Kiedy byliśmy w Trenczynie i mieliśmy okazję porozmawiać z kilkoma kluczowymi zawodnikami słowackiego zespołu, każdy z nich był nam przedstawiany przez Martina Galajdę, rzecznika prasowego klubu. Gdy do stolika dosiadł się Gino van Kessel, usłyszeliśmy krótkie: „number one star”. W klubie, w którym grał wtedy choćby sprzedany za małą fortunę do Trabzonsporu Matus Bero, to właśnie w reprezentancie Curacao widziano największą gwiazdę. To, że dziś van Kessel przenosi się na półroczne wypożyczenie do Lechii (klub zagwarantował sobie też opcję wykupu), to najlepsze potwierdzenie, że mimo potężnych dział wytoczonych przez Legię, wiosny walkowerem nikt w Gdańsku nie odda.
Na wstępie przypomnijmy fragment naszego tekstu „Poszukiwań gwiazd ciąg dalszy: czas na pomocników i napastników” ze stycznia 2016, w którym szukaliśmy potencjalnych wzmocnień dla klubów ekstraklasy:
Gino van Kessel – Curacao – AS Trencin – 22 l. – 1,82 m – 900 tys. € – 30.06.2018 – InStat index: 201
Wedle doniesień prasowych w odnalezieniu tego gracza ubiegli nas skauci Pogoni Szczecin, choć nie jest to oczywiście powód by pominąć utalentowanego skrzydłowego w naszym zestawieniu. Van Kessel jest przede wszystkim regularny. Wstawienie go do składu to gwarant wypracowania 15 goli w sezonie, a przynajmniej tak z reguły bywało na Słowacji. Ogółem w barwach Trencina zdobył 26 goli i 16 asyst w 58 meczach – co najmniej nieźle. Jako wychowanek Ajaxu Amsterdam nie ma najmniejszych problemów z techniką, często wchodzi w drybling, posyła sporą ilość kluczowych piłek. Można by się zastanowić czy nie gra czasem przesadnie samolubnie, momentami zbyt nonszalancko, ale to już zadanie dla trenera czy prezesa. Jako kibice kupujemy van Kessela w całości i z niecierpliwością czekamy na potwierdzenie się plotek o transferze do Szczecina.
***
By van Kessel trafił do ekstraklasy pół roku temu, zaraz po tym, jak został królem strzelców na Słowacji, trzeba by było pobić ligowy rekord transferowy i wydać około 1,2 miliona euro. Za tyle reprezentant Curacao trafił do Slavii Praga. Wtedy skrzydłowy, mogący też zagrać na szpicy, był w niemożliwym gazie. Skończył sezon siedmioma bramkami w trzech ostatnich meczach, w tym dwie wpakował wicemistrzowi z Bratysławy, a cztery – zawsze mocnej Żylinie. Został też pierwszym w historii Fortuna Ligi zawodnikiem, który dwukrotnie podczas jednego sezonu otrzymywał nagrodę piłkarza miesiąca. Krótko mówiąc – tak jak jeszcze zimą Pogoń Szczecin mogła się łudzić, że van Kessel jest w jej zasięgu, tak wiosną skrzydłowy wystrzelił ponad pułap finansowy naszej ligi.
***
Jedenastka sezonu 2015/16 ligi słowackiej wg InStat, van Kessel najlepszy wśród lewoskrzydłowych
***
Jak to więc możliwe, że po pół roku w Slavii realne jest jego wypożyczenie? Dlaczego Czesi lekką ręką chcą się pozbyć zawodnika, który miał być ich największą gwiazdą?
– Nie byliśmy z niego zadowoleni, a że równocześnie kilku graczy wróciło po kontuzjach, dziś nie ma go nawet w kadrze meczowej. Poprosiłem go, by trenował z drużyną juniorów – powiedział przed październikowym meczem z Karviną trener Slavii Jaroslav Silhavy, utwierdzając kibiców w przekonaniu, że jego cierpliwość do van Kessela się skończyła. Fatalny występ ze Slovanem Liberec, w którym Silhavy zdecydował się zdjąć go w przerwie, przelał czarę goryczy. Najdroższy, ex-aequo z Adamem Hlouskiem, piłkarz w historii Slavii po przenosinach do Czech stał się irytująco nieefektywny, a pierwsze dobre mecze szybko zostały przykryte przez serię tych bezbarwnych, gdy musiał szukać zagubionej formy.
– Trenczyn grał bardzo ofensywny futbol, w Czechach doszło mu sporo nowych zadań obronnych. Dzięki nowym chińskim właścicielom kadra zrobiła się szersza, więc i wymagania, by dostać się do podstawowej jedenastki znacząco wzrosły. Do tego ze względu na kwotę transferu i to, jaką renomą cieszył się na Słowacji, oczekiwania wobec niego były ogromne. Presja jaka pojawiła się na jego barkach okazała się nie do udźwignięcia – mówi czeski dziennikarz Ondrej Zlamal. – Miał też pecha, bo do klubu sprowadzał go inny trener niż ten, który trenował Slavię przez większą część jesieni.
***
W zasadzie jedynym “większym” sukcesem van Kessela w Czechach było błyskawiczne wyrobienie sobie marki jednego z najszybszych zawodników w rozgrywkach. W głosowaniu na oficjalnym kanale czeskiej ligi ustąpił jedynie Vukadinoviciowi, Petrzeli, Cizkowi i Divisowi.
***
A przecież w Trenczynie jego skuteczność była wprost niesamowita. Nieprzypadkowo przykuła uwagę nawet prowadzącego w sezonie 2014/15 Stoke Marka Hughesa, który wysłał swoich skautów na mecz Trencina z Podbedezovą tylko po to, by obejrzeli van Kessela z bliska, na żywo. Dwa i pół roku w Trenczynie, z przerwą na pół roku w Arles, zakończył z 43 bramkami i 18 asystami w 84 spotkaniach, co daje udział przy golu średnio raz na 106 minut. Gdy wydawało się, że po odejściu do Gentu Mosesa Simona, Słowacy będą mieć problemy z obsadą skrzydła, on przychodząc po średnio udanym okresie w Ligue 2 z miejsca zaczął zapewniać raz – efektowną grę, dwa – liczby.
Za pierwszym razem Gino van Kessel trafił natomiast do Trenczyna z Ajaksu, jako jeden z pierwszych owoców współpracy tych dwóch klubów – w przeciwnym kierunku powędrował uważany wtedy za ogromny talent słowackiej piłki Stanislav Lobotka. Do holenderskiego giganta trafił natomiast ze szkółki AZ Alkmaar, szybko dając się poznać jako strzelec wyborowy i zdobywając nagrodę dla najlepszego strzelca na prestiżowym młodzieżowym turnieju Copa Amsterdam. Do “jedynki” w Ajaksie nigdy nie udało mu się jednak przebić.
W Lechii ma stanowić alternatywę dla Sławomira Peszki i Flavio Paixao, którzy wiosną nie mieli szczególnie mocnej konkurencji na skrzydłach – ani Lukas Haraslin, ani wystawiany często z boku Rafał Wolski, nie potrafili dotrzymać kroku podstawowej parze bocznych pomocników Lechii. Van Kessel… Cóż, gdyby porównać z nimi jego statystyki z obecnego sezonu w Czechach, wypadłby niesamowicie blado.
Trzeba jednak pamiętać, że o ile w Slavii zraził do siebie trenera bardzo szybko, nie spełniając ogromnych oczekiwań i stając się piekielnie drogim w utrzymaniu widzem, o tyle tutaj startuje od zera. Pracując przy okazji na transfer definitywny i mając też z tyłu głowy, że dopiero co do Torino wybił się ostatnio z Gdańska Vanja Milinković-Savić. Musi jednak najpierw odbudować się pod okiem Piotra Nowaka i raz jeszcze odpalić tak okrutnie, jak zrobił to dwukrotnie na Słowacji. Jeśli się uda, może się okazać, że transferem zimowego okienka wcale nie będziemy po sezonie nazywać któregoś z imponujących wzmocnień Legii.
– To nadal bardzo dobry, szybki i świetny z piłką przy nodze skrzydłowy. Lechia może mieć z niego sporo pociechy – ocenia Zlamal.
SP