Reklama

Liga typowo polska. 10 powodów, dla których warto było oglądać Ekstraklasę

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2017, 16:53 • 4 min czytania 17 komentarzy

Scenariusz jest dobrze wszystkim znany: tygodniami wyczekujemy powrotu Ekstraklasy, a kiedy rzeczywiście powraca, zaczynamy się zastanawiać, za czym ta tęsknota w ogóle była. Niektórzy rozkładają ręce już pierwszego dnia, kolejnym zamykają się oczy w sobotę, by w niedzielę spoglądali już tylko w wolnych chwilach od sprzątania, a ci najmniej wytrwali deklarują, że za tydzień podobnego błędu nie popełnią. Znaleźliśmy jednak dziesięć argumentów, które potwierdzają, że ten weekend warto było spędzić z Ekstraklasą. Że liga polska była… taka typowo polska.

Liga typowo polska. 10 powodów, dla których warto było oglądać Ekstraklasę

Bo każdy, kto oglądał, ten…

1. w trakcie piątkowego meczu Ruchu z Cracovią przyjął gigantyczną dawkę futbolowych absurdów. Przypomnijmy, że na wiosenne otwarcie ligi mieliśmy:

– po dziesięciu sekundach Hrdlickę tworzącego Cracovii stuprocentową sytuację;

– Diego przyjmującego na jaja bardzo mocne wybicie piłki;

Reklama

– wrzutkę Budzińskiego na wysokości czterdziestu centrymetrów, którą mimo to ktoś próbuje uderzać głową;

– Hrdlickę wychodzącego na Neuera, ale zapominającego, że wypadałoby jeszcze wybić piłkę;

– Pazio i Lipskiego zakładających na siebie pułapkę ofsajdową;

– doskonały stały fragment Kowalczyka, który wrzucił spod połowy na zrywającą się obrońcom chorągiewkę;

– Visnakovsa próbującego przewrotki z siedemnastego metra, przy której mało się nie połamał;

– absolutny hit: Diego próbującego wrzucić piłkę, ale zamiast tego trafiającego w kolano rywala;

Reklama

– ostatnia minuta, Ruch próbuje grać „na aferę”, ale Helik nawet nie potrafi posłać długiego podania, zamiast tego wychodzi mu pionowa świeca.

2. zobaczył, jak Giorgio Merebaszwili potrafi płynnie poruszać się między obrońcami, bo jest to umiejętność bardzo przydatna w grze na skrzydle. Przede wszystkim jednak po raz kolejny udowodnił, dlaczego nie jest i nigdy nie będzie napastnikiem.

3. przekonał się, że kibicowanie Śląskowi to nie jest prosta i przyjemna sprawa. Że we Wrocławiu marketingowcy stają już na głowie, byle ściągnąć kibiców, a niespecjalnie im to wychodzi – to już wiemy. Piłkarze Jana Urbana tym razem grali na wyjeździe i, mimo niezłej gry, tłumów raczej nie przyciągną. Prowadzić 1:0, w ostatniej minucie doliczonego czasu wyprowadzić kontrę czterech na dwóch i ostatecznie dostać wyrównującego gola to naprawdę sztuka.

4. dostał kolejne potwierdzenie, że los to figlarz. Jose Kante, w poprzednim sezonie pseudonapastnik spadającego z Ekstraklasy Górnika Zabrze, a dziś – po raz kolejny bohater Wisły Płock. Wystarczy spojrzeć na cztery z jego pięciu trafień w tym sezonie:

– z Pogonią na 1:0 w 78. minucie i 2:0 w 85. minucie (zwycięstwo 2:0)
– z Górnikiem Łęczna 1:1 w 88. minucie (porażka 1:2)
– ze Śląskiem na 1:1 w 90. minucie (remis 1:1)

Oto historia, jak nieudacznik może za moment stać się ulubieńcem.

5. zorientował się, że Jagiellonia w dość nietypowy sposób stara się zaskoczyć Lechię. Jesienią było tak:

A w ten weekend dwóch zawodników Jagi podbiegło do piłki w jednym momencie, po czym obaj rozłożyli ręce z bezradności. Bo i żaden z nich nie wiedział, czy piłkę kopnąć. Absurd.

6. ujrzał uwielbianą Sonię i musiał przymknąć oko na to, że zapytała Bartosza Rymaniaka, jakim cudem zmarnował kapitalną okazję bramkową. Problem jednak w tym, że uderzał zupełnie ktoś inny – Micanski. Zapachniało przez moment Supernova TV, ale obrońca Korony nie dał się wyprowadzić z równowagi.

7. mógł żałować, że nie wybrał się na stadion w Płocku, by powalczyć o oddaną w trybuny przez Kamila Sylwestrzaka piłkę.

8. widział, że Michal Papadopulos generalnie nie pierdoli się w tańcu. Gość jest jakimś fenomenem: z trzeciej drużyny ligi, w której przez ostatnich piętnaście miesięcy zdobył trzy (!) bramki, przeniósł się do wicemistrza. I zaczął tak:

Pytanie tylko, czy Papadopulos przebił trafienie Patryka Małeckiego.

9. miał okazję zobaczyć debiut Ziggy’ego Gordona, a jak wiadomo: pierwszego razu nie da się powtórzyć. No więc nowy zawodnik Jagiellonii, wchodząc na ostatnich 20 minut, zdążył:

a) absolutnie zawalić krycie przy golu na 0:2
b) fatalnie rozegrać piłkę, rozpoczynając akcję rywala
c) w tej samej akcji zagrać ręką w „szesnastce”, po czym padła bramka na 0:3
d) zostać najniżej ocenionym zawodnikiem całej ligowej kolejki

10. mógł zastanawiać się, w jaki sposób w Gdyni kibice rozgrzewali się przed meczem (na meczu), co mają konkretnie w głowach i jaką funkcję pełnią porządkowi. Ot, ciekawy materiał do analizy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Znamy diagnozę kontuzjowanego piłkarza Radomiaka. Wróci do gry w tym sezonie

Szymon Janczyk
6
Znamy diagnozę kontuzjowanego piłkarza Radomiaka. Wróci do gry w tym sezonie

Komentarze

17 komentarzy

Loading...