Uwielbiamy takie sytuacje – drużyna z pudła mierzy się z czerwoną latarnią ligi, a od początkowych minut kompletnie nie wiadomo, którzy to którzy. W tabeli obie drużyny dzieliło dwanaście miejsc, a na boisku – zwłaszcza w pierwszej połowie – wszyscy grali tak samo, czyli tak, że aż się chciało wyć do księżyca. Kiedy w końcu na murawie coś zaczęło się dziać, to bynajmniej nie za sprawą drużyny ze ścisłej ligowej czołówki.
Na spektakl w Lublinie, w obliczu grudniowego deszczu i poziomu prezentowanego przez quasi-gospodarzy, pofatygowała się ledwie garstka kibiców. Dzięki temu panowała atmosfera iście treningowa i słychać było wszystkie podpowiedzi, a my mogliśmy zrozumieć, jak ciężkim kawałkiem chleba jest u nas trenerka. Kiedy z ławek krzyczano „spokój”, dziwnym trafem piłka za moment lądowała w malinach. Na komendę „druga strona” podawano do najbliższego, a reakcją na „szybciej” najczęściej było kółeczko w miejscu. Poziom pierwszej części spotkania przypominał grę na podwórku, i to w momencie, w którym dołączają do niej wygonione sprzed komputerów spaślaki.
I, jak to w podwórkowym graniu bywa, momentem przełomowym najczęściej okazuje się strzał z czuba. Takim popisał się Paweł Sasin, który swoje – nazwijmy to – chytre uderzenie poprzedził całkiem imponującym rajdem. O tym, że mamy do czynienia z sytuacją niezwykle rzadką, momentalnie przypomnieli nam statystycy – był to pierwszy gol Sasina w Ekstraklasie od 1979 2009 roku. Jak mawiają klasycy, obrońca Górnika przerwał niefortunną passę bez gola i teraz powinien mieć już z górki. Tudzież – w końcu rozwiązał worek z bramkami. Tak czy inaczej, od swojego strzału z czuba stał się znacznie pewniejszy w tyłach i do końca spotkania grał już na naprawdę wysokim poziomie.
Niestety, nie możemy tego samego napisać o piłkarzach rewelacji rundy jesiennej z Niecieczy, którzy wyglądali, jakby brali udział w komedii pomyłek. Chwilę później w dosyć absurdalny sposób karnego sprokurował Fryc, natomiast Pilarz przepuścił strzał Drewniaka, mimo że ten zrobił co w swojej mocy, by jedenastkę zmarnować. Następnie w niebywały sposób doskonałą sytuację przestrzelił Guba, a na koniec – kiedy już z gości kompletnie zeszło powietrze – zostali rozmontowani przez duet rezerwowych Herandez-Grzelczak. Zrobiło się 3:0 i właściwie można się było rozejść.
Tym samym bardzo efektowny start w roli tymczasowego trenera Górnika Łęczna zalicza Sławomir Nazaruk. W swoim pierwszym meczu udało mu się wyrwać jeden punkt na Cracovii, a dziś bezlitośnie stuknął trzecią siłę Ekstraklasy.
Fot. FotoPyK