Brutalne zderzenie z rzeczywistością wybiło poważne granie z głowy już niejednemu młodemu chłopakowi. Patrząc na przykład na to, jak skończył Freddy Adu, którego namaszczał swego czasu na swojego amerykańskiego odpowiednika sam Pele, jesteśmy w stanie nawet uznać, że losy Bojana Krkicia nie potoczyły się tak fatalnie. Gdy spojrzymy jednak na liczby, jakie wykręcał w czasach juniorskich i przypomnimy sobie jak mocno pompowany był przez media, trudno nie odnieść wrażenia, że rozmienił się na drobne. Napastnik kontynuuje swoje próby podboju świata, choć przyznać trzeba, że z roku na rok coraz drastyczniej obniża sobie poprzeczkę. Zaczynał bowiem na Camp Nou, a dziś przyjdzie mu biegać po… Opel Arena.
Grając jeszcze w juniorskich zespołach „Blaugrany”, Krkić bił wszelkie rekordy strzeleckie. Wykręcał niesamowite liczby, strzelał po kilka bramek na mecz, szybko pokonywał kolejne szczeble i naturalną koleją rzeczy wydawało się dołączenie go wkrótce do pierwszej drużyny. Gdy już nawet na zapleczu, w Barcelonie B, rozrywał siatki aż miło, w końcu na sezon 2007/2008 został przyłączony do seniorów i rozpoczął treningu u boku Messiego czy Puyola.
Wejście miał nawet konkretne, bo już w swoim pierwszym roku uzbierał 10 goli w 31 meczach. Czas jednak płynął, a Bojan zamiast umacniać swoją pozycję i udowadniać ogromny potencjał, stopniowo gasł. Dwa gole w lidze, potem osiem, kolejno sześć i uznano, że dobrze zrobi mu zmiana środowiska. Trafił więc do Włoch – ani jednak w Romie, ani w Milanie na dłużej nie zagrzał miejsca. Potem był jeszcze epizod holenderski i ledwo cztery trafienia w 24 meczach w koszulce Ajaxu, aż w końcu z ofertą przyszło Stoke.
Na Wyspach młody Hiszpan nikogo na kolana nie rzucił – przyzwoity miał zwłaszcza poprzedni sezon, choć gdy weźmiemy pod uwagę liczbę minut spędzonych na boisku, to wychodzi nam, że trafiał do siatki średnio co… cztery godziny. No, jakkolwiek spojrzeć, nie jest to statystyka chlubna dla napastnika.
Anglicy za kartę zawodniczą Bojana zapłacili niecałe dwa miliony euro, ale ewidentnie nie widzi im się utrzymywać go dłużej w zespole. Tym razem agent piłkarza znalazł mu zatrudnienie w kraju, w którym jeszcze nie mieli okazji poznać jego umiejętności – w Niemczech. Krkić trafił na zasadzie półrocznego wypożyczenia do FSV Mainz, co jest pewnie dla niego krokiem w tył zarówno pod kątem sportowym, jak i finansowym.
The new #Zerofiver posing for a few 📸 in the #OpelArena. #Mainz05 #WelcomeBojan pic.twitter.com/RqYDTdtr2o
— 1. FSV Mainz 05 (@Mainz05en) 30 stycznia 2017
Z drugiej strony wcale nie jest też powiedziane, że w barwach FSV będzie miał monopol na grę w wyjściowej jedenastce, bo i Jhon Cordoba, i Yoshinori Muto cieszą się szacunkiem trenera Martina Schmidta.
Kariera Bojana nieustannie pikuje i aktualnie sporym nietaktem byłoby nawet twierdzić, że to wciąż młody i perspektywiczny zawodnik. Krkić, który dopiero co demolował hiszpańską piłkę juniorską, dziś jest w wieku, w którym piłkarze wskakują zazwyczaj na najwyższy możliwy pułap. Ma 26 lat, a tak naprawdę za sobą serię nieudanych epizodów – nie sprawdził się przecież w pięciu kolejnych klubach, bo każdy z jego poprzednich pracodawców prędzej czy później z niego rezygnował. Zjazd Hiszpana trwa więc w najlepsze, a wypożyczenie do Mainz to chyba ostatni dzwonek, by wreszcie się obudzić i za kilka lat nie przybić sobie piątki z całą rzeszą zmarnowanych talentów, którym w formie wspomnień pozostały tylko wycinki z pożółkłych już gazet.