo sportowe to też raczej sport pasjonatów. A tych nie brakuje i nie żałują oni pieniędzy na swoje hobby. Jest z nami np. Tomek Stolarski, do niedawna rugbysta Atletico Madryt. Zerwał więzadła i w trakcie rehabilitacji postanowił zająć się czymś innym. Zobaczył, że chłopaki latają w zbrojach i bardzo szybko uzbierał na sprzęt. Tutaj trafiają fanatycy mocnej bójki. Wychodząc na arenę bijemy się po głowach dwukilogramową halabardą na prawie dwumetrowym trzonku. Takie uderzenie może zmieść z nóg potężnego faceta. Wyzbywamy się całej agresji. Po wszystkim możemy rozmawiać nawet o polityce. (śmiech)
Macie kategorie wagowe?
Tylko i wyłącznie w przypadku profesjonalnych walk rycerskich w ringu. Są bardzo szerokie, my w Giżycku walczymy w kategorii 81-99. Poza trafieniami będziemy dostawać dodatkowe punkty za obalenia i dominację w klatce. Na indywidualnych mistrzostwach świata nie jest ważne, czy zawodnik waży 70 czy 110 kilogramów.
Z ostatnich mistrzostw przywieźliśmy worek medali.
Na zawodach YMCF w Malborku wygraliśmy klasyfikację drużynową. 6 złotych medali oraz po 3 srebrne i brązowe. YMCF to federacja, która nie obejmuje Ukrainy i Rosji. W turniejach, w których startują obie te reprezentacje, plasujemy się zazwyczaj tuż za nimi. Co nie zmienia faktu, że na ich tle jesteśmy totalnymi amatorami.
Podobno niejednej drużynie z dupy jesień średniowiecza mogą zrobić – uwaga! – Amerykanie.
Trzon ich kadry stanowią byli żołnierze Marines. Chłopaki szukali możliwości sprawdzenia się, nowych wyzwań i znaleźli je w średniowiecznych walkach. Przyjeżdżają zawsze mocno zmotywowani. Mają doskonałą organizację i potrafią pozyskać sponsorów. W Ameryce nie ma darmowych imprez. Zawsze te 5, 10 dolarów trzeba wyłożyć. Rycerze z USA mają więc pieniądze na rozwój dyscypliny.
Jak to wygląda w Polsce?
Znalezienie sponsorów to problem. Gdzieś tam w którymś momencie zawodnicy osiągają graniczny wiek, mają pierwsze, drugie dziecko, biorą kredyt na mieszkanie. Weekendy stają się coraz krótsze, zużywa się zbroja. Taki hełm po dwóch latach jest zgnieciony jakby przejechał po nim walec. Mój przypomina bardziej fale Dunaju niż średniowieczne oprzyrządowanie.
I wtedy przydałoby im się jakieś wsparcie. Kłopot w tym, że nie możemy być obrandowani na strojach, ponieważ są historyczne. Z tego powodu nic nie wyszło ze współpracy z firmą produkującą dietetyczne wafelki, która za dwuletnią reklamę na zbrojach reprezentacji dawała 300 tys. zł. Środki na wyjazd na mistrzostwa w Portugalii zebraliśmy na portalu Polakpotrafi. To była fajna kwota, wystarczyło nam jeszcze na wyżywienie.
Większości walka rycerzy kojarzy się przede wszystkim z rekonstrukcją.
Doskonale pamiętam swoją pierwszą. To były czasy, gdy turnieje rycerskie wyglądały tak, że dwa chłopy łapały się za ciało i okładały na oślep mieczami. Absurd. Same rekonstrukcje przez wiele lat łączyły się ze spaniem na sianie i jedzeniem z glinianych naczyń.
Z czasem także z takim bezsensownym okładaniem?
Pierwsza walka parasportowa w Trójmieście to była właściwie ustawka. Spotkaliśmy się w 2006 r. w Dolinie Zgniłych Mostów. Za oliwskim zoo znajduje się ogromna łąka. Rosną tam rośliny, którymi jego opiekunowie karmią zebry. Zjechaliśmy się tam w kilkanaście samochodów, przebraliśmy się w zbroje i powiedzieliśmy sobie: „No dobra, a teraz sprawdźmy, ile to wytrzyma”. Świetna zabawa. Co prawda dwie osoby trafiły do szpitala…
…ale przeżyły?
Tak, wszystko z nimi dobrze, jedna siedzi teraz z tobą. (śmiech) Założyli mi cztery szwy na głowę. Kwestia słabego sprzętu. Gdzieś tam w zwarciu spadł mi hełm, był źle dopasowany. Teraz takich rzeczy pilnują regulaminy.
Co wam najczęściej siada?
Kolana, niestety. Osłony nóg troszeczkę je usztywniają. Jesteśmy jak hokeiści i rugbiści, zerwanie więzadeł krzyżowych to najpopularniejszy problem zdrowotny w tym sporcie. Na turniejach może trafić się jedna, dwie takie kontuzje. Moja najpoważniejsza to złamanie kości śródstopia. Nos miałem kilkanaście razy rozbity – normalka. Zawsze kończymy cali poobijani. Z siniakami, otarciami, zadrapaniami. Nie jesteśmy w stanie rywalizować co trzy dni jak piłkarze. Po każdym turnieju przez pierwsze dwa ledwo się ruszamy.
Skoro już tak porównujemy. Powiedz w czym rycerstwo przypomina sumo? Takim zastawieniem reklamowaliście się w szóstej edycji „Mam Talent!”.
Będąc w tym programie zastanawialiśmy się jak fajnie sprzedać nasz sport, co o nim ciekawego powiedzieć. Jak słusznie zauważyłeś, jesteśmy kojarzeni z rekonstrukcją, z Grunwaldem. Większość z nas rzeczywiście wywodzi się z tamtego ruchu, chociaż mamy w swoich szeregach osoby, które dołączyły do nas już w fazie sportowej. Robimy współczesny sport w historycznej oprawie.
Jak to wyglądało przed sześcioma wiekami?
Pod koniec XV-ego wprowadzono traktaty szermiercze. Opieramy się na ikonografii i na działalności Federacji Dawnych Europejskich Sztuk Walki. Sama nazwa naszych rozgrywek „bohurt” wywodzi się z języka francuskiego. Boharadricumniem bagordia oznacza pole ograniczone szrankami (najczęściej drewnianymi zaporami), wewnątrz którego rycerze walczą na tępą broń. Średniowieczni rycerze walczyli tak jak my – do powalenia. Oczywiście jeździli konno, my poruszamy się pieszo. Nie stosujemy pchnięć, chociaż była to jedna z podstawowych technik w średniowieczu. Można powiedzieć, że nasz styl walki jest wypadkową tego, co da się zrobić w zbroi, z tym co robiono przed wiekami.
A co da się w niej zrobić? To kawał metalu, waży 25 kilogramów.
Jeszcze kilka lat temu zbroje to było 2 milimetry stali, teraz mamy nawet milimetr stali hartowanej – to olbrzymia różnica w technologii. Problemem jest hełm, który waży 6-7 kg, ogranicza widoczność i bardzo utrudnia oddychanie oraz słuch. Dlatego mamy go na sobie tylko w czasie walki. Sama zbroja rozkłada się równomiernie. Nie jest tak, że jak ją założę, to nie jestem w stanie nic zrobić. Często dla żartu ubrani w zbroję stajemy na rękach lub robimy gwiazdę.
Jak to się stało, że z człowieka od rekonstrukcji zmieniłeś się w rycerza sportowego?
Bardzo lubiłem sporty walki, dlatego na kilka lat odszedłem od rekonstrukcji XV w. na rzecz wczesnego średniowiecza, gdzie rywalizacja była znacznie bardziej dynamiczna. Szczególnie bitwy trzydziestu na trzydziestu. Dobrze osadzone trafienie oznacza śmierć przeciwnika. Każdy, jak w paintballu, ma tylko jedno życie.
Zobaczyłem, że wśród rekonstruktorów XV wieku tworzy się sportowa otoczka. Za namową kolegi pożyczyłem zbroję i wziąłem udział w eliminacjach do kadry Polski. Przygotowywała się do pierwszych w historii mistrzostw świata. Odtąd nic nie przynosi mi większej adrenaliny.
Na tamtym turnieju oprócz Polski i Białorusi w szranki stanęły potęgi – Ukraina oraz Rosja.
Rosjanie powoli robili już z tego sport. Zobaczyliśmy, że są reguły, sędziowie i postanowiliśmy zorganizować następne mistrzostwa w Polsce. Do Warszawy przyleciało 16 drużyn. Dzisiaj na międzynarodowych zawodach można spotkać Argentyńczyków, Japończyków, czy mieszkańców Quebec. Fajnie jest obserwować jak ten sport wzrasta.
Poza nagraniem powiedziałeś mi, że już niedługo twarzą dyscypliny może być Artur Siódmiak.
Chce zrobić gale walk rycerskich w swoim klubie. Moloteka na plaży przy molo w Brzeźnie.
To byłoby coś: „Król Artur” i jego rycerze.
W wakacje byłem na turnieju w Orzeszu, to mekka polskiego rycerstwa. Tamtejszy klub dorobił się sponsora tytularnego, występuje w nim reprezentant Ukrainy, ma sekcję juniorską. Powiew profesjonalizmu. W każdym razie, po zawodach jedliśmy kolację z ekipą z Czech. Chłopaki powiedzieli nam, że uczyli się sportowego rycerstwa oglądając wideo z naszej ligi. Podobnie reprezentanci RPA, których ulubionym filmem jest promo PLWR. Tam podpatrywali techniki, podglądali jak powinien wyglądać sprzęt.
Ciekawe wspomnienie macie z delegacją japońską.
Ich telewizja przygotowywała materiał o tym, że w Europie walczy się bardzo mocno na miecze. Ubraliśmy japońską prezenterkę w zbroję, co okazało się kompletnie chybionym pomysłem. Wzięliśmy sprzęt od najmniejszego z nas, ale jednak 20 centymetrów i kilkadziesiąt kilogramów różnicy zrobiło swoje. Dziewczyna była drobniutka, miała 1,5 metra. Zbroja widocznie krępowała jej ruchy, a w dodatku trafiliśmy na fatalną pogodę. Kiedy zbiera się na burzę, w przeszywanicę (gruby kaftan pod zbroją – przyp. HK) wchodzi na dzień dobry 3-4 litry potu. Po wszystkim jesteśmy cali zgrzani, zmasakrowani i leżymy w milczeniu, nie mając nawet siły odezwać się do siebie. To nie był wymarzony debiut dla prezenterki. Po którymś starciu przed kamerami zupełnie zaniemogła. Śmiesznie to zmontowano. Miała levele i energię jak w grach komputerowych, a w tle widać było małe twarze ludzi ze studia naśmiewających się z jej przygód.
W „Mam Talent!” dotarliście do półfinału. Byliście niezbadanym wcześniej zjawiskiem. Jurorzy zwariowali. Zaczęli okładać się swoimi pomocami naukowymi.
Marcin Prokop mówił, że oglądał walki pięciu na pięciu i dla niego wygląda to jak gangbang u Rocco Siffrediego. Zapytał też, czy gdyby Jacyków atakował nas od tyłu czarnym dildo, to bylibyśmy w stanie się obronić. (śmiech)
W ramach projektu Wynajmijrycerza zdarza się wam robić szalone rzeczy. Np. porywać panny młode.
To stały element wesel, na które jesteśmy zatrudniani. Wpadamy, unosimy pannę młodą wysoko ponad głowy i każemy płacić za nią okup. Dopiero kiedy zostanie uiszczony, wykonujemy pokazy walk i robimy wystrzały z hakownic. Raz mieliśmy propozycję tworzenia wieczoru panieńskiego. Kolega miał oprowadzać panie w stroju rycerza po Gdańsku Głównym.
Wynajmijrycerza.pl to nasza komercyjna działalność. Występowaliśmy m.in. na targach FIWE, statystowaliśmy na Top Trendy Sylwii Grzeszczak przy piosence „Księżniczka”, braliśmy udział w nagrywaniu różnego rodzaju klipów. Naszym atutem jest to, że posiadamy zbroje i że potrafimy wytrzymać w niej kilka godzin. To się przydaje zwłaszcza na planie filmowym, gdzie ludzie niekiedy nawet mdleją.
Marcin Różalski nie ukrywa, że chciałby urodzić się zanim rozwinęła się jakakolwiek cywilizacja. Twoja zainteresowanie rycerstwem wynika z tęsknoty za średniowiecznymi ideałami?
Historia zawsze była moją największą pasją, dzieje średniowiecza to zdecydowanie mój konik. Czy chciałbym się przenieść do tamtych czasów? Na pewno nie, bo ówczesne życie było mniej wygodne, a ja jak każdy współczesny człowiek lubię technologię. Chciałbym natomiast, żeby ludzie zwracali trochę więcej uwagi na rzeczy takie jak honor, jak męstwo. Męskim dla mężczyzny jest, że potrafi zadbać o innych, obronić ich. To był etos rycerski.
Kiedy myślę o pojedynku rycerskim, widzę projekcję „Potopu” i starcie Wołodyjowski-Kmicic. Bardzo możliwe, że „kończ waść wstydu oszczędź” powiedziałby po kilkudziesięciu sekundach Paweł Kukiz, gdyby doszło do waszego pojedynku na miecze.
Jego wypowiedź na temat tzw. aborcji na życzenie urągała nie tylko wizerunkowi męża stanu, ale i zwyczajnej godności mężczyzny. Dlatego forma rycerska bardzo mi tu odpowiadała. Niegdyś w Polsce taka odezwa do kobiet przez osobę na stanowisku nie byłaby wybaczana. Teraz zaczyna być wszystko wolno. Poziom debaty publicznej obniża się z roku na rok, polityka staje się coraz bardziej wulgarna. Kto powie większą obrzydliwość, ten ma szansę dostania się do wszystkich. Ponieważ poza tym, że jestem zwykłym obywatelem, jestem również dziennikarzem i znam metody działania mediów, stwierdziłem, że chętnie odpowiem w tym stylu. Czyli bezczelnie. Był to w zasadzie jedyny sposób, żeby dotrzeć do uszu Kukiza i troszeczkę mu tych uszu natrzeć. Stąd wyzwanie go na pojedynek. Oczywiście wyzwanie nie przyjęte. Nie liczyłem na to, że Kukiz ubierze się w zbroję.
Jakoś się do tego odniósł?
Nie. Ale przeprosił za swoje słowa, także nie muszę do końca życia nazywać go epitetem „kutasiarz”. Za Kukiza chcieli podjąć wyzwanie jego wyborcy. W ciągu kilku dni dostałem na Facebooku kilkaset wiadomości. Głównie od kobiet z podziękowaniami, ale również od młodych mężczyzn, którzy chcieli zmierzyć się na sztachety, na pięści. Jakiś pan twierdził, że ma ostrą katanę i może mnie pociąć. To był bardzo wesoły okres.
Wiesz, że PiS chce przywrócić zasadniczą służbę wojskową?
Ja osobiście to popieram. Wojsko robiło z chłopców poborowych mężczyzn, układało ich. Czy ten eksperyment uda się PiS-owi? Raczej nie, opór społeczny może być duży. Teraz służba wojskowa jest mglistym wspomnieniem. Pamiętam jak co pół roku musiałem zasuwać z indeksem do WKU w Gdańsku na ulicę, a jakże, Obywatelską. Jak nie stawiłem się tam przez rok, to dostałem powołanie do jednostki. Odkręcanie tego zajęło mi trzy dni.
Co w dobie nalotów bombowych i broni masowego rażenia armii byliby w stanie zaoferować rycerze?
Instruktor Oddziału Specjalnego Straży Granicznej, o którym rozmawialiśmy, powiedział nam fajną rzecz. Że sprawność żołnierzy, strażników granicznych w walce wręcz jest używana przy znikomym promilu akcji wojskowych. Że jest w zasadzie zupełnie niepotrzebna. Ale daje jedno – pewność siebie. I to jest chyba najważniejsze. Człowiek, który wie, że umie obronić się na pięści, potrafi zbliżyć się do przeciwnika. Odkąd trenuję walki rycerskiej, nie boję się, że ktoś zaczepi mnie na ulicy. Potrafię się bić, wiem jak unikać ciosów, jak dobrze się zasłonić. Mam też na tyle dobrą kondycję, że w razie czego ucieknę. (śmiech)
Jeden z nieprzychylnych Kukizowi internautów zażądał, aby odrąbać posłowi „głupi łeb, bo i tak go nie używa”. W klatce grupowo bili się już kibice, teraz w Polsce debiutują rycerze. Łukasz Jurkowski, który 25 lutego poprowadzi historyczną galę, jest przekonany, że za 30 lat nikogo nie będzie podniecać bitka na pięści. „Po pierwszej rundzie w klatce wylądują miecze i zawodnicy będą ucinali sobie głowy”. Historia zatacza koło i prędzej czy później wrócimy do czasów Koloseum?
Marketing telewizyjny wymaga tworzenia rozrywki etapami i poziom brutalności tak właśnie jest budowany. Najpierw był boks – długo uważany przez kobiety za sport, na który się nie chodzi. Męski, śmierdzący piwem, papierosami i brudną halą. Boks stał się trendy, gwiazdy przychodzą na gale. MMA? Pamiętam jak mój ojciec machał ręką z obrzydzeniem: „Boże, ty oglądasz po nocach na tym Extreme te ohydne walki w klatkach”. Teraz siadamy razem i odpalamy Polsat. Ostatnio rozmawiałem z producentem jednej z ogólnodostępnych stacji o rycerstwie. Oglądamy nasze walki, nagle wyraźnie się ożywił. „Weź spauzuj i spójrz na to” – mówi. „Jeden zawodnik wygina drugiego i strzela go trzy razy z kolana w twarz. Ale nie ze zwykłego kolana. Z kolana okutego metalem. Jeżeli coś takiego można zrobić, a my pokażemy to ludziom ze zbliżenia, to im się to spodoba”. Te słowa uświadomiły mi, że rzeczywiście zmierzamy w kierunku współczesnego Koloseum. Następne mistrzostwa świata rosyjskiej organizacji HMB odbędą się w La Monumental w Barcelonie. To pochodząca z XIX w. arena do walk byków. Amerykanie swoje turnieje organizują głównie w halach do ujeżdżania koni. 20 tys. publiki, transmisja na żywo i dwóch niewyżytych chłopów, okładających się okrutnie w zbrojach. Głów raczej nie będziemy odcinać. Na razie. Ale kto wie, co wydarzy się za 30 lat. Homo ludens huizinga.
ROZMAWIAŁ HUBERT KĘSKA
Fot. D.Walter, archiwum prywatne Piotra Celeja