Wczoraj w Krakowie Korona wyrównała rekord Bruk-Betu z tego sezonu – wyszła na boisko mając w pierwszej jedenastce dziewięciu obcokrajowców. O ligowe punkty z Wisłą bili się między innymi Pesković, Dejmek, Diaw, Kallaste, Abalo, Marković, Aankour, Palanca i Micański, a w dalszej części gry na boisko wszedł jeszcze Pyłypczuk. Natomiast z Polaków w wyjściowym składzie mieliśmy jedynie Rymaniaka i Możdżenia. I pewnie łatwiej byłoby przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby ci piłkarze podnieśli z boiska jakieś punkty. Rzecz jasna nie możemy napisać, że nie próbowali – ba, momentami ich akcje nawet się zazębiały – ale koniec końców bezdyskusyjnie przegrali i, mając w pamięci fatalne pudła Brożka i Stilicia, mieli dużo szczęścia, że nie skończyło się pogromem.
To jednak zawsze przykry widok, kiedy niemal w pełni zagraniczny zespół dostaje bęcki w naszej Ekstraklasie. Rzecz jasna największym problemem nie jest tu paszport, tylko umiejętności, bo tych przede wszystkim brakuje w ekipie z Kielc. Inna sprawa, że – patrząc szerzej – porażka zagranicznej Korony ma jednak trochę inny wydźwięk niż chociażby piątkowa porażka Ruchu z Cracovią. W Chorzowie zagrało wielu stosunkowo młodych Polaków, jak Lipski, Niezgoda, Mazek, Urbańczyk, Konczkowski czy Moneta, więc jest pewne prawdopodobieństwo, że przegrana z “Pasami” będzie dla nich jakąś nauczką, z której wyciągną wnioski, i która pozwoli im poprawić się w przyszłości. Nie wiemy, jak potoczą się losy Ruchu w tym sezonie, ale wciąż jest możliwe, że nasza liga – a kto wie, może i reprezentacja – kiedyś będą miały z tych ludzi pociechę. Natomiast z obecnej Korony – która przegrywa niemal tak samo często – za kilka lat nie zostanie nic.
Tak jak patrzyliśmy wczoraj na zespół Bartoszka, przez myśl przeszła nam myśl, że przydałyby się jakieś limity obcokrajowców, które przeciwdziałałyby takim sytuacjom. A potem przypomnieliśmy sobie, że przecież takie limity u nas obowiązują i nie pozwalają one na jednoczesną grę więcej niż dwóm piłkarzom spoza Unii Europejskiej. Jak w niedawnym programie “Stan Futbolu” opowiadał Zbigniew Boniek, wszystko to z troski o kluby, by chronić je przed nieuczciwymi menedżerami i piłkarskimi przebierańcami spoza UE. Wczorajszy występ Korony utwierdził nas jednak w przekonaniu, że obowiązujące limity nie spełniają swojej roli, bo nie chronią naszych klubów przed nieuczciwymi menedżerami i piłkarskimi przebierańcami z unijnym paszportem.
Dziewięciu obcokrajowców plus Rymaniak i Możdżeń – to chyba dowód ostateczny, że wprowadzone przez PZPN przepisy większego sensu nie mają. Skoro nie chronią polskich graczy, bo – jak twierdzi sam Boniek – nie mogą, to należałoby je w ogóle znieść. Bo teraz wygląda to trochę tak, jakby próbowano ogrzać dom w środku zimy, zamykając tylko lufcik, zostawiając jednocześnie otwarte wszystkie okna i balkon. Jeżeli przepisy unijne nie pozwalają na zamknięcie okien – to i lufcików nie ma sensu zamykać. Tym sposobem można by przynajmniej przestać udawać, że kiedykolwiek w tym domu może zrobić się ciepło.
Prawo powinno być przede wszystkim skuteczne, a to obecne rozwiązuje problem obcokrajowców zaledwie w niewielkim procencie. Czyli jest wręcz szkodliwe, bo stwarza tylko pozory, że z problemem naprawdę się walczy. Fakty są takie, że wciąż mamy u nas zespoły jak właśnie Korona, które chcą budować i budują zespoły w oparciu o graczy zagranicznych. Gdyby więc pozwolono im wybierać spośród piłkarzy z całego świata, a nie tylko z Unii, być może udałoby się uzyskać większą jakość. A tak nie mamy ani promowania Polaków, ani podnoszenia jakości. Mamy za to kielecką Wieżę Babel, która pięknie ośmiesza przyjęte u nas rozwiązania, które są zupełnie unikatowe w skali całej Europy.
Fot. FotoPyK