Miło się w ostatnich latach patrzy na to, kto interesuje się polskimi młodzianami. Co rusz słyszymy o rodzimych bramkarzach, którzy szturmują kluby pokroju Chelsea czy Manchesteru City. Oczywiście, każdy z nich to melodia przyszłości, ale i tak nieco lepszy start zaliczą w czołowym europejskim klubie, niż w Podbeskidziu Bielsko-Biała czy Ruchu Chorzów. Wśród młokosów, którzy ruszają wcześnie podbijać świat, jest także Krystian Bielik. To już dwa lata, jak ex lechita i legionista odszedł do Arsenalu.
Czy właśnie tak wyobrażał sobie swoją drogę w stolicy Wielkiej Brytanii? Pewnie tak, bo tylko głupiec sądziłby, że szansa przyjdzie szybko. Polak dość długo musi pracować na zaufanie, ale taka jest kolej rzeczy (mówimy przecież o roczniku 1998). Większość trenerów odpowiedzialnych za młodzież przyzna, że lepiej kilka miesięcy za późno, niż tydzień za wcześnie. Dorobek Bielika w pierwszej drużynie wygląda póki co tak:
2014/15: – 0 minut,
2015/16: – 30 minut w Pucharze Ligi Angielskiej,
2016/17: – 3 minuty w Pucharze Ligi Angielskiej.
Minęły dwa lata, Krystian wciąż czeka na swoją prawdziwą szansę. Z drugiej strony może czekać na nią ze sporą dozą cierpliwości – sporo szans dostał ostatnio na przedsezonowym tournee, regularnie gra ze swoimi rówieśnikami, jest chwalony z każdej strony. To nie tak, że przepadł czy wypadł z obiegu. Wprawdzie była przed sezonem szansa, że w obliczu kilka absencji wskoczy choć na ławkę rezerwowych. Niestety – wciąż musi zadowalać się drużyną rezerw.
2,5 miliona euro. Tyle wpadło do klubowej kasy Legii Warszawa i z biznesowego punktu widzenia trzeba ten ruch nazwać majstersztykiem. Nie dość, że legioniści kompletnie nie osłabili się sportowo (mowa o piłkarzu, który grał epizodycznie), to jeszcze musieli włożyć na niego ledwie frytki (pół roku przed transferem podkupili go za 50 tysięcy złotych z Lecha). W Poznaniu do tej pory mają do Legii o to pretensje – o tym, że Arsenal wyłoży kasę za młokosa mówiło się od dawna. Legia przewidziała przyszłość i w łatwy sposób zrobiła świetny biznes.