Steevena Langila zapamiętamy jako niezłego artystę. Nawet nie dlatego, że potrafił coś tam pobrzdąkać, gdy pod ręką miał klawisze. Nie z powodu tańców i szalonych performansów pokazywanych światu ze pośrednictwem mediów społecznościowych. No i bynajmniej nie ze względu na boiskową postawę, techniczne popisy i kreatywność, której pozazdrościć mogłaby mu nawet bohema. Steevena Langila zapamiętamy jako niezłego artystę, ponieważ to jednak duża sztuka, by w dzisiejszej sytuacji Legii kibice z równie dużym utęsknieniem wypatrywali transferów do klubu, jak i odejścia gracza. Osiągnął status artysty w zniechęcaniu do siebie ludzi. W związku z tym dzień dla fanów warszawskiego klubu rozpoczął się pozytywnie – Wulkan z Martyniki wiosną będzie wybuchał w Belgii, konkretnie w klubie Waasland-Beveren.
Jeśli chodzi o piłkarzy sprowadzonych na Łazienkowską przy wielkim udziale Besnika Hasiego, bilans transferowy jest pozytywny. Jeśli uznamy, że taką drogę do fazy grupowej Ligi Mistrzów jako trener potrafiłby przebyć z drużyną nawet Olaf Lubaszenko z reprezentacji artystów, to można powiedzieć, że sprowadzenie Odjidji-Ofoe i Moulina to jedyne pozytywy wynikające z pracy Albańczyka. Jednak przypadek Langila powoduje, że nawet w tym kontekście można mieć mieszane odczucia.
No bo na pewno myli się ten, kto sądzi, że po zwolnieniu Hasiego Langil został od razu skreślony, potraktowany inaczej niż reszta graczy w podobnej sytuacji. Wręcz przeciwnie – w debiucie Jacka Magiery, spotkaniu Ligi Mistrzów ze Sportingiem, skrzydłowy z Martyniki pojawił się w pierwszym składzie, w przeciwieństwie do np. Vadisa. A przez to, że szkoleniowiec przejął ekipę w ostatniej chwili znaleźli się w nim przecież gracze, których znał i miał do nich zaufanie oraz ci, których potencjał oceniał najwyżej, patrząc na zespół z pozycji obserwatora.
Langil nie zapracował jednak na kolejną szansę, w Lizbonie dla Legii zagrał po raz ostatni. No a z czasem chyba w ogóle przestał być tym zainteresowany.
Sportowo jego pobyt w Warszawie to dramat. Przychodził za konkretne pieniądze, po niezłym sezonie w lidze belgijskiej, w którym wypracował 12 bramek (6 strzelonych goli i 6 asysty), odchodzi po ledwie 12 występach we wszystkich rozgrywkach i z jedną jedyną bramką na koncie zdobytą w przegranym spotkaniu z Zagłębiem Lubin. No i z niesmakiem, który ciągnie się za nim, od momentu wiadomych popisów. Tu nie ma co się szczypać – to jedna z większych wtop warszawskiego klubu w ostatnich latach.
Na razie Langil został wypożyczony do końca sezonu, ale umówmy się – na dziś wydaje się, że prędzej ponownie w Legii zagra Ljuboja niż on. Wraca do klubu, z którego do Warszawy trafił, więc szanse na to, że przypomni sobie, iż jest piłkarzem, są całkiem spore. Na to liczy Legia, chcąc odzyskać zainwestowaną kwotę lub przynajmniej zminimalizować stratę.
Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak przypomnieć najlepszy występ Langila w barwach Legii. Krzyż na drogę.
Fot. FotoPyK