Reklama

Długo wyczekiwany napastnik melduje się w klubie. Legia wita Sa

redakcja

Autor:redakcja

13 lutego 2017, 09:54 • 2 min czytania 12 komentarzy

Jeśli chodzi o odbudowanie formy tych zawodników, którzy gdzieś się zagubili, a papiery na granie mają, to ekstraklasowe boiska okazują się być niezłym miejscem na tego typu działania. Weźmy chociażby ostatnie przykłady – Milos Krasić i Vadis Odjidja-Ofoe to przecież grajkowie, którzy samym sposobem poruszania się po boisku potrafią zrobić różnicę. Z celem powrotu na właściwe tory i do silniejszych zespołów przyszedł do Polski również Portugalczyk Orlando Sa i chyba zrobił to, co miał w planach.

Długo wyczekiwany napastnik melduje się w klubie. Legia wita Sa

Legia w sezonie 2013/14 potrzebowała napastnika. Owszem, Lado Dwaliszwili coś tam strzelał, ale nie brakowało narzekań na jego grę. Marek Saganowski z kolei docierał już powoli na ten słynny drugi brzeg rzeki. Zatrudniony w grudniu Henning Berg domagał się snajpera z prawdziwego zdarzenia, który pozwoli drużynie na zwiększenie efektywności, ale również efektowności. Wymienieni powyżej tego nie gwarantowali.

Władze Legii spełniły prośby Norwega i zakontraktowały Orlando Sa, który błyszczał skutecznością, ale tylko na Cyprze (13 goli w 19 meczu dla AEL-u). Jak ocenialiśmy ten transfer? Raczej bez podjarki przeszłością Portugalczyka.

Mamy dziwne przeczucie, że nie pozostaje nic innego, jak poratować się dyżurnym argumentem, że facet trafia do LIGI POLSKIEJ. To co zrobił (albo raczej to, czego nie zrobił) w Porto albo w Fulham nie ma większego znaczenia, bo to zupełnie inna rzeczywistość. U nas na króla strzelców idzie facet, który nie poradził sobie w Recreativo Huelva, a goni go taki, co to jeszcze chwilę temu piłkę kopał w Teheranie. Krótko mówiąc: poprzeczka nie jest ustawiona zbyt wysoko. Tu nie trzeba być wirtuozem.

Wielkiego wkładu w wywalczenie mistrzostwa Sa nie miał – wiosną z różnych względów zagrał w tylko sześciu meczach i strzelił jednego gola. Gdyby taką skuteczność podtrzymał, mówilibyśmy chyba nawet o jednej z większych wtop w historii klubu. Jednak Orlando w kolejnym sezonie udowodnił, że nieprzypadkowo uchodził kiedyś za duży talent. Pomimo tego, że z trenerem żył jak pies z kotem, strzelił 14 goli i zaliczył 5 asyst we wszystkich rozgrywkach. Można wspominać go z pewnym sentymentem.

Reklama

Co słychać u niego dziś? Przez Anglię i Izrael trafił do Standardu Liege. I jest jednym za najpoważniejszych rywali Łukasza Teodorczyka do zdobycia korony króla strzelców – zdobył 12 bramek w lidze, Jelle Vossen wyprzedza go o dwie, a Polak o pięć.

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...