Piłkarze Jagiellonii i Lechii zgodnie wczoraj pokazali: niech liga w tym roku się już skończy, niech nadejdzie ta przerwa. Byli tak zmęczeni tymi rozgrywkami, że wyrżnęli na niegroźnych z pozoru przeszkodach – gdańszczanie przegrali w Kielcach, a białostoczanie ulegli u siebie Wiśle Płock. Teraz z tych prezentów spróbuje skorzystać Legia.
@BoniekZibi a ten moment to sie śmieją w Niecieczy👍😎 my jeszcze jutro mamy mecz💪⚽️
— B(L)1916 (@BL_1916) December 17, 2016
Nieco ponad półtora miesiąca temu, w pierwszych dniach października, mistrz Polski przebywał w strefie spadkowej. Niby tylko chwilami, niby tylko przez moment, ale jednak na alarm bito z dużym rozmachem. Dziś legioniści zajmują czwarte miejsce, mają tyle punktów co Lech i jeden mecz mniej. Nie zjadą więc na miejsce za poznaniakami, mogą zaś wyprzedzić Bruk-Bet Termalikę. No i zmniejszyć stratę do prowadzącej w tabeli dwójki.
Czy ktoś w październiku brał w ogóle pod uwagę możliwość, że Legia przezimuje na podium, z czterema “oczkami” mniej na koncie niż lider? To za moment może stać się faktem. I byłaby to sytuacja chyba lepsza niż przed rokiem: co prawda Legię wyprzedzał tylko jeden Piast, ale pięcioma punktami.
Oczywiście, odpowiedź na pytanie, jakim cudem Legia w obecnych rozgrywkach, tak odbiła się od dna – jest prosta. Wystarczy spojrzeć w ligową tabelę od momentu przyjścia trenera Jacka Magiery…
Magiera względem Jagiellonii i Lechii odrobił już pięć punktów. Za moment może zwiększyć tę różnicę do ośmiu. A Legia gra dziś o to, by ten owocny rok zakończyć jeszcze wisienką na torcie. Mistrzostwo Polski – jest. Puchar Polski – jest. Awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów – jest. Trzecie miejsce w grupie i gra na wiosnę w Lidze Europy – jest. No i do tego dojść może niezła pozycja startowa w drugiej części ligowego sezonu. Dziś cztery punkty to po podziale dorobku będzie różnica do zniwelowania w jednym meczu.