Reklama

Cierpienia młodego Bartłomieja

redakcja

Autor:redakcja

20 stycznia 2017, 14:04 • 5 min czytania 47 komentarzy

Życie piłkarza to nieustanna walka. O miejsce w składzie, o lepszy kontrakt, o transfer do zagranicznego klubu. Niektórzy jednak mają bardziej przerąbane niż inni. Taki Bartłomiej Pawłowski. Dziś w „Przeglądzie Sportowym” zdradza, że jego cierpienia wykraczają daleko poza typowe niedole zawodowego piłkarza.

Cierpienia młodego Bartłomieja

„Wstaję 7.10-7.15. Przygotowuję się do rozruchu. Biegam pół godziny. Trochę horrendalna pora, bo w Polsce o tej porze zazwyczaj śpię. Trudno się przestawić. Nie jest to zbyt przyjemne, ale taką mamy pracę.”

Gdy cały świat smacznie śpi, gdy normalni ludzie przewracają się z boku na bok, on jeden podnosi się z łóżka i biegnie. Prze do przodu, choć wiatr przeciwności wiejący mu w twarz staje się coraz mocniejszy. Nie poddaje się, niczym alpinista podczas ataku szczytowego na Mount Everest. Jak ultramaratończyk przełamujący kolejne ściany i zmierzający do mety mimo opuchniętych stóp. Niezmordowany jak Forest Gump. Heros, w którego blasku mogliby się ogrzać Herkules z Achillesem. Choć męstwem i uporem w dążeniu do celu Pawłowskiemu i tak nie mają już szans dorównać. Oczywiście można założyć, że Bartkowi chodziło wyłącznie o zmianę strefy czasowej, sugerował, że wstaje po siódmej, gdy w Polsce jest piąta (a w Londynie to nawet czwarta), ale to tłumaczenie do nas nie przemawia.

Bo bohater zdradza, że mierzyć musi się nie tylko z tymi skandalicznymi pobudkami w samym środku nocy.

To dopiero początek a nie koniec walki Pawłowskiego z otaczającym go światem. Walki, w której każdy inny byłby z góry skazany na porażkę. Na wywieszenie białej flagi z wycieńczenia. On jednak słowo „rezygnacja” już dawno wykreślił ze słownika. Z każdym słowem płynącym z ust Bartka, coraz bardziej podziwiamy jego niezłomną życiową postawę.

Reklama

„Po śniadaniu zaliczam obowiązkową drzemkę. Mniej więcej godzinną. Jestem tak wypruty po tym wczesnym wstawaniu, że nie za bardzo ogarniam, co się dzieje i muszę się położyć. Komuś może się wydawać, że półgodzinny bieg to mało, a prawda jest taka, że biegnąc swoim tempem, można się zmęczyć. Cały czas trenuję indywidualnie. Trochę to monotonne. No ale swoją pracę muszę zaliczyć.”

Na szczęście wstawanie o tak „horrendalnej” porze, jak 7:15 i mordercze dwa kwadranse biegu można sobie później zrekompensować. W końcu nawet tytanom pracy potrzebna jest drzemka regeneracyjna. W innych okolicznościach zaczęlibyśmy się obawiać o zdrowie Pawłowskiego. O to, że po następny wywiad trzeba będzie podjechać do szpitala, gdzie wyląduje na skraju przemęczenia. Ale on ma zmęczenie za nic. Wie, że „pracę musi zaliczyć” i po godzinie snu wraca do akcji. Napięty grafik za chwilę znów daje o sobie znać – drzemkę trzeba przerwać, by pójść na kolejny trening. Ale on daje sobie i z tym radę. Niezłomny. Niezmordowany. Bohater.

Przypomnijmy w tym miejscu jego wyczyny, które przecież powtarza codziennie:

– pobudka o 7.10
– mordercza 30-minutowa przebieżka
– zaledwie godzinna drzemka
– kolejny trening

Normalny człowiek, ba, nawet początkujący sportowiec w tym miejscu zapewne padłby bez tchu. Ostatnim, który przyjmował na klatę takie obciążenia był chyba imiennik Pawłowskiego, Bartłomiej Grzelak, przypomnijmy jego legendarny wywiad (naszą obszerną analizę tego klasyka macie TUTAJ).

legia.com: Podczas porannych zajęć przeszedłeś testy szybkościowe. Czy trener Szul dał tobie ostro „w kość”?
Bartłomiej Grzelak: Od początku cykl treningowy jest męczący. Pierwszego dnia biegaliśmy dookoła Kanałku Piaseczyńskiego. Później było JESZCZE TRUDNIEJ. Ciężko to znoszę, ale zaciskam zęby. Wierzę, że to przyniesie efekty.

Reklama

legia.com: Dzisiejsze testy różniły się jednak od dotychczasowych zajęć z Ryszardem Szulem.
Bartłomiej Grzelak: Owszem, była to inna, skrócona forma, Mam nadzieję da nam pełny obraz i pozwoli dobrze przygotować się do rundy wiosennej.

legia.com: Czy cieszysz się, że ominął ciebie bieg na 1500 metrów?

Bartłomiej Grzelak: Każdy z nas ODCZUŁ ULGĘ, że uniknęliśmy biegu na 1500 metrów. Jednak w zamian musieliśmy ZMIERZYĆ SIĘ z dystansem 600 metrów. Dostaliśmy „w kość”, bo daliśmy z siebie WSZYSTKO.

legia.com: Wcześniej biegaliście na przemian truchtem oraz sprintem. Również to mogło was zmęczyć.

Bartłomiej Grzelak: Owszem, to ćwiczenie było męczące, ale nie aż tak jak OSŁAWIONE 600 metrów. Starty, czyli sześć biegów na dystansie 30 metrów były EKSTREMALNE dla zakwaszonych mięśni. KAŻDY ODCZUWA BÓLE, ale nikomu nic się nie stało.

(…)

legia.com: Co robisz w wolnym czasie?
Bartłomiej Grzelak: Dużo śpię. Wczoraj przespałem 11 godzin, po obiedzie również znajduję czas na krótką drzemkę.

Czyli generalnie wychodzi na to, że wszyscy blondyni o imieniu Bartek w Ekstraklasie to posiadający nadludzkie zdolności superbohaterowie przerywający swój wielki bój jedynie na króciutkie drzemki. Jak regeneruje się młodszy z nich?

„Po treningu wracam do pokoju, biorę prysznic i idę na lunch. Po lunchu dostajemy trzy godziny wolnego. Człowiek może w końcu odsapnąć.”

Po obiedzie? Siadam przed komputerem, przeglądam pocztę. Wczoraj płaciłem rachunki w Polsce. Następnie 45 minut rehabilitacji i kolejny trening.”

„Czas wolny? Idę z chłopakami pograć w FIFĘ, żeby odpocząć.”

No nie ma lekko. Gdy nawet zdarza się chwila wolnego od wycisku na treningach – przytłacza stos papierkowej roboty. Nie ma wątpliwości – gdyby nie te trzy godzinki wolnego, godzinka drzemki i trochę fify, żeby odpocząć, Bartek już dawno zatyrałby się na śmierć.

Naszym zdaniem wyjścia są dwa. Albo Pawłowski jest kompletnie oderwany od rzeczywistości, w której ludzie za głodowe pensje zasuwają do pracy na 5.00 czy 6.00 rano, by rozdawać ulotki, które i tak wszyscy traktują jak śmieci, ewentualnie zjeżdżają kilkadziesiąt metrów pod ziemię, by zasuwać w kopalni, albo jesteśmy właśnie świadkami trollingu prasowego na niespotykaną wcześniej skalę. Trudno nam przypomnieć sobie podobny materiał, w którym rozmówca wygaduje tyle bzdur, a które później ukazują się najprawdopodobniej zatwierdzone przez niego samego na łamach gazety. Bartek przez pewien czas uchodził za inteligentnego gościa, więc naprawdę nie zdziwilibyśmy się, gdyby po prostu nas wszystkich wkręcał.

W przeciwnym wypadku zalecalibyśmy mu, by w którejś z nielicznych wolnych chwil, wziął koło i pieprznął się w czoło.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Moto

Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Błażej Gołębiewski
2
Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Komentarze

47 komentarzy

Loading...