Nieczęsto zdarza się, by Barcelona remisowała. Nieczęsto zdarza się, by Barcelona remisowała szczęśliwie czy wręcz niezasłużenie. A już na pewno nieczęsto zdarza się, by Barcelona remisowała szczęśliwie po desperackiej obronie we własnej „szesnastce” w meczu na Camp Nou. Dziś jednak mieliśmy prawdziwy wieczór cudów i niemal sto minut, podczas których niecodzienne sytuacje działy się przynajmniej trzy razy na każdy kwadrans.
Atletico Madryt przegrywając u siebie z Barceloną 1:2 w pierwszym spotkaniu półfinału Pucharu Króla właściwie wydało na siebie wyrok. Musiało strzelić dwa gole na Camp Nou, wydrzeć dwie bramki w jaskini, w której zdobycie choćby jednej jest już niezłym osiągnięciem. Katalończycy, choć osłabieni brakiem Neymara, mieli jedynie dopełnić formalności. Jak się okazało – Diego Simeone wyobrażał sobie ten mecz nieco inaczej.
Obrazek meczu to bez wątpienia Sergio Busquets łapiący gdzieś w czwartej minucie doliczonego czasu gry piłkę w dłonie i wykopujący ją gdzieś daleko za linię boczną. Byle złapać sekundy, byle przeciągnąć, byle odetchnąć od tych kolejnych dośrodkowań w pole karne Katalończyków. Tak, Atletico kompletnie przymknęło wielką Barcelonę, Atletico u tego wyjątkowo niegościnnego gospodarza podpaliło salon i wyłączyło większość alarmów. Było blisko wyniesienia wszystkich łupów, było blisko poskromienia faworyta, ale jednocześnie – cały świat wydawał się grać przeciwko nim.
Już w pierwszej połowie było to aż nazbyt widoczne. Atletico tworzyło sobie kolejne sytuacje, oddawało strzały – a to z dystansu kąsał Carrasco, a to głową uderzał Griezmann. Wydawało się, że gol jest kwestią czasu. Świetnie dysponowany był jednak Cillessen, naprawiając błędy kolegów z obrony, podejrzanie częste jak na tak doskonałych fachowców. Pod drugą bramką zaś cały czas krążył Leo Messi. I – jak to zwykle bywa – wystarczył moment nieuwagi, chwila przerwy w niestrudzonych atakach, by Barcelona wyprowadziła morderczą kontrę. Argentyńczyk zszedł do środka kompletnie ignorując towarzystwo trzech obrońców i huknął na bramkę. Moya wypluł piłkę, którą bez trudu do sieci dopchnął Suarez. 45 minut ataków Atletico, jedna szybsza akcja Barcelony. Wynik? Naturalnie 1:0.
A w drugiej odsłonie miało być jeszcze gorzej.
Sergi Roberto w głupi sposób łapie drugą żółtą kartkę i goście grają w przewadze? Carrasco rewanżuje się równie idiotycznym zagraniem i dalej jest po równo.
Griezmann zdobywa prawidłowego gola? Sędzia podnosi w górę chorągiewkę odgwizdując spalonego.
Rzut karny? Gameiro napieprza gdzieś wysoko nad poprzeczką.
Druga czerwona kartka, tym razem niezasłużona, dla piłkarza Barcelony? Połowę gry w przewadze piłkarze Atletico spędzają na kłótni z sędzią i nierozważnych faulach.
Przez moment wyglądało to tak, że nawet jeśli Barcelona w ogóle zeszłaby z boiska, to kolejne strzały piłkarzy Diego Simeone lądowałyby gdzieś na poprzeczkach czy w trybunach. Choć trzeba przyznać, że i gospodarze mogli zabić mecz nieco wcześniej – nieprawdopodobna bomba Messiego z rzutu wolnego zatrzymała się jednak na poprzeczce. Atletico było stać na jednego gola, Gameiro po świetnym zagraniu Griezmanna rozpoczął na dobre trochę ponad dziesięć minut ostrzeliwania pola karnego Barcelony. Ostrzeliwania nieskutecznego.
Efekt? Mimo że w naszej niewydrukowanej tabeli orzeklibyśmy zwycięstwo 2:1 dla zespołu gości, Atletico wylatuje z pucharu i jest zmuszone do oglądania w osłupieniu radości piłkarzy i kibiców z Katalonii. Trudno sobie wyobrazić, by było bliżej odrobienia strat z własnego stadionu. Trudno sobie wyobrazić, by okoliczności były bardziej sprzyjające – sam fakt, że zdobyli dwie prawidłowe bramki tracąc tylko jedną mówi wszystko. Niemożliwe wydawało się w zasięgu ręki.
Zabrakło tych kilkunastu centymetrów przy strzale z karnego, kilkunastu dioptrii mniej u sędziego przy niesłusznie odgwizdanym spalonym, kilkunastu sekund oddechu u Carrasco przed tym jego feralnym wślizgiem.
W ostatecznym rozrachunku – zabrakło gola. I zabrakło awansu.
FC Barcelona – Atletico Madryt 1:1 (1:0)
Suarez 43′ – Gameiro 83′
Czerwone kartki:
Sergi Roberto 57′
Yannick Carrasco 69′
Luis Suarez 90′
Spudłowany karny:
Gameiro 80′