Określenie „amerykańskiego snu” zostało stworzone właśnie dla takich facetów jak on. Jeszcze chwilę temu kopał się po czole w ósmej lidze angielskiej, weekendami brał się za kolejne browary, nie za przepychanki z obrońcami najlepszych angelskich drużyn. Kapitalna historia od zera do bohatera, od grajka bez przyszłości do reprezentanta Anglii. Dziś swoje 30. urodziny obchodzi Jamie Vardy i mimo wszystko coś nam mówi, że Leicester prędko tej nocy nie uśnie!
Stocksbridge Park Steels, Halifax Town, Fleetwood Town – takie kluby zwiedził do 2012 roku Vardy, aż tu ni stąd, ni zowąd trafił do grającego w Championship Leicester. Potem z „Lisami” awansował do Premier League, szczęśliwie się utrzymał, aż w końcu… No, resztę historii już znacie. Mistrz kraju, uczestnik Ligi Mistrzów, napastnik drużyny narodowej. I to wszystko mimo utrzymywania zwyczajów, które jeszcze nie dawno tak starannie pielęgnował kilka klas niżej, bo Anglik do dziś nie kryje się z tym, że dzień przed meczem lubi sobie obrócić buteleczkę wina na rozluźnienie, a rano zaprawić się energetykiem. Czyli dieta wciąż jak z okręgówki, ale forma już jak z ekstraklasy.
Zresztą nie tylko złe nawyki żywieniowe i słabość do alkoholu przekreślały teoretycznie jego szanse na awans wyżej. Vardy nie imponował też nigdy warunkami fizycznymi, był mikrusem, chuderlawym chłopaczkiem z brakującymi centymetrami. Weryfikacji Libora Pali na pewno by nie przeszedł, a i można było się zastanawiać czy taka Championship go nie wypluje. Tam przecież królują stoperzy o posturze gladiatorów z nadprogramowymi kilogramami, z którymi zderzenie jest mniej więcej tak samo przyjemne jak przewiercenie wiertarką kolana.
I rzeczywiście – na początku nic nie wróżyło sukcesu. Tak bowiem pisaliśmy o nim w jednym z tekstów: Na wejściu odbił się od Championship. Nie dawał rady fizycznie, nie dawał rady mentalnie. Kibice, wśród których wielu miało go za ogóra jeszcze przed transferem, obwiniali go o porażki, wysyłali tam, skąd przyszedł. Co więcej, sam Vardy załamał się i chciał odejść. Ale Nigel Pearson nie chciał o tym słyszeć. Zatrzymał chłopaka, umiejętnie go wprowadzał, przygotowywał, aż Jamie w końcu eksplodował.
Lato roku 2013 było jednak przełomowe – po wakacjach wyszedł na boisko zupełnie inny Vardy. Vardy skuteczny, wszędobylski i sprawnie wykorzystujący swój wzrost zamieniając go na spryt i szybkość. Tym sposobem pociągnął „Lisy” do najwyższej klasy rozgrywkowej, a potem do historycznych sukcesów.
No, Jamie, wszystkiego dobrego i twoje zdrowie! Bo jak cię znamy, choćby z opowieści, to wiemy, że dziś na trzeźwo siedział nie będziesz.