Michael Jordan, Roger Federer, Cristiano Ronaldo i on. Zostając jednym z kluczowych sportowców firmy Nike, Robert Lewandowski trafił do ligi największych herosów w historii sportu.
Szefowie amerykańskiego giganta odzieżowego jako pierwsi w branży zrozumieli, że to jak konsumenci na całym świecie postrzegają ich markę, zależy w dużej mierze od tego, które gwiazdy sportu wybierają ich stroje i buty. Pierwszym ambasadorem marki już na początku lat 70. został legendarny biegacz Steve Prefontain, uznawany dzisiaj za ojca mody na bieganie i zdrowego trybu życia w Stanach Zjednoczonych. Następny w kolejce był słynny amerykański tenisista, zwycięzca siedmiu turniejów wielkoszlemowych, John McEnroe. Machina wyszukiwania najlepszych światowych zawodników ruszyła na dobre w latach 80. Od tamtej pory już tylko przyspiesza.
TALENT I PRACA
Kandydat na sportowca Nike musi spełniać kilka kluczowych warunków. Po pierwsze, jego wielki talent musi iść w parze z jeszcze większą determinacją, profesjonalizmem i żądzą ciągłego samodoskonalenia. Tylko w ten sposób może zostać prawdziwą legendą, ikoną swojej dyscypliny – a to właśnie ich pragnie pozyskiwać Nike.
Po drugie, przyszły bohater musi mieć własną historię do opowiedzenia. Jego droga na szczyt nie może być usłana różami, a sukces powinien być okupiony konkretnymi wyrzeczeniami. Powinien on wreszcie reprezentować wartości bliskie wspieranej marce: innowacyjność, kreatywność czy postępowanie zgodnie z zasadami fair play. Samo wygrywanie to jednak za mało. Sportowiec Nike musi, zgodnie ze słynnym sloganem „joga bonito”, grać pięknie.
OD KUL DO ZŁOTYCH MEDALI
Jednym z pierwszych sportowców spod znaku „łyżwy” był słynny Carl Lewis. Współpraca koncernu z lekkoatletą zaczęła się w czasach, gdy ten był jeszcze studentem. To właśnie w butach Nike 23-letni Lewis zdobył cztery złote medale na igrzyskach w Los Angeles w 1984 roku. Amerykanin zadziwił wówczas świat, wygrywając biegi na 100 i 200 metrów, konkurs skoku w dal i sztafetowy wyścig na 4×100 metrów, powtarzając tym samym niewiarygodny wyczyn Jessego Owensa z Berlina z 1936 roku.
Lewis był na lekkoatletycznym stadionie prawdziwym dominatorem. Nikt przed nim ani po nim nie obronił tytułu mistrza olimpijskiego w skoku w dal. A Amerykanin? On wspomnianą konkurencję wygrywał na czterech (!) kolejnych igrzyskach z rzędu. W ciągu całej kariery Lewis oddał 71 skoków na ponad 28 stóp, czyli ok. 8,53 m. Taki wynik – dla niego błahostka –zapewniłby mu złoto na czterech ostatnich IO. „Król Carl” w swoich czasach zdominował tę konkurencję totalnie, nie znajdując pogromcy na żadnych zawodach przez równą dekadę. Ale najlepszy był nie tylko w skakaniu. Bariera 10 sekund na „setkę”? Złamana 15 razy w karierze. 200 metrów poniżej 20 sekund? Dokładnie dziesięciokrotnie. Carl ogółem uzbierał 10 medali olimpijskich (w tym dziewięć złotych) i dziewięć krążków (osiem złotych) na mistrzostwach świata.
Wszechstronny, szybki, silny i niepokonany. Ale jego droga na sam szczyt wcale nie była taka oczywista. Kiedy jako nastolatek w ciągu jednego miesiąca urósł o sześć centymetrów, jego mięśnie z początku nie mogły dostosować się do zmian i chłopak musiał przez jakiś czas poruszać się o kulach. Kiedy później był już wielkim mistrzem, rywale i media zarzucali mu arogancję i brak pokory. A on po prostu zawsze taki był: pewny siebie i świadomy własnej wielkości.
PO PROSTU MJ
Może to i dobrze, że w 1984 roku Lewis nie porzucił lekkoatletyki na rzecz koszykówki, bo w innym razie spotkałby się w jednej szatni z kimś, kto niewątpliwie przyćmiłby go sławą. To właśnie wtedy w pierwszej rundzie wspomnianego draftu „Byki” sięgnęły po 21-latka z Uniwersytetu Północnej Karoliny, niejakiego Michaela Jordana.
Kiedy dziś mówisz NBA, to myślisz Jordan. Ale i w tym przypadku utalentowany sportowiec niczego nie dostał za darmo. Od małego od basketu wolał baseball, ukochany sport swojego ojca. W szkole średniej początkowo nie chcieli przyjąć go do drużyny koszykówki, bo był za niski. Już jako młody zawodowiec stoczył walkę z ciężką kontuzją. Z każdego życiowego zakrętu potrafił jednak wyjść obronną ręką.
Jordan został królem NBA i całej dyscypliny. – Jest Michael Jordan i jesteśmy my, cała reszta – powiedział o nim kiedyś Earvin „Magic” Johnson, inny wybitny gracz tamtych czasów.Jordan był nie tylko wielkim koszykarzem, ale też pierwszym sportowcem, który zdołał stworzyć własną markę o globalnej rozpoznawalności. Jego nazwisko, inicjały, numer 23 na koszulce, buty Air Jordan czy rola w „Kosmicznym meczu” stały się takimi samymi atrybutami jak logotypy największych światowych korporacji. Człowiek-instytucja, heros na parkiecie i utalentowany biznesmen poza nim. Człowiek, dzięki któremu miliony – także w Polsce – pokochały koszykówkę.
„Lewy” dołącza do kluczowych sportowców Nike. W Monachium, z Miroslavem Klose, prezentował nowe Hypervenom 3(fot. Nike.com)
35 REKORDÓW ŚWIATA
Innym sportowym herosem, na którego postawiło Nike, był ukraiński król tyczki – Siergiej Bubka. Kiedy 21-letni wówczas reprezentant ZSRR po raz pierwszy w karierze bił rekord świata, poprzeczka była zawieszona na wysokości 5,85 m. Gdy po dekadzie – już pod ukraińska flagą – robił to po raz ostatni, udało mu się nie strącić poprzeczki na wysokości 6,14 m.
Bubka został swoistym rekordzistą świata w… biciu rekordów świata. Zamiast szaleńczego pościgu za wynikiem, do którego nikt (być może nawet on sam) nie mógłby się nawet zbliżyć, wolał za każdym razem poprawiać swoje dotychczasowe osiągnięcie o centymetr. Tym sposobem w trakcie swojej pięknie kariery ustanowił 35 rekordów świata. Był tak dobry, że żaden sponsor nie chciał mu płacić za kolejne zwycięstwa, bo te były zbyt oczywiste.
Rywale mówili o nim, że Bubka nie skacze, tylko lata. Jako pierwszy pokonał nieosiągalną wcześniej wysokość sześciu metrów. Do dziś zresztą dzierży rekord świata (6,14 m) na otwartym stadionie. W hali dopiero w 2014 roku udaną próbą na 6,16 m wynik ten poprawił Francuz Renaud Lavillenie, co – nota bene – sam Bubka oglądał z trybun stadionu w Doniecku.
URODZONY Z KIJEM W RĘKU
Nie ma na świecie chyba drugiego sportowca, który tak mocno związałby uprawianą przez siebie dyscyplinę ze swoim nazwiskiem, co Tiger Woods.Amerykanin jest świetnie rozpoznawalny nawet w krajach bez tradycji golfowych – choćby takich jak Polska. Bardzo szybko pobił wszystkie rekordy i został najlepiej zarabiającym sportowcem w historii. Jako pierwszy przekroczył granicę miliarda dolarów zarobionych na polu golfowym oraz z tytułu podpisanych kontraktów reklamowych. Sportowo wygrał wszystko, co było w jego dyscyplinie do wygrania. Wizerunkowo stał się ikoną popkultury, został autorem bestsellerowych książek, bohaterem filmów i gier komputerowych.
Tiger na szczyt wspiął się wyjątkowo szybko i bardzo długo się na nim utrzymywał, aby potem boleśnie z niego zlecieć. Najpierw przytrafiła mu się poważna kontuzja, a później uwikłał się w skandal obyczajowy, przez co po raz pierwszy w swojej karierze nie znikał z pierwszych stron gazet z powodów pozasportowych. Dziś 41-letni Woods walczy z kolejnymi problemami zdrowotnymi, ale na pewno raz jeszcze spróbuje powrócić na sam szczyt. Gdy Tiger spędza czas w gabinetach lekarzy, na polach golfowych całego świata błyszczy gwiazda Rory’ego McIlroya.
KLASA, SZYK I FORHEND
Narodziny Rogera dla światowego tenisa były tym, czym dla futbolu pojawienie się Messiego. Federer miał być następcą Pete’a Samprasa i Andre Agassiego, ale szybko okazało się, że może być kimś jeszcze większym od słynnych poprzedników. W swoich najlepszych czasach był praktycznie niepokonany – potrafił nieprzerwanie utrzymywać się na szczycie rankingu ATP przez 237 tygodni (absolutny rekord!). Jego pojedynki z innym ambasadorem Nike, czyli Rafą Nadalem, przeszły do historii światowego sportu, a rozegrany pomiędzy nimi finał Wimbledonu z 2008 roku został wybrany najlepszym meczem w całych dziejach tenisa.
W tenisowej drużynie Nike oprócz Federera i Nadala gra również Serena Williams. Absolutna liderka, która wzniosła poziom damskiego tenisa na niedostępne mu nigdy wcześniej wyżyny. Mimo upływu lat, Amerykanka prezentuje się znakomicie i jest na najlepszej drodze, aby pobić wszystkie rekordy i zostać odpowiednikiem Federera wśród pań.
PORTUGALSKA MASZYNA
Skoro piłka nożna jest najbardziej popularną dyscypliną sportową na świecie, to trudno się dziwić, że to właśnie futbolowy team Nike jest najliczniejszy. Amerykanie przez lata ściągali do swojej stajni najlepszych piłkarzy swoich czasów. Aktualnie w teamie amerykańskiego koncernu gra kilkudziesięciu najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy świata – na czele z tym, który zgarnął wszystkie najważniejsze wyróżnienia za 2016 rok.
Cristiano Ronaldo, bo o nim mowa, jest dziś bezsprzecznie największą indywidualnością w świecie sportu. Można go kochać, można nienawidzić, ale na pewno nie da się obok niego przejść obojętnie. I o to właśnie Portugalczykowi, który uwielbia wzbudzać skrajne emocje, dokładnie chodzi. Kilka tygodni temu odbierał czwartą w karierze Złotą Piłkę dla najlepszego zawodnika świata, a w 2017 roku na pewno powalczy o kolejną, dzięki której zrównałby się w liczbie statuetek ze swoim największym konkurentem – Leo Messim.
O ile Argentyńczyk jest obdarzony niespotykanym talentem i wszystko przychodzi mu ze względną łatwością, o tyle Portugalczyk jest jego całkowitym przeciwieństwem. Urodzony na zapomnianej i oddzielonej od kontynentu oceanem Maderze, wychowany w biednej i nieco dysfunkcyjnej rodzinie zawsze musiał udowadniać, że jest kimś specjalnym. Już jako mały chłopiec postawił sobie cel: „zostanę najlepszym piłkarzem na świecie” i konsekwentnie do niego dążył. Każdego dnia pierwszy na treningu. Zawsze wykonujący najwięcej powtórzeń najbardziej obciążających ćwiczeń. Mike Phelan, asystent legendarnego Sir Alexa Fergusona, powiedział kiedyś, że pobyt Ronaldo w Manchesterze był zarazem najlepszym i najgorszym czasem w jego życiu. Wszystko dlatego, że Portugalczyk codziennie rano odwiedzał gabinet Phelana, żądając od niego coraz to nowych ćwiczeń. Jeżeli któreś nie spełniało jego oczekiwań, bardzo łatwo wpadał w gniew.
Specjalnie dla niego Nike już od przeszło 5 lat produkuje „imienną” kolekcję CR7. Modele oznaczone inicjałami i numerem piłkarza swoim wyglądem nawiązują do jego najważniejszych dokonań. Już niebawem do sprzedaży trafi 777 indywidualnie numerowanych par Superfly CR7 Vitórias,które będą podkreślały ubiegłoroczne osiągnięcia Ronaldo, m.in.: zdobycie kolejnej Złotej Piłki, Tytułu Mistrza Europy czy zwycięstwo w lidze Mistrzów.
LEWY W PANTEONIE GWIAZD
Nazwiska globalnych sportowców Nike, ich umiejętności, osiągnięcia i sportowa spuścizna muszą robić wrażenie. Ich wyliczenie pozwala też sobie uzmysłowić, do jak zacnego grona właśnie trafił Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski, nasz najbardziej rozpoznawalny sportowiec na świecie, jest dzisiaj w miejscu, w którym jeszcze kilka lat temu byli Henry czy brazylijski Ronaldo.
Historia Roberta świetnie wpasowuje się w modelową opowieść o bohaterze Nike. Urodzony w Polsce, kraju pogrążonym w największym w swojej historii futbolowym kryzysie, wypłynął na szerokie wody światowego futbolu. Wszystko do czego doszedł zawdzięcza tylko tytanicznej pracy, wykonanej zwłaszcza w pierwszym okresie po przeprowadzce do Niemiec. A trzeba również pamiętać, że „Lewy” w wieku 18 lat też znajdował się na zakręcie swojej kariery. Najpierw nabawił się poważnej kontuzji, potem został „odstrzelony” przez Legię Warszawa i wcale nie był już taki pewien, że spełni swoje marzenie i zostanie profesjonalnym piłkarzem.
Lewandowski pokazał jednak, że warto przezwyciężać słabsze momenty i dążyć do ustalonego celu. Dziś pisze swoją historię w jednym z najlepszych klubów świata i firmuje produkty największego koncernu sportowego na rynku.W jego kontekście głośno także jest o wartości reklamowej. Amerykański koncern Nike, potentat w dziedzinie produkcji sprzętu sportowego, postanowił zbudować wokół Polaka promocję najnowszego modelu butów Hypervenom 3. Polak „poprowadzi” w kampanii drużynę napastników, którą tworzą m.in. Edinson Cavani, Harry Kane, Gonzalo Higuain i Marcus Rashford.
Nowe Hypervenom 3. Buty dla najlepszych napastników, które powstały przy udziale Roberta Lewandowskiego (fot. Nike.com)
Lewandowski przyczynił się także do końcowego projektu swojego najnowszego obuwia. W procesie analiz uwzględniane są uwagi piłkarzy, którzy testują przedpremierowo najnowsze obuwie. Przed oficjalną premierą butów, by wybrać najlepsze rozwiązanie, projektanci wykonali 200 prototypów. Najnowsze buty Nike zostały zaprojektowane tak, by przy użyciu najnowszych technologii pomagać podczas szybkich zmian kierunku. Nad tworzącą podeszwę płytką Hyper-reactive prace trwały 6 lat. Efekt ułatwia gwałtowne zatrzymania i zmiany kierunku ruchu.
Korki przeznaczone dla najlepszych napastników globu dają odczucie miękkości podczas wolnego kontaktu z piłką, jednocześnie aktywując większą sztywność podczas bardzo szybkiego uderzania, aby umożliwić pewny strzał. A umiejętności wykończenia akcji „Lewemu” pozazdrościć może niejeden napastnik. Do dziś fani piłki na całym świecie łapią się za głowę podczas powtórek wyczynu strzelenia pięciu bramek w dziewięć minut. „Dopiero po kilku miesiącach dotarło do mnie, czego tak naprawdę dokonałem. W trakcie meczu myślałem tylko o tym by strzelić kolejną bramkę. Akcja za akcją, szukałem okazji do oddania strzału” – mówił nam w poniedziałek w Monachium przy okazji premiery Hypervenom 3 Lewandowski. I to jest właśnie historia, która wyróżnia legendy.