Reklama

Nie znosiliśmy się z żoną. Mówiła, że jej ojciec przyjdzie do szkoły i mnie zleje

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

31 grudnia 2016, 13:36 • 12 min czytania 3 komentarze

Marzył o olimpijskim złocie. Jak Mike Tyson, którego ma wytatuowanego na lewym ramieniu. Pojedynek z Aleksandrem Usykiem miał pomóc Krzysztofowi Głowackiemu znaleźć odpowiedź na pytanie, czy gdyby nie konfliktowość ludzi z PZB, miałby szansę na najcenniejszy krążek. Pojedynek przegrany, choć jak przekonuje „Główka”, wcale nie musiał takim być. Czy naprawdę Polak jest w stanie sprostać nieziemsko utalentowanemu czempionowi? Dlaczego przypomina Jacka Byrnesa? I kto posikał się po jego atomowym sierpie? Były mistrz WBO rodzinnie, bez tajemnic.

Nie znosiliśmy się z żoną. Mówiła, że jej ojciec przyjdzie do szkoły i mnie zleje

Rodzinny obiadek?

Jak widzisz. Aktualnie rehabilituję rękę i spędzam dużo czasu z bliskimi. Zaraz jedziemy z małą do lekarza, do Piły. Na bioderka. No zobacz, jaka fajna. (Głowacki bierze dwumiesięczną Victorię na ręce, przed momentem podała mu ją żona)

Nie było cię przy porodzie.

No niestety, trenowałem. Ale cały czas byłem na łączach z siostrą Karoliny, na bieżąco wysyłała mi zdjęcia z porodówki. Mała urodziła się o 22.50 i natychmiast dostałem sygnał. Na zdjęciu Victoria z żoną, podpis: „wszystko ok”.

Reklama

Po walce ze Stevem Cunninghamem planowałeś wyruszyć w trasę. Ze szwagrem, Gorzów-Szczecin-Austria. To miał być taki powrót do przeszłości. Rozwożenie lodówek, telewizorów.

W końcu nic z tego nie wyszło. Nie chciałem zostawiać Karoliny, bardzo źle się czuła. Naprawdę ciężko przechodziła ciążę. Odpuściłem. Musiałem być przy niej. Zwykle i tak przebywam przecież poza domem.

Przed pojedynkiem w Barclays Center dało się wyczuć, że tęsknisz: „Leżę na łóżku w małym pokoju dwa na dwa na Bielanach i o nich myślę. Julka czasem zadzwoni pochwalić się jak jej idzie w szkole. Oczywiście, gdy dostanie czwórkę albo piątkę. Gdy jedynkę, jest cisza”. 

Ciężko wychować dziecko przez telefon. Jeśli już jestem w Wałczu, nie krzyczę. Przyjeżdżam właściwie tylko na sobotę i od progu mam być nieprzyjemny? Chcę poprzebywać z rodziną, spędzić miło czas. Chociaż Julka potrafi być nieposłuszna. Na przykład prosisz, żeby posprzątała – nie robi tego. 

I wtedy ty jesteś dla niej tym lepszym rodzicem.

Karolina jest bardziej impulsywna, ale nie jest tak, że często podnosi głos. Krzyk zupełnie nie działa na Julkę. Jednym uchem przyjmie, drugim wypuści. Z nią lepiej porozmawiać, delikatnie wytłumaczyć. Wtedy się rozkleja i dociera do niej, że zrobiła coś nie tak.

Reklama

Julka uwielbia konie, kino i zakupy.

A daj spokój. Te galerie handlowe… Ciągle jeździmy, mam już tego dosyć! Chodzenie po sklepach – najgorsze, nienawidzę. Ja jestem konkretny. Wiem mniej więcej jaki typ ciuchów lubię. Jak mam sobie kupić spodnie, wchodząc do sklepu wiem czy będą to jasne dżinsy, ciemniejsze sztruksy, czy dresy. Wskazuję jasno, przymierzam. Są ok, biorę. „A może takie?” – wcina się ekspedientka. „Chodź dalej, może znajdziemy lepsze” – zarządza jednocześnie Karolina. Katastrofa.

Z żoną poznaliście się w gimnazjum. Dopiero jednak pod koniec trzeciej klasy zostaliście parą.

Mamy skrajnie różne osobowości. I w dodatku oboje lubimy dominować. W szkole cały czas się kłóciliśmy. W pierwszej klasie wręcz się nie znosiliśmy. Rok później w ogóle nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Mijaliśmy się, mógłbym nie istnieć dla Karoliny.

(Karolina właśnie przechodzi obok naszego stolika i bierze na ręce małą)

Szarpał cię za włosy, strzelał do ciebie z pistoletowego długopisu na kulki?

Karolina Głowacka: O Jezu, oby tylko! Dochodziło do gorszych sytuacji. Straszyłam go swoim tatą.

Krzysztof: Że przyjdzie do szkoły i mnie zleje.

Karolina: Nienawidziliśmy się, bywało bardzo ostro. Wyzwiska na porządku dziennym. Nie wiem jak to się stało, że zaczęliśmy się spotykać. (śmiech)

Krzysztof: Kto się czubi, ten się lubi. W trzeciej klasie coś nas połączyło. Po prostu spodobaliśmy się sobie. Prawda, kochanie?

Kto kogo zaprosił na randkę?

No jak to? Oczywiście, że ja! Pamiętam, że siedzieliśmy na chemii. Karolina ławkę przede mną. Zaczepiłem ją.

Tak?

– Co „tak”?

– Tak czy nie?

– Tak.

– No to dobra, przyjadę po ciebie o 17.

Nasłuchałeś się trochę podczas narodzin Julki?

Pewnie, do tej pory mi się obrywa! Człowiek się przyzwyczaja. (śmiech)

Gdy przychodziła na świat, musiałeś urwać się z lekcji?

Nie urwać, zwolnić. Poczekałem do dzwonka i uderzyłem w długą. Jak Karolinę brali na porodówkę, zastrzegła: „Pani poczeka i zadzwoni po mojego chłopaka. Siedzi jeszcze w szkole”. To była 10 rano, Julka urodziła się o 17. Odcinałem nawet pępowinę!

Przez 12 lat była jedynaczką. Chciała mieć siostrę?

Kiedy dowiedzieliśmy się, że Karolina jest w ciąży, od razu powiedzieliśmy Julce.

– Będziesz miała siostrzyczkę.

– A po co?! – nie wyglądała na szczęśliwą.

Z czasem zaczęła się jednak cieszyć. Teraz chętnie przyjdzie, pobawi się z małą. Vica bardzo ją lubi, ogólnie uwielbia dzieci. Ilekroć jakieś dziecko do niej zagada, śmieje się. A Julka? Nie jest tak, że ciągle „mała, mała”, staramy się poświęcać jej dużo czasu. Nie chcemy, żeby była zazdrosna. 

15820344_2176826125875173_941630220_n

Victoria bawi się grzechotkami po starszej siostrze?

Nie, ma nowe. Julka była niegrzeczna i wszystko psuła. Połamane zabawki wyrzuciliśmy.

Wasza sytuacja finansowa zacznie się zmieniła. Jak rodziła się Julka, nie skończyłeś jeszcze 18 lat.

Było bardzo ciężko, na szczęście mieliśmy na kogo liczyć. Teść pomagał, moi rodzice kupili wózek. A tak poza tym, jak wyglądało życie? Szkoła, praca, w międzyczasie trening. Do 16 się uczyłem, później w busa i rozwoziliśmy sprzęt. W końcu zrezygnowałem z boksu, bo wydawał mi się z tego wszystkiego najmniej ważny. Z artykułów RTV/AGD u szwagra, przerzuciłem się na piasek.

Dopiero po walce z Marco Huckiem spłaciłeś zaciągnięty na ślub kredyt. Do tej pory nie byliście na zagranicznych wakacjach…

To prawda. Po Hucku byliśmy w Zakopanem, na 3-4 dni w Kołobrzegu – i to tyle. Mieliśmy wyjechać w jakieś ciepłe miejsce pod koniec kwietnia. Chorwacja, może Hiszpania. Ale raz, że rozpocząłem przygotowania do Usyka, dwa – Karolinie cały czas było niedobrze. Teraz z kolei Vica jest za mała, żeby gdziekolwiek lecieć. Ja też nie mogę sobie tak po prostu zniknąć, rehabilituję rękę. 

Ta ciąża była zagrożona?

Na samym początku mocno. Karolina ma problemy z tarczycą, choruje na Hashimoto. Zmiany hormonalne w jej organizmie powodowały groźbę poronienia. Regularnie konsultowała się z lekarzem, mieliśmy trochę stracha. Szykując się na Usyka cały czas myślałem o żonie i dziecku. Że coś, nie daj Boże, może się stać. Karolina wymiotowała, bolał ją brzuch.

Najbardziej denerwowałem się trenując na obozie w górach. Przebywając w Warszawie, jakby coś się działo, wskakuję w samochód i pędzę. Podróż z Zakopanego do Wałcza zajęłaby mi cały dzień. To siedziało w głowie.

Spod ringu dopingowała cię Julka.

Przyjechała do Gdańska z siostrzenicą Karoliny. Tak jak żona stara się nie patrzeć w ekran, tak Julka zawsze siada przed telewizorem i informuje mamę o wszystkim co się dzieje. Mówi np.: „O, tatuś teraz oberwał. Ale nie martw się, walczy dalej”. (śmiech) Karolina chodzi niespokojnie po domu i zerka na obraz zza ściany.

Karolina twierdzi, że mimo iż często nie ma cię w domu masz większy wpływ na wychowanie Julki niż ona. Historię Barbie i Kena znasz pewnie na pamięć.

Julka miała chyba wszystkie rodzaje lalek Barbie, jakie wyszły. Kena jakoś nie pamiętam. Wiem, że później dopadła ją faza na Monster High.

Kena pewnie i tak byś jej schował. Ścięliście się na Facebooku, gdy dodała zdjęcie rzekomego chłopaka. „Żadnych miłostek! Jak będzie miała 50 lat – to może” – zapaliłeś się.

Teraz jestem zdania, że sześćdziesiąt, idzie w górę. (śmiech) Zresztą Julka sama mówi, że zostanie zakonnicą. Chłopak? Nie przeboleję tego.

Patrzę na ciebie i myślę, że jesteś świetnym ojcem-kumplem. Nie masz w sobie może tyle z dziecka co Piotr Żyła, ale pewnie świetnie dogadujesz się z córką. Musi cię uwielbiać.

Niedługo Victoria dorośnie i znów będę się bawił lalkami! Że duże dziecko? Każdy z nas nim jest. Co, nie lubisz wesołego miasteczka?

W odpowiednim towarzystwie – lubię.   

Dla mnie byle szybkie i wysokie! Świetnie wspominam wypad na Florydę. Najpierw odebrałem nagrodę WBO za walkę roku, potem wybraliśmy się z promotorami do Busch Gardens. Niesamowita sprawa! Zamykają cię w taksówce, bujasz się nią po mieście i nagle atakuje cię Zielony Goblin. Albo spadasz z drapacza chmur i Spiderman zgarnia cię w pajęczynę.

Pamiętam paryski Disneyland i słynny Dom Strachów. Pierwszy raz byłem w takim miejscu. Idę z duszą na ramieniu, dookoła ciemno. Nagle podbiega jakiś gość i zaczyna mnie dusić. „Trach!” – szybki lewy prosty.

(śmiech) No i prawidłowo, dobra reakcja!

Mam jeszcze jedną historię.

Dawaj.

Mieliśmy płynąć łódką. Tyle że Andrzej Wasilewski nie miał ciuchów na zmianę, a zaraz wsiadał na pokład samolotu. Tomek Babiloński, który już wcześniej płynął, uspokajał: „Nie będziemy mokrzy, bez obaw”. Widziałem, że go podpuszcza, puścił oko. I jak wlecieliśmy w tę wodę! Z siedemdziesiąt metrów leciałeś łódką i gwałtownie wpadałeś do stawu. Wyglądaliśmy, jakbyśmy przekąpali się w oceanie – przemoczeni do ostatniej nitki. (śmiech) Ale to Floryda, 30 stopni w listopadzie. Andrzej szybko doszedł do pierwotnego stanu.

Victoria miała być Mią.

Julka tak chciała. Akurat jak rodziła się Vica, oglądała namiętnie „Szybkich i wściekłych”. Braliśmy to pod uwagę. Wreszcie jednak mówię: „Wiecie co, a może Victoria?”. Zaraz będzie fajne zwycięstwo nad Usykiem. 

Jak wyglądała twoja pobudka po Gdańsku?

(Głowacki wzdycha) Nawet nie spałem. Leżałem i byłem na siebie strasznie wściekły.

Dlaczego?

Trener Łapin powtarza, że mądry człowiek uczy się na czyichś błędach, głupi na własnych. Byłem głupi. Po starciu z Cunninghamem zapowiadałem, że jeżeli następnym razem będzie mi cokolwiek dolegało, odmawiam walki. Że za duże ryzyko.

Glowacki_Cunningham_weighin-2

W dniu potyczki z Amerykaninem dopadło cię ostre zatrucie.

A dwa kluczowe tygodnie przed walką leżałem chory na grypę. 40 stopni gorączki, kroplówki. Ominęły mnie najdłuższe sparingi. Przez chorobę uciekła kondycja, do tego jeszcze rozwolnienie w dniu walki… W ostatniej rundzie odetchnąłem z ulgą, gdy wywróciłem Cunninghama. Nie dość, że ciągle mnie goniło, to chwilę wcześniej trafił mnie niesamowicie na dół. Zatkało mnie, w ogóle nie miałem siły. Modliłem się o gong.

Odwodnienie?

Straszne! Siedziałem potem do czwartej na dopingu. Wypiłem z siedem litrów wody, a nie mogłem się wysikać.

To miała być nauczka, żeby następnym razem odpuścić. Na Hucka wyszedłem z rozwaloną lewą łapą. Przed Usykiem strzeliła mi druga. Cóż, do trzech razy sztuka.

Ukrainiec dał koncert. Nikt nie pisał, że Głowacki stracił pas. Wszyscy, że narodziła się nowa, wielka gwiazda.

Podczas przygotowań trzepnął mi prawy łokieć, walnął nadgarstek. Promotor Wasilewski wysyłał mnie do lekarza, chciał wiedzieć jak duży to problem. „Eee, podczas walki nie będzie bolało” – upierałem się. A tu tarczujemy w szatni, uderzam prawy hak i nadgarstek całkowicie poszedł. Dłoń się otworzyła, nie mogłem jej zamknąć. Zadałem pierwszy prawy prosty, od razu mi zdrętwiała. Później zaczęła opadać i pojawiły się kłopoty. Stanęły nogi, każdy cios stał się cierpieniem. Głowa momentalnie siadła. Byłem kontuzjowany, niezdolny do walki, ale posłuchałem swojej dumy.

„Chodziłem po ulicach, biłem się i nigdy nie poddawałem. Teraz wygram dla moich dziewczyn” – prężyłeś się przed galą. 

Tak było. Odkąd pamiętam lubiłem się bić. Teraz biję się w ringu i za to mi płacą. Dawniej nigdy nie było wiadomo czy dostaniesz wyrok, czy nie.

Pokażę ci jeden filmik.

(Odpalam Youtube i prezentuje Głowackiemu popularnego „Boksera na spacerze”)

https://www.youtube.com/watch?v=REnCS1Kp4Ng&oref=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DREnCS1Kp4Ng&has_verified=1

A widzisz. Bo tamten „niechcący” walnął kobietę. Widać, że gość ma pojęcie. Łapy trzyma dobrze.

Ale ich powybijał!

Przypomina mi się szkolny rajd rowerowy. Poszliśmy na dyskotekę w jakiejś mieścinie. Ochroniarze walnęli mojego kumpla. No to trzepnąłem trzech. Wyglądało to jak na tym filmie, tak się nadawali…

Wasilewski przekonuje, że bardzo lojalny z ciebie typ.

Oj często stawało się w czyjejś obronie. Sterczymy z kumplem pod szkołą, a tu podchodzi grupa wyrostków. Chcą go ubić, typowa egzekucja. Nie patrzyłem bezczynnie, nie uciekłem, tylko pierwszy ich zlałem.

Na ulicy stoczyłeś prawie 300 walk. Kłopoty znajdowały cię same?

Dużo akcji wyglądało tak, że po prostu do mnie się dowalali. Siedzieliśmy w czterech-pięciu, a wyłącznie ja się komuś nie spodobałem. Nie wiem, może chodziło o wygląd? Skakali i zawsze w łeb.

Jednego pod sklepem trafiłeś tak mocno, że ze strachu zeszczał się w gacie.

Wszystko czasy amatorskie. Po przejściu na zawodowstwo wiedziałem, że mogę stracić karierę. Uspokoiłem się.

Początek XXI wieku to okres przed erą MMA. Jak latałem po mieście, wielu jedynie wydawało się, że potrafią się bić. W Wałczu kickboxing był np. tylko przez 2-3 lata. Generalnie ludzie nie trenowali i dlatego byłem tym bokserem na spacerze wyrywającym z butów. (śmiech)

Na zawodowstwie utraciłeś przymiot niepokonanego. Jesteś gościem, który płacze w poduszkę, musi sam wszystko przetrawić? Czy typem przytulasa – w momencie kryzysu szukającego wsparcia u najbliższych?

Najpierw musiałem wszystko sam przeżyć, poukładać sobie w głowie. „Po co, kurwa, wychodziłem z tą rozwaloną ręką?”. Ale jak tylko wróciłem do domu czekała tam na mnie wspaniała nagroda. Julka, Wiktoria – cieszyłem się niesamowicie. I Karolina, od której nigdy nie usłyszałem: „Skończ z boksem. Kokosów to ty na tym nie zarobisz”. A nie zawsze siedzieliśmy jak dzisiaj, w restauracji. Jak urodziła się Julka, ciężko było gdziekolwiek wyjść. Wracałem o 22, Karolina robiła mi kolację i padałem na łóżko. Jeżeli romantyczna kolacja, to w domu przy świecach. Czasem wykwintne dania zastępowały kanapki.

Ostatnio urządziliście sobie mini retrospekcję. Herbata, chleb z sałatą, szynką, pomidorem i ogórkiem.

Jedną córcię sprzedaliśmy na noc, drugą uśpiliśmy. Romantyczny wieczór zmienił się jednak we wspólną zabawę z dzieckiem. Mała się obudziła.

Przy niej raczej specjalnie nie pośpisz. Twój warszawski współlokator Andrzej Wawrzyk zdradza, że najbardziej lubisz pierzynę i kołdrę.

Lubię położyć się wcześniej i mieć cały następny dzień do działania. Nieraz bywa, że jak mała kładzie się o 21, wyłączam telefony, przytulam się do niej i też idę spać. Chociaż rzadko śpię ciurkiem do 7. Vica budzi się niekiedy i po trzy razy w nocy, trzeba ponosić ją na rączkach. Wszystko można wybaczyć, jest świetna.

Grzegorz Proksa wspominał przed kilkoma miesiącami starcie z Giennadijem Gołowkinem. Ocenił, że nigdy by z nim nie wygrał. Nawet w najlepszym momencie kariery. Że to maszyna.

Ja nie mam takiego przekonania co do Usyka. Gdybym był w 100 procentach zdrowy, jestem pewien, że wygrałbym tę walkę. Mike Tyson, którego mam wytatuowanego na lewym ramieniu, uczył, że dla prawdziwego mistrza porażka to stan przejściowy między kolejnymi wiktoriami. Dziś wiem, że moja córka dostała imię na część wielkiego powrotu.

Porażka z Ukraińcem wzmocniła twoją psychikę?

Tak, zdecydowanie! Jak tylko wróciłem z Gdańska, od razu chciałem iść na salę, zapierdalać jeszcze mocniej. Doktor Śmigielski zalecił mi rehabilitację trzy razy w tygodniu, a z Jakubem Smolskim pracujemy codziennie. Niedziela, 11 listopada – nie ma, rehabilitacja. Żeby jak najszybciej wrócić na ring. Niech promotorzy załatwią mi eliminator i wtedy nie będzie odwrotu, mogę walczyć z każdym. W 2017 wracam na tron. Nie mogę się doczekać.

Dla kibiców z Wałcza nie przestałeś być mistrzem.

Ciężko było mi do nich wyjść. Powitali mnie tłumnie, dziękuję. Dostałem koszulkę: „dla nas zawsze będziesz mistrzem świata”. Tak się czuję. Nie jak były czempion, ale przyszły mistrz. 

Rozmawiał HUBERT KĘSKA

Fot.: 400mm.pl, archiwum prywatne

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Kibice Barcelony nie doceniają “Lewego”? Dostał tylko 3,6% głosów…

Kamil Warzocha
0
Kibice Barcelony nie doceniają “Lewego”? Dostał tylko 3,6% głosów…
Anglia

Koniec Edersona w City? Klub wytypował następcę z Włoch

Kamil Warzocha
1
Koniec Edersona w City? Klub wytypował następcę z Włoch

Komentarze

3 komentarze

Loading...