Reklama

Dwa lata Mili w Lechii – rozczarowanie z szansą na pozytywny finał

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2017, 16:30 • 3 min czytania 6 komentarzy

Właśnie minęły dwa lata od jednego z najgłośniejszych transferów pomiędzy polskimi klubami w ostatnich latach. 22 stycznia 2015 roku Sebastian Mila – jako czołowy ligowiec i bohater reprezentacji Adama Nawałki – zamienił Śląsk na Lechię. Transakcja opiewała na przeszło 300 tysięcy euro, co jak za 32-letniego wtedy piłkarza było sumą naprawdę poważną. Co więcej, transferowi towarzyszyły ogromne emocje, bo w końcu Mila wracał do domu, do ukochanego miasta i klubu. Pamiętamy chociażby łzy na ostatniej konferencji we Wrocławiu, a także ogromne oczekiwania gdańskich kibiców.

Dwa lata Mili w Lechii – rozczarowanie z szansą na pozytywny finał

Dziś, dwa lata po transferze, można pokusić się o całkiem miarodajne podsumowanie. Czy przenosiny Mili do Gdańska sportowo się w ogóle bronią? Można mieć tutaj pewne wątpliwości, przede wszystkim analizując bilans piłkarza. Jak na pozycję ofensywnego pomocnika oraz jego znak rozpoznawczy – czyli świetne stałe fragmenty gry – liczby absolutnie go nie bronią. W lidze w barwach Lechii Sebastian rozegrał 52 spotkania, w których zdobył cztery gole (dwa z rzutów karnych) oraz zanotował pięć asyst. Dla porównania – w ostatniej rundzie w barwach Śląska Mila w 19 spotkaniach strzelił pięć goli i zanotował sześć asyst. I, nie oszukujmy się, przedstawiciele Lechii z pewnością liczyli, że ich nowy-stary piłkarz będzie potrafił zaprezentować w Gdańsku porównywalną skuteczność, co jednak nigdy nie nastąpiło.

Rzecz jasna najmniejsze pretensje można mieć do Mili za ostatnie półrocze, w którym miał dość poważne problemy z kontuzjami i dopiero pod koniec rundy wrócił do gry. Pierwsze półtora roku w Gdańsku to jednak okres, podczas którego Sebastian cieszył się względnie dobrym zdrowiem, i za który można go normalnie rozliczać. Obniżkę formy widać chociażby po notach Weszło, bo jesienią 2014 roku Mila – jeszcze grając w Śląsku – mógł pochwalić się średnią 5,42, wiosną 2015 ta wartość spadła do 5,13, a w sezonie 2015/16 wyniosła już tylko 4,67. Tendencję spadkową widać także po liczbach w reprezentacji, bo od transferu do Lechii Mila zaliczył ledwie 52 minuty z orzełkiem na piersi (z czego tylko 10 w meczach o punkty), a od przeszło roku jest już pomijany przy powołaniach przez Adama Nawałkę.

Wiadomo, Sebastian z pewnością nie powiedział w Lechii ostatniego słowa, ale też ciężko mu będzie oszukać upływający czas. Kibice z Gdańska już w momencie transferu z niepokojem spoglądali w jego metrykę i obliczali, na ile sezonów dobrej gry mogą jeszcze liczyć. Całe te kalkulacje okazały się jednak niewiele warte, bo przecież dwa pierwsze sezony Sebastiana naprawdę ciężko zaliczyć do udanych. Za niespełna pół roku pomocnikowi stuknie 35 lat, więc dla niego jest to już naprawdę ostatni dzwonek, by nawiązać chociażby do fantastycznych występów z końcówki 2014 roku.

Pozytyw jest jednak taki, że przed Milą i całą Lechią runda, w której spokojnie można zatrzeć wszystkie wcześniejsze niepowodzenia. Gdańszczanie są współliderem, a z pozostałymi drużynami ze ścisłego czuba, czyli z Jagiellonią i Legią, na wiosną zagrają na własnym boisku, gdzie radzą sobie więcej niż dobrze. Rzecz jasna łatwo na pewno nie będzie, ale zadanie z pewnością należy do tych wykonalnych. Jeżeli Lechii czegoś jesienią brakowało, to właśnie takiego piłkarza, jak Mila w formie – kapitana ciągnącego zespół w trudnych momentach i potrafiącego jakimś nieszablonowym zagraniem lub stałym fragmentem gry odwrócić losy meczu. Innymi słowy, przed Sebastianem egzamin ostateczny, który powinien rozsądzić, jak jego transfer do Gdańska zostanie zapamiętany. I sami jesteśmy ciekawi, czy ostatecznie piłkarzowi uda się postawić na swoim.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...