Będziemy szczerzy: godzina 2 w nocy tak nadaje się do oglądania skoków narciarskich, jak godz. 17 w niedzielę do grania w piłkę dla Piotra Ćwielonga. Ale opłacało się zwlec z łóżka. Pierwsze miejsce Kamila Stocha w niedzielnym konkursie w Sapporo było już jego 21. wygraną w Pucharze Świata. Okurayama znów okazała się więc szczęśliwa dla Polaków, którzy w weekend zgarnęli tam cała pulę.
Warto było wstać o tak pogańskiej porze także ze względu na… Stanisława Snopka. Zawsze nas ciekawiło, jakie kwity muszą mieć na niego w TVP, skoro już od czasów Małysza to najczęściej on miał wyznaczane dyżury podczas nocnych transmisji z Pucharu Świata. Ale być może właśnie dzięki temu mają one swój urok. Tym bardziej, że pan Stanisław ma już swoich wyznawców.
Szybko się rozbudziliśmy, bo tak kiepsko jak dziś, niektórzy nasi zawodnicy nie skakali już dawno. Pierwsze trzy skoki Stefana Huli, Jana Ziobry i Dawida Kubackiego skończyły się klapą, bo żaden z nich nie doleciał nawet do drugiej serii. A przypomnijmy, że Kubacki był zwycięzcą kwalifikacji… Bardzo przeciętne, 19. miejsce po pierwszej serii, zajmował też Piotr Żyła. Na szczęście odkuliśmy się, kiedy na belce startowej pojawili się zwycięzca z soboty Maciej Kot (133 m) i wielki przegrany z soboty Kamil Stoch (137,5), którzy na półmetku niedzielnych zawodów byli kolejno na trzecim i drugim miejscu. Prowadził zadziwiający w ostatnich tygodniach formą Andreas Wellinger.
Druga seria była bitwą na odległości. Ile tylko dała fabryka. Aż 144 m skoczył Stefan Kraft, co pozwoliło mu wskoczyć na trzecie miejsce, spychając na czwartą lokatę Kota. O wygraną walczyli więc już tylko Stoch i Wellinger, bo po pierwszej serii ich przewaga nad Austriakiem była spora. Polak chlasnął w serii finałowej aż 140 m i jak się okazało, to dla Niemca było już za dużo – ten lądował znacznie bliżej i przegrał z Kamilem. Stoch, dla którego ostatnie konkursy mogły być powodem do frustracji, wrócił więc w Japonii na zwycięską ścieżkę. Cieszymy się podwójnie, a nawet potrójnie, bo nie dość, że oba konkursy wygrali nasi, to jeszcze Kot został rekordzistą skoczni (144 m w kwalifikacjach).
Konkursy w Sapporo pokazały też jeszcze jedną rzecz – że FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska), musi w końcu zrobić porządek z istnym folklorem wśród sędziów. Ich decyzje każą nam podejrzewać, że niektórzy panowie oceniają styl skoku zawodników chyba na podstawie livescore’a lub słuchając transmisji w radiu. Tak było chociażby dzisiaj przy drugim skoku Norwega Daniela Andre Tande.
– Sędziowie skandaliczne. Jak można dać 18 punktów, jak zawodnik prawie się wywraca?! – mówił w studiu TVP Rafał Kot. Jak widać, można.
Dzisiejsza wygrana Stocha jest dla nas o tyle ważna, że po 18. miejscu w sobotę, przewaga Polaka nad rywalami w klasyfikacji generalnej PŚ niebezpiecznie zmalała. Teraz jednak w końcu udało się dołożyć trochę punktów, dzięki czemu drugi Stefan Kraft traci do Stocha 140 “oczek”. To daje Kamilowi względny spokój w PŚ przed przerwą na zbliżające się mistrzostwa świata w Lahti.
Zanim jednak ruszy ta impreza, czekają nas kolejne zawody, już w środę w koreańskim Pjongczang. Tam walka będzie toczyć się jednak nie tylko o punkty, ale też o jak najlepsze zapoznanie się ze skocznią, na której za rok zagoszczą igrzyska olimpijskie.
RB