Jeśli Marcin Mięciel oglądał wczorajsze starcie Feyenoordu z Fenerbahce w Lidze Europy, nie zdziwilibyśmy się, gdyby w pewnym momencie naszedł go nostalgiczny nastrój, a po jego policzku spłynęła łezka wzruszenia. Wygląda bowiem na to, że “Miętowy” po wielu latach nareszcie doczekał się naprawdę godnego następcy.
Gdybyśmy mieli na szybko wymienić trzy słowa, które jako pierwsze przychodzą nam na myśl w kontekście byłego napastnika między innymi Legii Warszawa, chyba byłyby to: “żel”, “frotka” i “przewrotka”. Szczególnie efektownie Mięciel wypadał zwłaszcza w ostatniej z wymienionych dziedzin. Swego czasu zdarzało mu się bowiem zdobywać bramki takie jak chociażby te:
Po zakończeniu przez Mięciela kariery od czasu do czasu na horyzoncie pojawiał się ktoś z aspiracjami na bycie królem tej sztuki, jednak prawdziwego kozaka widzimy dopiero teraz. Chodzi w tym przypadku o atakującego Fenerbahce – Moussa Sow we wczorajszym spotkaniu z Feyenoordem zrobił coś takiego:
“Raz na ruski rok to i ślepemu psu na obcej wsi uda się zadowolić”, stwierdzicie. Cóż, nie tym razem. Nie mówimy tu bowiem o pojedynczym wyskoku, lecz o golu stanowiącym jedynie o podtrzymaniu całej serii. Wystarczy powiedzieć, że na przestrzeni nieco ponad miesiąca Sow trafiał do siatki w podobny sposób… trzykrotnie!
Niecałe dwa tygodnie temu w ligowej potyczce z Rizesporem jedną ze swoich trzech zdobyczy Senegalczyk upolował tak:
… a tak kopnął z kolei na początku listopada, nim zdążyło upłynąć 120 sekund meczu z Manchesterem United:
Wczorajszą bramkę w dość prosty, lecz zarazem oryginalny i wymowny sposób skwitowało też na Twitterze samo Fenerbahce:
Co prawda ze wspomnianego mięcielowego zestawu “żel, frotka, przewrotka” Sow jak na razie ograniczył się jedynie do wcielenia w życie trzeciego podpunktu, jednak nie ulega wątpliwości, że z resztą powinno być już zdecydowanie z górki. Tak czy owak, coś nam podpowiada, że jeśli ktoś ma kiedyś przebić MM, najprawdopodobniej będzie to Moussa Sow. I obstawiamy, że dojdzie do tego gdzieś za dwa tygodnie.