Brak Goal Line-Technology? Dobrze znamy konsekwencje, bo potrafią przejść do historii futbolu. Tak, kolejny raz możemy wyciągnąć z szafy finał mundialu 1966, przypomnieć trafienie Lamparda z meczu Anglia – Niemcy na mistrzostwach świata w RPA. Argumenty za Goal Line pojawiają się niemal tydzień w tydzień, by wspomnieć kradzież bramki Neymara z Betisem, ale pierwszy raz dostaliśmy argument… przeciw tej technologii. W meczu Bordeaux – Rennes bramkarz przeszedł za linię bramkową, a sędzia dostał od systemu sygnał, że powinien podyktować bramkę.
44 minuta, zamieszanie podbramkowe, z którego nic nie wynika. Golkiper gospodarzy, Cedric Carrasso, pewnie łapie futbolówkę. Chwilę wcześniej jednak nieznacznie wyszedł za linię, przez co sędzia dostał cynk od Goal-Line: padła bramka.
Jak to możliwe? Cóż, trzeba wyjaśnić w jaki sposób działa ta technologia.
W strategicznych miejscach stadionu rozmieszczonych jest nawet czternaście kamer (po siedem na bramkę), dedykowanych wyłącznie systemowi Goal Line. Jak tylko piłka trafia w strefę zagrożenia, zaczyna być nagrywana ze wszystkich stron. To przekłada się na tysiące klatek co sekundę.
Te dane transmitowane są do komputera, który analizuje klatki i szczegółowo umieszcza piłkę na mapie 3D.
Jeśli na takiej siatce 3D piłka przekroczy linię bramkową, sędzia dostaje niemal w tej samej chwili sygnał o golu. Tak też stało się we wspomnianym meczu Bordeaux – Rennes, z tym, że… żółty kolor bluzy bramkarskiej wywołał błąd systemu. Został – najprawdopodobniej – potraktowany jako piłka. Schwytany przez kamery, a potem analizowany tak, jak ona.
Problem już został naprawiony, natomiast sytuacja na pewno pokazuje, że całkowite oddanie sędziowania w ręce nowinek technicznych też nie ma racji bytu. Kamera może być milion razy szybsza, niż ludzkie oko, ale czasem do oceny potrzebna jest nie precyzja, a rozsądek.