Już dziś wystartował Turniej Czterech Skoczni, więc tego szczególnego dnia postanowiliśmy wjechać w skoki narciarskie na pełnej. Porozmawialiśmy z Maćkiem Kotem, trochę o sporcie, trochę na tematy luźniejsze. Jak mogło skończyć się jego spotkanie z pumą? Czy trafił do reprezentacji w wieku 16 lat dzięki znajomościom ojca? Kiedy zerwał plakat Adama Małysza znad łóżka? Jakie najdziwniejsze sytuacje zdarzają mu się z fankami? Czy istnieje podryw “na skoczka”? Dlaczego rozebrał się do sesji zdjęciowej? Zapraszamy do lektury.
Miałeś kiedyś kota?
Nie, ale zawsze chciałem. Psy mnie denerwują. Szczekają, ślinią się, często miewałem konflikty z psami znajomych.
Czyli było między wami jak u psa z Kotem?
Od małego miałem uraz psychiczny do psów. Gdy szedłem drogą i z jakiejś posesji wylatywał pies, to aż mnie paraliżowało, boję się ich. Za to koty bardzo lubię, ciągle zastanawiam się nad kupnem i w tym roku było już naprawdę blisko. Nie chcę zwykłego kocura, tylko bengala. Cętkowany, wygląda jak mały gepard. Za to jakiś czas temu miałem zamiar kupić serwala, czyli kota drapieżnego, ale takiego, którego można trzymać w domu. Mam kumpla, który zna się na kotach, szkoli je i napisałem mu, żeby ogarnął mi jakiegoś. Widziałem ogłoszenie na OLX z serwalem za dziesięć czy tam dwadzieścia tysięcy, ale wolałem, żeby załatwił mi go specjalista. Dostałem w odpowiedzi SMS: “Maciek, a czy ty chcesz nadal żyć?”. Spytałem, o co mu chodzi, a on napisał, że serwale są jak pumy, że ten kot pewnej nocy zapomniałby o naszej więzi i po prostu by mnie zjadł.
A ty chciałeś trzymać takie zwierzę w domu!
Kolega ma udomowioną pumę. Normalnie wychodzi z nią na smyczy. Jak się widzieliśmy, to próbowałem zrobić sobie z nią zdjęcie. Chciałem zapozować, położyłem dłoń na jej grzbiecie, a ona jak na mnie warknęła… Od razu odskoczyłem metr dalej! A kumpel mówi: spokojnie, jak złapie za rękę, to po mojej komendzie puści. No okej, fajnie że puści… Nie będę miał już połowy ręki, ale puści!
Przechodząc do tematu skoków: co dzieje się z twoim bratem?
Zrezygnował, bo nie zarabiał. W pierwszej kadrze jest siedem osób, w drugiej dziesięć, juniorów jest chyba ośmiu. Czyli finansowanych jest łącznie niecałe 30 osób. Kuba idzie w stronę pracy jako delegat techniczny, może trener.
To on zaciągnął cię na skocznię?
Na pierwszy trening poszliśmy razem. Namówił nas kolega, który bał się spróbować samemu. Ale nie ma czego się obawiać, przecież żaden trener nie puści jakiegoś chłopaczka od razu na skocznię. Najpierw trzeba nauczyć się jeździć na nartach i hamować. Gdy oddałem pierwszy skok, miałem 13 lat. Ale nie wiązały się z tym jakieś wielkie emocje, po prostu miałem w głowie, żeby napiąć nogi, to najważniejsze. Ale też nie nazwałbym tego skokiem, bo co to jest 95 metrów?
Jak to co? Dla normalnego człowieka to chora odległość jak na skok w powietrzu!
E tam. Jak skoczysz pierwszy raz, to myślisz sobie: o, ale fajnie. A potem wchodzisz zrobić to jeszcze raz.
I któryś z kolei skok oddałeś już na Pucharze Świata jako szesnastoletni reprezentant Polski.
Wiesz, Gregor Schlierenzauer w wieku 16 lat wygrywał Puchar Świata… Ale oczywiście to wyjątkowy przypadek. Do kadry trafiłem, bo trener Hannu Lepistoe chciał odświeżyć kadrę i założył sobie, że weźmie trzech młodych. Nigdy nie byłem nawet w kadrze B, jedynie w juniorskich. Ale trener uparł się, że chce młodych i koniec. Wskazał: ten, ten i ten – a w tej trójce ja. Moje pierwsze słowa po informacji o powołaniu brzmiały: “ale jak to?”. To tak, jakby jakiś młody chłopak zagrał kilka meczów w trzeciej lidze, a nazajutrz zadzwonił do niego Adam Nawałka i powiedział: przyjeżdżaj, bo brakuje mi prawego obrońcy na Euro. Najbardziej martwiło mnie, że to drużynowy Puchar Świata. Nie chciałem obniżyć lotów, dosłownie i w przenośni, całej drużynie. Gdybym miał wziąć udział w zawodach indywidualnych to bez problemu, najwyżej zająłbym ostatnie miejsce.
Był hejt, że dostałeś się do drużynie dzięki tacie, który pracował w reprezentacji?
Pojawiały się głosy: po co brać dzieciaka do kadry? Przecież on ma kilkanaście lat! Ale nie miałem nieprzyjemności przez to, że tata pracował w kadrze i teoretycznie mogłoby mieć to wpływ.
Pewnie dzięki niemu dobrze znałeś skoczków?
Nie kręciłem się przy nich. Nie wyobrażałem sobie podejścia do zawodników z kadry i powiedzenia: “cześć, jestem synem waszego fizjoterapeuty Rafała, zakolegujmy się!”. Szczerze mówiąc, to przed powołaniem na ten Puchar Świata może dwa razy byłem blisko Małysza i powiedziałem mu “dzień dobry, panie Adamie”. Nic więcej. Jak chodziłem na treningi, to sobie siadałem i podziwiałem ich gdzieś z boku. Nie ujawniałem się.
A już na kadrze trudno było się przestawić z “dzień dobry, proszę pana” na “siema Adam”?
Bardzo. Starałem się mówić bezosobowo. Nie pytałem: “ej, a ty wiesz o której jutro trenujemy?”, tylko mówiłem na głos coś w stylu: “ciekawe, o której mamy jutro trening…”. Wiesz, oglądasz Adama Małysza w telewizji, jego plakat wisi nad twoim łóżkiem, a nagle jesteście kumplami z jednej drużyny. I to reprezentacji Polski! A jesteś gówniarzem, masz 16 lat. Do kadry dołączyliśmy w trójkę. Z kolegą byliśmy nieśmiali, baliśmy się odezwać słowem, a trzeci od pierwszego dnia luzacko się zachowywał. Traktował Małysza, Stocha, Żyłę i całą drużynę jak swoich kolegów. Może to też dlatego, że jego ojciec pracował w FIS-ie i on z tego korzystał, kręcił się przy reprezentacji, znali go przez to wcześniej. Miał bardzo luźne podejście. Pamiętam, że kiedy zamawialiśmy ubrania brał o numer większy, bo twierdził, że jak go wyrzucą z kadry, to chociaż ciuchy zostaną mu na przyszłość… Do tego ciągle powtarzał, że wszystko jest bez sensu. Trener coś zlecił, a on “bez sensu”. Nas tym rozśmieszał, ale innych wkurzał. Są tacy, którzy nawet teraz podchodzą do Małysza i mówią: ej Adam, zrób sobie ze mną zdjęcie.
Kiedy zerwałeś jego plakat znad łóżka?
Dwa lata temu.
Dopiero?
Tak, bo robiłem remont. Do dzisiaj mam w domu tekturową podobiznę Adama. To, że stał się moim kolegą z reprezentacji nie zmieniło tego, że był moim idolem. Wszystko przeniosłem do pokoju na sprzęt. Mam masę koszulek, numerków podpisanych przez zawodników. Teraz, jak widzisz, nie ma u mnie praktycznie niczego związanego ze skokami.
Oprócz jakiegoś tysiąca medali i pucharów…
Nagrody są, ale nic typowo narciarskiego. Jak odpoczywam, odcinam się od tego.
Jaka jest szatnia skoczków?
Taka, że gdyby żarty, które w niej padają wyszły na jaw, to większość załamałaby się naszym poziomem. Jest gruba szyderka, trzeba mieć duży dystans do siebie. Kiedyś mieliśmy psychologa, który często padał ofiarą żartów i się obrażał. Może to dlatego odszedł (śmiech). Często żartujemy z Klimka Murańki, że jest inwalidą. Ciągle go coś boli, co drugi dzień narzeka, że coś mu strzeliło. Olek Zniszczoł często obrywa, bo jest daltonistą. Pytamy go, jaki ma kolor kombinezonu, a biedak nie jest w stanie odpowiedzieć.
A istnieje u was pojęcie “lider szatni”?
Nie, nikt nie staje w szatni przed zawodami i nie wygłasza mowy motywacyjnej. Czasem trener coś powie, ale raczej każdy przygotowuje się sam, w końcu gdy skaczesz, to nikt cię nie popchnie, wszystko zależy od ciebie samego.
Czemu wziąłeś udział w półnagiej sesji?
Zgodziłem się na to, bo nikt mnie nie uprzedził, że do takich zdjęć dojdzie. Powiedziano mi, że mamy zrobić wywiad i małą sesję do niego. Okej, normalna sprawa. Porozmawialiśmy, fotograf zrobił kilka zdjęć i nagle prosi mnie o założenie kombinezonu i zrzucenie go do połowy.
Jak to zrzucenie? Ale mam mieć na sobie jakąś podkoszulkę, tak?
Nie, nagie ciało.
Opierałem się, ale fotograf zaczął mnie przekonywać, że to dobrze wyjdzie, że ma na to pomysł i tak dalej i tak dalej… W końcu się zgodziłem i zrobił mi dwa takie zdjęcia. Też ważne jest, jak takie fotografie zostaną sprzedane. Bo można zrobić identyczne zdjęcie dla Calvina Kleina i każdy będzie je chwalił, a można dać to samo zdjęcie do reklamy leków na potencję i wtedy reakcje byłyby… różne.
Po sesji wiadomości od fanek dostałeś pewnie sporo. Jak wyglądają u was relacje na linii skoczkowie – fanki?
Kamil Stoch i Piotrek Żyła są najbardziej popularni, ale jeśli chodzi o, ekhem, płeć przeciwną, to najczęściej podchodzą do mnie. Staram się być kulturalny, nigdy nie odmawiać autografów czy zdjęć, ale zdarzają się dziwne sytuacje. Najgorsze jest to, jak dziewczyna pyta mnie, czy może się przytulić. Każdy ma własną strefę komfortu. I co zrobić? Wiadomo, że odmówię, ale jak to powiedzieć, żeby się nie obraziła? “Dziewczyno, nie znam cię, niekoniecznie chciałbym, żebyś się do mnie przytulała”?
I jak z tego wybrnąć?
Obracałem takie sytuacje w żart. Mówiłem coś na zasadzie: “yyyy, nie” śmiejąc się. Fani traktują nas trochę jak zwierzęta w ZOO. Na treningach chcę się skupić na skoku, siedzę na belce, a ktoś nagle krzyczy: “Maciek, uśmiechnij się!”, bo chcą zrobić mi zdjęcie.
Słucham? Kibice mogą tak blisko podejść?
Nie stoją obok, ale na tyle blisko, że słyszę. Rozumiem, że fani chcą być blisko, ale potrzebuję skupienia podczas skoku. Dziwią mnie takie zachowania. Albo idziemy do windy, żeby wjechać na skocznię, a ktoś po drodze pyta:
Będziecie teraz skakać?
Nie, sprawdzamy tylko, jakie są warunki na górze.
Aha, okej, dziękuję.
No bez jaj! Jestem w kombinezonie, kasku, z nartami w ręku, a ktoś pyta, co będziemy robić na skoczni i wierzy, jak żartuję, że tylko sprawdzę, czy tam wieje. Rozbraja mnie to.
A jak z Facebookiem? Skrzynka pełna?
Dostaję masę wiadomości, ale rzadko czytam, zdecydowanie mniej, niż kiedyś.
Najciekawsza treść?
Zaproszenia na studniówkę.
Przyjąłeś kiedyś?
Nie, nigdy nie byłem na studniówce, nawet swojej. Zapłaciłem, ale wypadł mi wtedy wyjazd do Japonii. Dlatego jak prosiła mnie o to fanka, to nawet nie sprawdzałem, czy warto (śmiech). Jakby napisała fotomodelka i byłbym chętny, to i tak mam w tym okresie sezon.
Niedawno widziałem akcję jakiegoś chłopaka na Facebooku. Spytał dziewczyny, czy pójdzie z nim na studniówkę, ona odpisała, że ma zebrać ileś tam lajków i się udało.
Widziałem, to była Ola Kot.
Serio?
Nazwisko pasuje idealnie, co? (śmiech). Chłopak spytał ją w wiadomości, ile lajków musiałby mieć pod screenem, żeby poszła z nim na studniówkę. Odpisała dla żartu, że 20 000. A on to zrobił. Zaangażowało się tyle osób, że faktycznie z nim pójdzie.
Istnieje podryw na skoczka?
Zawsze po zakończeniu Pucharu Świata w Zakopanem mamy wieczorem spotkanie dla wszystkich zawodników. Ale to nie zamknięta impreza, tylko nieoficjalne wyjście. Ale każdy wie, gdzie i o której się spotykamy. Przychodzi masa fanek i są tacy, którzy to wykorzystują. Ale takie zdobywanie dziewczyn… Nie mój styl.
Kiedy Grzesiek Krychowiak poznał swoją obecną dziewczynę, powiedział jej, że jest zwykłym studentem. Dopiero po pół roku przyznał się, że gra w piłkę.
Też tak robię. Dziewczyna nie może lubić mnie za bycie skoczkiem. Bo co z tego, że nim jestem? Zdarza się, że kogoś poznam, mówię mu, że studiuję na AWF i nazywam się Paweł, gadamy trochę czasu, a nagle podchodzi jakiś fan i prosi o zdjęcie. Wtedy konsternacja, ta osoba zastanawia się, o co chodzi. Była jedna dobra historia. Wyszedłem gdzieś z kolegą i on wziął koleżankę. Od początku udawaliśmy, że jestem zawodnikiem MMA.
Ty, z taką sylwetką?
Tak, kogucia kategoria wagowa (śmiech). Mówię jej, że za mną roztrenowanie, teraz robię masę. Ona dopytuje, kiedy mam walkę, to chętnie przyjdzie. Gadaliśmy dobre półtorej godziny. I ten kolega zaczął mnie podpuszczać, że może zrezygnuję z MMA i przejdę na skoki, bo mam do tego dobre warunki. Nakręcał to, mówił, żebym spojrzał na tego Maćka Kota, że wyglądam jak on. Dziewczyna się nie zorientowała, a nasze drugie spotkanie było na zawodach, bo kolega wziął ją na skocznię (śmiech). Co lepsze, już typowo w kwestii podrywania dziewczyn – mam kumpla, który kolekcjonuje samochody. Zdarza mu się poznać gdzieś dziewczynę, gdy akurat prowadzi Maserati. Więc wiadomo, że samochód wjeżdża na pierwszy plan. Jeśli się z którąś umówi, to na randkę przyjeżdża Oplem Combo. Zdarzyło mu się kilka razy, że dziewczyna od razu mówiła, że jednak nie ma czasu i musi lecieć… O czymś to świadczy. Dlatego lepiej być ostrożnym w zawieraniu kontaktów.
Tak na koniec, słuchasz disco polo. Jedno krótkie pytanie. Czemu?
Puszczasz jakąś Ewelinę Lisowską czy Natalię Nykiel i nie wiesz, o co chodzi w tych piosenkach. Musisz posłuchać wiele razy, żeby zrozumieć sens, tak zwane “co autor miał na myśli”. A disco polo, to proste piosenki mówiące prawdę. Bo o czym śpiewają faceci? O tym, że dziewczyna ma piękne, niebieskie oczy, że rano je banana, że na weselu wszyscy piją wódkę… A kobiety? Że marzą o księciu z bajki i chcą być rozpieszczane. Wolę słuchać, że dziewczyna je rano banana, niż zastanawiać się, o co chodzi w danej zwrotce.
Nie uważasz, że to proste? Na twoim stole leży książka Steve’a Jobsa, to dwa różne światy.
W tym rzecz! Disco polo to zero zawiłości, od razu łapiesz o co chodzi. Poza tym te piosenki są wesołe! To jest najważniejsze. Tym łatwo odreagować. Jak masz rano trening, to puszczasz disco polo, żeby się rozbudzić. A co do Jobsa – czytam już drugą książkę o nim. Jego historie są fantastyczne. Był dziwny, potrafił nie myć się dwa tygodnie i ludzie w biurze uciekali do innych pokojów, tak bardzo śmierdział, a z drugiej strony to absolutny geniusz, który stworzył jedną z największych marek na świecie. Też mam dwie twarze. Jedną symbolizuje disco polo, drugą książki. Dobrze mi z tym.
ROZMAWIAŁ SAMUEL SZCZYGIELSKI