Barca dała dziś wykład pod tytułem „Piłka nożna, gra ofensywna”. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież jego treść zna każdy student futbolu w Hiszpanii. Temat jest powtarzany cyklicznie i jedynie lekko modyfikowany. Duma Katalonii dziś perfekcyjnie: rozgrywała, pressowała, podawała, strzelała. Generalnie – zagrała tak dobrze, że zupełnie nie przeszkadza nam to, iż coś podobnego widzimy po raz enty.
Real Sociedad w ostatnich pięciu meczach na Camp Nou przegrał razy… tak jest, zgadliście – pięć. Zawsze wyżej, niż jedną bramką. Dziś bolało wyjątkowo, bo do tych statystyk wleciała kolejna piątka – tym razem mowa o liczbie straconych goli.
Barca zagrała spektakl, strzeliła aż pięć bramek, a zarówno zaczął go, jak i zakończył aktor drugoplanowy. Akcję rozpędził Neymar, zagrał do Messiego, ten do Luisa Suareza i po chwili padł pierwszy gol w tym meczu. Po chwili, bo piłkę dostał jeszcze i zapakował do bramki inny Suarez – Denis. Trio MSN zrobiło dobrą robotę, ale egzekutorem był ten, o którego nazwisku przy Camp Nou jest zazwyczaj głośno głównie ze względu na kolegę. Ale nie dziś, bo Denis na pierwszej bramce się nie zatrzymał. Zdobył także ostatnią i zapewne zapisał sobie w głowie dzisiejszą datę, jako jeden z najlepszych wieczorów w koszulce „Blaugrany”. Właściwie każdy Suarez mógł być szczęśliwy, bo Luis postarał się o to, żeby jego nazwisko w raporcie meczowym było wpisane aż trzy razy, także dorzucając gola.
Bramkarz Sociedad miałby szansę na to, by czuć się podobnie. Miałby, gdyby odcinać mu świadomość w momentach tracenia goli. Dla Rulliego był to mecz z gatunku tych, kiedy dajesz z siebie wszystko i niby idzie ci bardzo dobrze, ale przeciwnik ma to gdzieś i pakuje ci pięć bramek do worka, który będziesz musiał taszczyć do siebie. Argentyńskiego bramkarza można nazwać największym poszkodowanym wieczoru, bo zdecydowanie nie zasłużył na pięć uderzeń batem w tyłek. A i tak zachowywał klasę i po każdym z goli pokrzykiwał do kolegów, aby nie chowali głów w piasek, lecz walczyli dalej.
Kilku z nich momentami skłaniało kibiców do oklasków, ale biorąc pod uwagę cały mecz, był on dla nich słodko-gorzki. Indywidualnie rzecz jasna, bo o wyniku nawet nie wspominamy. Na przykład taki Willian Jose. Gość uznawany przez Hiszpanów za leniwca i gościa, którego generalnie trudno lubić, biegał dziś za dwóch, strzelił ładnego gola, ale także zmarnował setkę po podaniu od Veli. Gola na Camp Nou będzie pamiętał pewnie długo, ale spartaczoną okazję z pewnością również. No, tydzień to co najmniej.
Do tego mecz ozdobiły pojedynki Luisa Suareza z Raulem Navasem. Ten drugi pozwalał sobie na za dużo i prowokował Urugwajczyka nawet… podstawianiem mu ręki na centymetr przed zęby. Suarez się nie skusił i pokazał Navasowi, że bawić się w MMA może, ale efektem jest pięć prostych, po których Real schodzi z ringu.
Wygrana 5:2 dzisiaj oraz 1:0 w pierwszym meczu zapewniły Barcelonie awans do półfinału Copa del Rey. A skoro z pucharu odpadł nie tylko Real Sociedad, a także ten z Madrytu, to śmiało możemy stwierdzić, że do trofeum jest całkiem blisko.