Reklama

Polacy zawłaszczyli Turniej Czterech Skoczni. Stoch najlepszy, Żyła drugi, Kot czwarty!!!

redakcja

Autor:redakcja

06 stycznia 2017, 19:20 • 4 min czytania 55 komentarzy

„Halo, tu Ziemia. Rakieta z Zębu trafiła w cel. Turniej Czterech Skoczni zdobyty. Bez odbioru”. Kamil Stoch właśnie wstrzelił się do historii skoków narciarskich i dołączył do elitarnego klubu zawodników, którzy wygrali wszystkie najważniejsze imprezy. Wszystkie. Jeśli lubi cygara i whisky, już może umawiać się na imprezę z Weissflogiem, Nykaenenem, Bredesenem i Morgensternem. Jakby tego było mało, na drugim miejscu w turniej zakończył również Piotr Żyła, a tuż poza podium uplasował się Maciej Kot. Takiego TCS w wykonaniu Polaków jeszcze nie było!   

Polacy zawłaszczyli Turniej Czterech Skoczni. Stoch najlepszy, Żyła drugi, Kot czwarty!!!

Nie wiemy, czy w Zębie, rodzinnej wsi Kamila, mają jakiś rynek, dużą remizę czy dom kultury, ale muszą coś wykombinować, bo bez porządnej fety się nie obejdzie. 29-letni skoczek zdobył bowiem Pokera Królewskiego skoków, Koronę Ziemi narciarstwa – ma na koncie cztery najważniejsze zdobycze: indywidualne złoto olimpijskie, mistrzostwo świata, Kryształową Kulę za Puchar Świata i wreszcie upragniony Turniej Czterech Skoczni. Turniej, który od zawsze stawiał mu się najbardziej, turniej, w którym do tej pory był najwyżej czwarty, a przed rokiem dopiero 23. Nawet teraz, kiedy szło mu najlepiej, i tak musiał w drodze do wygranej szorować barkiem po zeskoku Bergisel w Innsbrucku. Droga przez mękę. Ale ta droga właśnie się skończyła.

Przed konkursem w Bischofshofen Kamil tracił do prowadzącego Daniela-Andre Tande 1,7 pkt. To niecały metr. Kije od szczotek, które stoją w waszych kuchniach, są dłuższe. Stoch pozamiatał już w pierwszej serii skacząc 134,5 m, co pozwoliło mu nie tylko zniwelować stratę, ale nawet przegonić Norwega – dokładnie o 2,8 pkt. I kiedy w drugiej serii Tande odstawił koliberka, wszystko było jasne. Chwilę potem Kamil dobił go jeszcze skacząc 138,5 m, co dało mu też wygraną w dzisiejszym konkursie. Najważniejsza jest jednak wygrana w całym turnieju. Jest!

A więc stało się. Imprezę, która bardzo długo była pechowa dla Stocha, pomógł w końcu odczarować Stefan Horngacher. Austriacki trener, który zastąpił przed sezonem Łukasza Kruczka, dał Kamilowi impuls, który on zamienił na petardę na progu. Jak widać, w końcu ktoś potrafił też dotrzeć do Piotra Żyły, który w końcu z komedianta niskich lotów stał się skoczkiem, z którym trzeba się liczyć, a nie tylko z którym można pożartować. Nie będziemy ściemniać – jego drugie miejsce w klasyfikacji generalnej było dla nas tak realne, jak tytuł najlepszego skoczka w historii skoków dla Tonio Tajnera. A na świetnym czwartym miejscu wylądował jeszcze Maciej Kot (nasz wywiad z nim TUTAJ). Przecież coś takiego nie miało prawa się wydarzyć. A jednak.

Nasz sportowy światopogląd legł nieco w gruzach, bo kogo w takim razie uznać teraz za naszego najlepszego skoczka w historii? Stocha czy Małysza, który jednak nie zdołał dolecieć do olimpijskiego złota (przypomnijmy, ma trzy srebra i brąz). Ale czy warto to w ogóle roztrząsać? Najważniejsze, że rakieta z Zębu dołączyła dzisiaj do elitarnego grona skoczków, którzy wygrali wszystkie cztery najbardziej prestiżowe imprezy. A do tej pory byli to tylko Fin Matti Nykaenen, Norweg Espen Bredesen, Niemiec Jens Weissflog i Austriak Thomas Morgenstern. Nawet takie gwiazdy jak Schlierenzauer, Ahonen czy Ammann wejściówek do tego klubu nie mają, bo ostatecznie zawsze gdzieś się potknęli.

Reklama

Ktoś powie, że Stoch nie wygrał jednak wszystkiego, bo nie ma na koncie triumfu w mistrzostwach świata w lotach narciarskich, nie ma też na rozkładzie Turnieju Nordyckiego. Tak, ale powiedzmy to sobie szczerze – cytując dawnego Franka Smudę – w porównaniu z tamtymi imprezami, to co najwyżej Puchary Pasztetowej. Pewnie każdy skoczek na świecie oddałby dziesięć takich zwycięstw za chociaż jedną wygraną w Turnieju Czterech Skoczni.

Popatrzmy też na drużynę. Gdyby jeszcze kilka miesięcy temu ktoś powiedział nam, że w pierwszej piątce TCS będzie aż trzech Polaków, nie uwierzylibyśmy. Tutaj też przeszliśmy drogę przez mękę, bo przez lata drżeliśmy, że jak w parze KO nasi wpadną na Niemców czy Norwegów, to oklep będzie okrutny i zostanie nam znowu tylko szorowanie buli. Teraz to inni woleli uniknąć nas. Mistrzostwa świata w Lahti ruszają już 22 lutego. Kiedy nasza drużyna zdobywała brązowe medale podczas dwóch ostatnich edycji w Val di Fiemme i Falun, radość była ogromna, bo zdaniem wielu było to maksimum, co dało się z tej ekipy wycisnąć. Teraz mamy bardzo silną drużynę, dla której medal staje się poniekąd obowiązkiem.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

55 komentarzy

Loading...