Reklama

Dziesięciu naiwniaków, którzy wciąż wierzą w Świętego Mikołaja

redakcja

Autor:redakcja

25 grudnia 2016, 12:54 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jak co roku polski futbol wysypał typami, którzy w teorii powinni kierować się w swojej pracy logiką i chłodnymi emocjami, tymczasem wciąż wierzą w Świętego Mikołaja. Znacie ich. Mijacie ich na ulicach i stadionach. Daliby sobie wcisnąć dowolny kit, albo odwrotnie, sami tworzą i wierzą w tak abstrakcyjne historie, że właściwie ciężko… uwierzyć. Kilka lat temu dowodził nimi Wojciech Stawowy, na szlaku po Ligę Mistrzów (to już w tym roku!), dwa lata temu – Janusz Filipiak, święcie przekonany o spisku sędziów i mistrzostwie Cracovii. Rok temu – optymiści z Legii liczący na sprzedanie Żyry za pomocą listu do Św. Mikołaja. Hope he is well. A dziś?

Dziesięciu naiwniaków, którzy wciąż wierzą w Świętego Mikołaja

Dziesięć kandydatur poniżej.

BOGUSŁAW CUPIAŁ

Tak, nie może być innego otwarcia listy. To zresztą – być może – jedna z ostatnich okazji, by pożegnać człowieka, który przez niemal dwie dekady był jedną z najważniejszych postaci polskiej piłki. Oczywiście naiwny był zawsze, ufając kolejnym szaleńcom z doskonałym planem, który ostatecznie kończył się w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale w tym roku… Przebił wszystko.

Dość naiwna była wiara, że da się przez kilkanaście lat robić klub bez inwestycji w młodzież. Dość naiwna była wiara w niektórych trenerów, przykładem choćby Franciszek Smuda. Tadeusz Pawłowski. Trochę też Dariusz Wdowczyk. Ale to że taki stary biznesowy wyga z całym zastępem prawników, doradców i fachowców uwierzył w Jakuba Meresińskiego, po prostu wykracza poza skalę.

Reklama

Szukamy odpowiedniego porównania – to chyba mniej więcej tak, jakby Bill Gates sprzedał Microsoft Popkowi Królowi Albanii przekonany, że człowiek posiadający w Europie własne Królestwo musi być znaczącą personą i posiadaczem sporej fortuny.

– Bill, ale on ma wytatuowane gałki oczne.
– Fuck that, John, this is truly king of european country!
– Bill, ale, do chuja, on nagrywa piosenki o kokainie i ruletce.
– Zamknij mordę, pasztecie, sprzedaję mu Microsoft i koniec! Panie Popku, Wasza Wysokość, przepraszam za mojego gamonia, ale on nie zna zasad panujących na dworach w Europie. Od jutra może pan opychać Windowsy, a rozliczymy się jakoś przy okazji.

Tak, tak mniej więcej wyobrażamy sobie deal Bogusława Cupiała z Jakubem Meresińskim.

I nikt nas nie przekona, że gdyby jutro ktoś w czerwonej czapce podszedł do Cupiała i zaproponował kupno Telefoniki w zamian za wypasione prezenty pod choinką – jeszcze przed południem mielibyśmy roszadę na czele największego producenta kabli w tej części świata.

JAKUB MERESIŃSKI

Ale jest i druga część tego dealu. Otóż Jakub Meresiński to równie fajny ananas, który zbyt mocno wczuł się w postać graną przez Leonadro di Caprio w “Złap mnie, jeśli potrafisz”. O ile historia o pracującym w wielu branżach biznesmenie z tytułami naukowymi i publikacjami na koncie brzmiała przekonująco w świecie celebrytów, o tyle Kuba poszedł o krok za daleko. Uznał, że dobry bajer, wypasiona gadka, elegancki zegarek i luksusowa pożyczona fura wystarczą do zrobienia dowolnego biznesu w dowolnym sektorze gospodarki.

Reklama

Pech chciał, że trafił w środowisko tak do cna zdegenerowane i doświadczone przez życie, że momentalnie rozpoznające oszustów, krętaczy i złotoustych gawędziarzy.

No dobra, wyłączając Bogusława Cupiała.
No dobra, wyłączając część kibiców Wisły Kraków.
No dobra, wyłączając rzecznika Wisły Kraków.

Ale nawet jeśli udało się nabrać naprawdę sporo ludzi – ba, nawet nas przy pierwszych pogłoskach o kupnie Korony Kielce – czas pokazał, że gołodupiec w futbolu może co najwyżej wysępić wejściówkę na lożę prasową. Meresiński uwierzył w siebie tak mocno, że po Wiśle pewnie zaproponowałby przejęcie Prawa i Sprawiedliwości od Jarosława Kaczyńskiego, pełen wiary, że prezes namaści go na nowego szefa partii.

Skoro gość bez matury i jakichkolwiek pieniędzy, z licznymi zarzutami i prawomocnym wyrokiem tak pięknie i uroczo wierzył w siebie – niewykluczone, że wierzy też w Św. Mikołaja.

ARKA GDYNIA

Niech przemówi 90minut.pl:

Niech przemówią fakty:

671959_742366-640x416

Jeśli dobrze się przypatrzycie – już na pierwszym zdjęciu coś bardzo wyraźnie widać. Czterej, a właściwie trzej, a na dobrą sprawę dwaj napastnicy Arki Gdynia zdobyli razem dwanaście goli w 143 rozegranych meczach na najwyższych ligowych szczeblach. Nie będziemy poniżać ich porównaniami do Jose Luisa Chilaverta, który w 75 meczach reprezentacji Paragwaju strzelił osiem goli, ale już takie delikatne zestawienie z Mariuszem Jopem? No więc Mariusz Jop, obrońca, tylko w Wiśle i Widzewie (we wszystkich rozgrywkach) w 144 meczach strzelił 12 razy.

Co oznacza, że:
– albo Zjawiński/Abbott strzelą coś w najbliższym meczu, w którym któryś z nich zagra
– albo okaże się, że ich zsumowany potencjał ofensywny jest mimo wszystko odrobinę słabszy niż siła rażenia Mariusza Jopa, obrońcy

Jesienią Dariusz Zjawiński strzelił dwa gole i złamał jedno krzesełko za bramką, Paweł Abbott za to 394 razy się uśmiechnął i rzucił rozbrajającym hasłem w wywiadzie. Generalnie obu lubimy i nawet trochę podziwiamy za tak długie trzymanie się w klubie ekstraklasowym, ale mimo wszystko: w Arce Gdynia ktoś gdzieś minimalnie za mocno uwierzył w opiekę sił wyższych nad klubem i możliwość efektywnej gry na dwóch napastników, z których żaden nie strzela goli.

Gdyby porównać to do turystyki – ruszył na Giewont odziany w strój Supermana, wrotki i skórzaną spódniczkę mini.

A skoro tak – to w Mikołaja pewnie też wierzy.

JÓZEF WOJCIECHOWSKI

Lista dowodów na to, że sympatyczny pan Józef wierzy w Świętego Mikołaja jest naprawdę długa. Postarajmy się wymienić te elementy, które naszym zdaniem nie pozostawiają zbyt wielu watpliwości.

– uwierzył, że kandydowanie na prezesa PZPN jako kandydat Cezarego Kucharskiego jest rozsądne
– uwierzył, że w kampanii przyda mu się też wsparcie Dariusza Smagorowicza
– uwierzył, że w kampanii przyda mu się też wsparcie Zdzisława Kręciny
– uwierzył, że w kampanii przyda mu się też wsparcie Edwarda Potoka
– uwierzył, że w kampanii przyda mu się też wsparcie (ale do czasu) Kazimierza Grenia

Uwierzył również, że PZPN w maszynkach do głosowania zamontował małe czujniki, które skanują ludzki umysł odgadując myśli, piny do kont bankowych i ulubione książki, ba, uwierzył, że wobec tego należy całe wybory oprotestować.

Jeśli dzisiaj nie siedzi pod choinką nieruchomo patrząc w kominek – to znaczy, że przestał słuchać swoich fantastycznych doradców, którzy tak doskonale prowadzili go przez kampanię wyborczą. Bo jeśli nadal ich słucha – bądźcie cicho. Bo Mikołaj prześlizgnie się przez komin i pan Józef nie usłyszy.

WOJCIECH LUBAWSKI

Mieliśmy wątpliwości. Z jednej strony na skali naiwności Wojciech Lubawski znajduje się bliżej rozsądku niż choćby Bogusław Cupiał – on w końcu Jakuba Meresińskiego zweryfikował negatywnie. Z drugiej jednak – Wojciech Lubawski uwierzył w to, że Koronę kupią Włosi, następnie uwierzył w to, że kupią ją Holendrzy czy tam Niemcy reprezentowani przez tajemniczego faceta w dżinsowej koszuli (pic rel)

A na koniec stwierdził, że w Senegalu ludzie nie marzą o niczym innym, jak tylko o transmisjach meczów Korony Kielce z senegalskimi piłkarzami i senegalskimi właścicielami. Prawdopodobnie uwierzył też w przelew od nich, mamy tylko nadzieję, że nie musiał najpierw pay 1000$ for costs that i could send you drei millions $$$.

Bo jeśli tak, to nie tylko czeka z utęsknieniem na Mikołaja, ale i na kopertę z forsą od sympatycznego Świętego.

GÓRNIK ŁĘCZNA

Możecie nie wierzyć, ale Górnikowi wydaje się, że postawiony w garażu rondel kuchenny po jakimś czasie stanie się samochodem. I tak samo Górnik Łęczna, po jakimś okresie gry na Arenie Lublin, stanie się z pewnością klubem, który przyciąga na ten gigantyczny obiekt nieco więcej jakichkolwiek kibiców.

Na razie jest tam skrajna bieda, bieda z dopingiem, bieda z frekwencją, bieda z atmosferą, bieda z wynikami.

Jeśli wierzą, że dla Górnika Łęczna najdoskonalsza będzie gra w Lublinie pomimo protestów kibiców z Łęcznej

No to tu nawet Mikołaj nie pomoże.

JANUSZ WÓJCIK

Króciutko – wydaje nam się, że Janusz Wójcik może wierzy w te historie, które opowiada.

A równie dobrze mógłby wierzyć w Yeti i Świętego Mikołaja.

Zresztą, w Yeti to na pewno wierzy, bo sam ustrzelił z wiatrówki takie dwa jak trenował reprezentację Czomolungmy do mistrzostw świata ośmiotysięczników i na jednym z treningów futrzany potwór zjadł mu trzech defensorów.

KOMITET OSZALAŁYCH RODZICÓW

Nazwa przyjęła się na dobre. Ludzi odpowiadających temu mocno nakreślonemu stereotypowi zna z kolei każdy, kto zetknął się z młodzieżową piłką. Stado rodziców, którzy wiedzą najlepiej. Wiedzą, że od wyniku najbliższego meczu 9-latków zależy śmierć i życie. Wiedzą, że błąd sędziego to efekt skrajnej złośliwości, albo chociaż łapówki od tych drugich. Doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli ich młody nie strzeli ośmiu goli, to wyłącznie przez brak umiejętności trenera i kolegów z drużyny, nieczystą grę rywali oraz fatalne warunki do treningu. W wersji ekstra hard – krzykną jeszcze swojemu synkowi, żeby skurwielowi zajebał sanki w plecy.

I wierzą, że to ma sens.
I wierzą, że to da efekt.
I wierzą, że tak trzeba.

Więc dlaczego mieliby nie wierzyć w Świętego Mikołaja?

LEGIA WARSZAWA

Bo wierzy, że można zremisować z Realem i wygrać ze Sportingiem zajmując trzecie miejsce w grupie LM.

MIASTO CHORZÓW

Prawdopodobnie wierzy w spłatę pożyczki.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...