W przypadku wyjazdu naszego zawodnika za granicę, są możliwe tylko dwa scenariusze: albo zacznie grać i zakotwiczy na dłużej, albo szybko wraca do kraju z podkulonym ogonem. Niestety, ten drugi scenariusz jest bardzo popularny i piłkarze, których dopiero co postrzegaliśmy za naprawdę niezłych (w końcu wypatrzyli ich zagranicą!), lądują twardo i wcale niekoniecznie na cztery łapy. Dokładnie rok temu zaczęła się bardzo nieudana przygoda Macieja Gostomskiego z Rangersami.
Gdy miał już dość roli „dwójki“ w Lechu Poznań w sezonie 15/16, zdecydował się na, przyznacie, ciekawy i atrakcyjny kierunek – przenosiny do Glasgow Rangers.
Jaką rolę przewiduje dla ciebie trener? Zaczniesz jako „dwójka”?
– Na dzień dobry nikt mi nic nie da. Do Lecha teoretycznie przychodziłem jako numer 3, a po dwóch miesiącach broniłem w każdym meczu. Wiem, że trenerzy, działacze i kibice mocno tutaj na mnie liczą. Przyjechałem do Szkocji, by zrobić swoją robotę i wykorzystać szansę. Liczę, że ta szansa szybko nadejdzie.
Mówisz o niepewności w Szkocji. Twoja umowa obowiązuje tylko przez pół roku.
– Jej przyszłość w dużej mierze zależy od tego, czy awansujemy – moim zdaniem, szansa jest ogromna. Ja przyjechałem pomóc. Kontrakt na kilka miesięcy nie jest okresem próbnym, bardziej lekkim zabezpieczeniem dla obu stron. Ale jestem naprawdę dobrej myśli.
Tak Gostomski mówił o roli, którą miał pełnić w drużynie Rangersów. Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej przytłaczające niż kowadło spadające Kojotowi z bajki o Strusiu Pędziwiatrze na łeb. Rangersi awansowali, Gostomski w klubie nie został. Ale też fakty są takie, że podpisując półroczną umowę, bramkarz niejako sam wydał na siebie wyrok. Taki kontrakt to znak, że trzeba się koniecznie pokazać, a w przypadku bramkarza przychodzącego nie po to, by z miejsca wskoczyć między słupki to przecież sprawa najtrudniejsza. Prosta kalkulacja jest taka, że szansa na wygryzienie “jedynki” pojawić się miała ledwie kilkanaście razy, a mówiliśmy o Wesie Foderinghamie. Gościu, który w sezonie 15/16 rozegrał wszystko od deski do deski.
Dziś, ledwie rok po przejściu na Ibrox, o Gostomskim nikt już w Szkocji nie pamięta. A on sam? Może wreszcie zacznie grać regularnie w Koronie po tym, jak w Kielcach pożegnano się ze Zbigniewem Małkowskim. Przyznacie – nawet lądowanie w kraju zaliczył niezbyt miękkie…