Trochę było w mediach zamieszania wokół tego transferu – przyleci, nie przyleci, podpisze, nie podpisze. Zgodnie z naszymi informacjami sprzed tygodnia sprawę udało się doprowadzić do pozytywnego finału i dziś Daniel Chima Chukwu został zawodnikiem Legii. Z klubem związał się na trzy lata. Luka powstała po odejściu Nemanji Nikolicia została więc błyskawicznie wypełniona.
Jak duże okaże się to wzmocnienie, czas pokaże. Legia pozyskała właśnie zawodnika, który od dłuższego czasu ciągle jest na fali. Świetnie grał w Molde (m.in. właśnie przeciwko Legii), by za dobre pieniądze przenieść się do Chin (1,2 miliona euro przy kończącym się w tym samym roku kontrakcie). W Szangahaju nie skupiał się wyłącznie na sprawdzaniu stanu konta, bo co i raz pokazywał duże umiejętności na boisku. W chińskiej ekstraklasie – naprawdę mocno idącej do góry – co prawda zasmakował degradacji, ale strzelił przy tym dziesięć bramek, a kolejne osiem wypracował, dzięki czemu miał udział przy 60 procent (!) wszystkich goli swojej drużyny i zajął wysokie 9. miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej. Na zapleczu tamtejszej ekstraklasy również nie próżnował (11 goli i 4 asysty) i – mimo gry w bardzo przeciętnej drużynie – jego łączny bilans w Chinach to jeden wypracowany gol średnio na każde 122 minuty gry.
Na pewno zastanawiać może, dlaczego młody piłkarz u szczytu formy wybrał akurat kierunek chiński, ale pieniądze oferowane w tamtejszej lidze zawróciłyby w głowie niejednemu. Dziś, podpisując kontrakt z Legią – gdzie musiał zaakceptować znacznie niższe zarobki – niejako wyraził chęć odbudowy swojej pozycji na europejskim rynku. I niewątpliwie 25-letni Chukwu ma potencjał, by sprostać temu zadaniu.
