Wiecie o co najtrudniej Messiemu? O wielki wyczyn. Oto wciąż grająca legenda futbolu, maszyna do bramek i asyst, człowiek, który z Barceloną wygrał wszystko. Wielkim wyczynem byłoby chyba już tylko zaciągnięcie Argentyny do mistrzostwa świata. Ale wiecie co nas uderzyło, gdy oglądaliśmy Leo dzisiaj z Eibar? Że być może najbardziej niedocenianym z wyczynów Messiego jest to, że jest zabójczo regularny, a mówimy o regularności we wchodzeniu na kosmiczny poziom. O tym zdarza się zapomnieć. To zdążyło się opatrzyć. Ale to ci naprawdę wyczyn.
Być może Eibar zdołałoby dzisiaj zatrzymać Barcelonę, gdyby w jej barwach nie grał Messi. Wyszli nabuzowani, ale nie przemotywowani. Wyszli z dobrym ustawieniem taktycznym, które zaskoczyło zespół Lucho. Tak naprawdę na początku meczu, gdy koło telewizora przechodził laik, miał prawo ponarzekać: “a ty znowu to nudziarstwo oglądasz, Barca kogoś tłucze, gdzie w tym radocha, gdzie suspens?”. Sęk w tym, że to Eibar grał w barwach, które kojarzą się z Blaugraną.
Obrona Barcy grała w początkowej fazie wyjątkowo kurtuazyjnie. To podanie do rywala, to wystawienie mu idealnej sytuacji na strzał – brawo, przyzwoity gość nie robi gospodarzowi wstydu. Choć raczej chce nam się powiedzieć: obrona Barcy grała, jakby doskonale wiedziała, kogo ma z przodu. Będzie komu nadrabiać nasze błędy, panowie, więc nie dramatyzujmy, można się opieprzać.
Ich podejście miało jednak uzasadnienie. W dwudziestej minucie kapitalnym lobem Messi wypuścił Luisa Suareza, ten zmarnował jednak sam na sam. Zaskakującym uderzeniem na 1:0 wyprowadził Barcę Denis Suarez – drugi celny strzał Barcy w meczu, choć minęły dwa kwadranse. Messi cały czas dwoił się i troił, robił co mógł, by zabić jak najszybciej mecz: stworzył kolegom kilka sytuacji, ale ci partaczyli. Po przerwie dał sobie spokój z przesadnym ufaniem partnerom, rozegrał kontrę tylko z Luisem Suarezem i perfekcyjnie wykończył wrzutkę. 2:0.
Faktyczny koniec meczu. Eibar jeszcze szarpał, jeszcze trafiał ze spalonego, jeszcze Pedro Leon próbował desperackich, ale efektownych szarż, niemniej bramki strzelała już tylko Barca. Na 3:0 Luis Suarez, na 4:0 Neymar, który tym samym zdobył pierwszą ligową bramkę od października. Czy będzie to przełamanie – czas pokaże. Dzisiaj były przebłyski lepszej gry, ale na pewno nie był to przełomowy mecz.
Tradycyjnie sędziowanie byłoby wstydem nawet dla sieradzkiej B klasy. Oto sytuacja, po której arbiter nie pokazał nawet faulu:
A tu zabrano Neymarowi bramkę wymyślonym spalonym:
***
Atletico traci dystans do podium i raczej musi oglądać się za siebie, gdzie naciska Sociedad czy Villarreal. Nie może być jednak inaczej, skoro Rojiblancos przestali umieć grać z najlepszymi w Hiszpanii. Oto ich mecze z topową siódemką La Liga:
Barca (wyjazd) 1:1
Sevilla (w) porażka 0:1.
Sociedad (w) porażka 0:2.
Real (dom) porażka 0:3.
Villarreal (w) porażka 0:3.
Dzisiaj fatalne statystyki nie poprawiły się, bo Atletico tylko zremisowało z Athletic 2:2. Ten punkt muszą jednak bardzo szanować, bo prawda jest taka, że o remisie zaważył błysk geniuszu Griezmanna. Gdyby nie Francuz na boisku, trzy punkty prawdopodobnie zostałyby w Bilbao, więcej – zostałyby tam zasłużenie.
Rojiblancos mieli wymarzony początek, bo od trzeciej minuty prowadzili po trafieniu Koke. Bramka Iniko Lekue do szatni, a także szybki cios od De Marcosa po zmianie stron, sprawiły, że Atletico wypuściło kontrolę nad meczem. Simeone zareagował, wystawił trzech napastników, jego piłkarze nacierali, ale konkretów brakowało. Ale po to ma się indywidualności w drużynie, żeby robiły czasem coś z niczego:
***
POZOSTAŁE MECZE:
Osasuna – Sevilla 3:4
Leon 15′, Iborra (sam) 63′, Kodro 90′ – Iborra 43′, 65′, Vazquez 80′, Sarabia 90′
Sociedad – Celta 1:0
Juanmi 72′
Betis – Gijon 0:0