To, że w naszym rankingu na najlepszego polskiego piłkarza – dzięki comiesięcznym klasyfikacjom – zwycięży Robert Lewandowski było pewne już od jakiegoś czasu. Że drugie miejsce przypadnie utrzymującemu przez wiele miesięcy wysoką, równą formę Łukaszowi Piszczkowi – również. Pozostaje więc walka o trzeci stopień podium, na który szanse mają Glik, Szczęsny, Fabiański, Zieliński i Milik (choć tak naprawdę to przez kontuzję tych szans nie ma żadnych). Czas na przedostatnie w tym roku zestawienie – za listopad.
Miesiąc temu znalazł się poza dwudziestką. Dwa miesiące temu znalazł się poza dwudziestką. Trzy i cztery miesiące temu – również… Jeżeli dodamy do tego fakt, że Krychowiak stracił przez kontuzję luty i połowę marca – jego dość odległe miejsce w klasyfikacji generalnej nie powinno dziwić. Tym bardziej, że po przeprowadzce do PSG znacznie obniżył loty. Niby zbiera coraz więcej minut u Unaia Emery’ego, ale to wciąż nie to – za mecz z Arsenalem był przecież krytykowany, choćby przez Emmanuela Petita. Wydaje się jednak, że powoli zaczyna odzyskiwać formę, przyzwoicie wypadł też w reprezentacji.
Cztery gole w 140 minut? Marcin Robak przegrał z Dawidem Kownackim rywalizację o miejsce w ataku Lecha, ale kiedy tylko pojawia się na boisku – albo trafia do siatki (raz), albo… jego zespół ma rzut karny, którego on zamienia na gola (trzy razy, w tym raz po faulu na nim). Kolejorz dorobił się świetnego dżokera, dzięki któremu trzy listopadowe mecze w lidze zakończył bilansem bramkowym 11:0 i awansował do półfinału Pucharu Polski. A sam Robak wskoczył na pozycję lidera klasyfikacji strzelców Ekstraklasy.
W klasyfikacji strzelców ligi duńskiej zajmuje trzecie miejsce, w klasyfikacji kanadyjskiej – drugie. Teraz znów powiększył swój dorobek – o dwa gole i asystę – ale w obu tych zestawieniach wciąż pozostaje za plecami klubowego kolegi, Teemu Pukkiego. A mimo ich formy i drugiej pozycji Broendby w tabeli, strata do lidera wynosi już jedenaście punktów. Wilczek zaliczył też właśnie swój drugi występ w kadrze Nawałki – wcześniej jedynie 5 minut z Armenią – dając naprawdę obiecującą zmianę ze Słowenią.
Jeszcze jakiś czas temu wydawał się niemal pewniakiem do gry u Maurizio Sarriego. Ale jeżeli dostajesz kolejne szanse, a po 840 minutach masz na koncie tylko jedną asystę, to przestajesz się bronić. Dlatego Zieliński grywał ostatnio w Napoli nieco mniej. W końcu zaliczył jednak bardzo udany występ o punkty w drużynie narodowej – z Rumunią brał na siebie odpowiedzialność za grę, nie chował się za plecami kolegów, dyktował tempo gry i napędzał nasze ataki. To był jeden z jego nielicznych występów w kadrze, po którym mogliśmy napisać: spełnił wysokie oczekiwania.
Jego pozycja w Wolfsburgu ciągle spada. Nie wychodzi już na boisko z opaską kapitańską, coraz rzadziej pozostaje na murawie do końca, zmieniany jest już nawet jako pierwszy. Nic jednak dziwnego, skoro od początku sezonu nie dał klubowi ani gola, ani choćby jednej asysty. Swoją istotną rolę znów pokazuje więc jako reprezentant kraju. Z Rumunią spisał się przyzwoicie, a ze Słowenią wszedł przy stanie 0:1, rozruszał biało-czerwonych i rzucił wyrównującą asystę.
Lech pod wodzą Nenada Bjelicy wrzucił wyższy bieg, co widać zwłaszcza po grze ofensywnej. Na najwyższe obroty wskoczył Jevtić, dobry poziom prezentuje Majewski, świetnie funkcjonuje dwójka napastników Kownacki-Robak, no i właśnie Makuszewski. Skrzydłowy Lecha początkowo kompletnie nie mógł zaskoczyć, stracił miejsce w jedenastce, ale ten miesiąc miał imponujący. Co mecz to asysta – ze Śląskiem nawet dwie i tytuł MVP, z Wisłą w Pucharze Polski również gol.
Trzeci lechita w zestawieniu, który do wygranego wewnętrznego pojedynku z Robakiem i niezłej skuteczności w lidze, dorzucił coś ekstra: jedynego gola w kadrze U-21 z Niemcami. A to przecież nie byle jaki rywal – zespół, który wcześniej wygrał 13 spotkań z rzędu i będzie jednym z faworytów do złota w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy. Ale nieco ponad pół roku przed turniejem nasi zachodni sąsiedzi dostali materiał do analizy, m.in. za sprawą Kownackiego.
Artur Boruc miał więcej meczów straconych przez kontuzję niż rozegranych. Łukasz Fabiański w trzech meczach stracił osiem goli, popełniając ze dwa błędy, Łukasz Skorupski – też osiem, przy czym lepiej mógł się zachować w trzech sytuacjach. Z bramkarzy, którzy byli na ostatnim zjeździe u Adama Nawałki, został więc tylko Szczęsny. Najwyżej oceniany przez La Gazzetta dello Sport w listopadzie Polak, naprawdę dobry w starciu z Bologną. Żeby jednak nie było – on z kolei nie popisał się z Atalantą.
Przyzwyczailiśmy się, że w comiesięcznym rankingu bramkarze są wysoko, jeden-dwóch w pierwszej dziesiątce. Najwyżej sklasyfikowany, już w tym miejscu Kuszczak pokazuje, że bywało lepiej. I on sam miewał teraz wahania: z Brentford popełnił błąd, ale jednocześnie zaliczył dziesięć interwencji, niektórych naprawdę dobrych, z Bristol – wybrano go MVP. Nie ulega jednak wątpliwości, że Kuszczak rozgrywa jeden z lepszych sezonów w karierze. Indywidualnie zbiera sporo pochwał, a jego Birmingham plasuje się w czołówce z aspiracjami do Premier League.
Kiedy najciekawsza historia przeznaczona dla wnuków zaczyna się słowami „Najpierw graliśmy z Górnikiem Łęczna, a potem z Arką Gdynia” – nie spodziewalibyśmy się fajerwerków. Tutaj fajerwerki są. Rafał Boguski, przeciętny ligowiec, trudny do zapamiętania z czegokolwiek, w ciągu 21 dni zmierzył się z tymi zespołami i zaliczył dwa hat-tricki. Ba, z Arką dorzucił jeszcze asystę. Mniejsza z tym, że Wisła w międzyczasie dostała 2:6 w Szczecinie, że nie wykorzystała niezłego wyniku po pierwszym ćwierćfinałowym meczu Pucharu Polski – wyczyn Boguskiego, nazywanego kiedyś przez Dariusza Szpakowskiego „Boguckim”, trzeba docenić.
W kolejnym meczu biało-czerwonych o stawkę udowodnił, że nie pęka. Że kiedy przychodzi do istotnego starcia, w którym wiele możemy zyskać lub stracić, on nie schodzi poniżej solidnego poziomu. Może i z Rumunią nie grał jak Łukasz Piszczek, ale lewą stronę też mieliśmy szczelnie zabezpieczoną. W Krasnodarze dobrze o tym wiedzą – rzadko kiedy dają mu odpocząć. „Jędza” w tym miesiącu wygrał też z Zenitem, zaliczając przy jednej z bramek asystę drugiego stopnia.
Jeden z największych wygranych piłkarzy w ostatnim czasie. Kiedy Legia Jacka Magiery zaczęła właściwie funkcjonować, on wspólnie z nią wskoczył na wyższy poziom. Z dobrej strony pokazał się z Realem, a sam fakt, że Cristiano Ronaldo nie strzelił Legii gola – działa na jego korzyść. Z Borussią Dortmund, mimo ośmiu straconych bramek przez mistrzów Polski, odgryzł się asystą. Z kolei w lidze był ostatnio niewątpliwie najlepszym bocznym obrońcą. W momencie, gdy rozsypali się Dawidowicz z Rybusem, do kadry dowołał go Nawałka – po raz pierwszy od blisko trzech lat wyszedł w koszulce z orłem na piersi i meczem ze Słowenią prawdopodobnie wygrał zaproszenie na kolejne zgrupowanie kadry.
Że w wieku 31 lat nagle przejdzie do Bordeaux – nie spodziewał się nikt. Że do ligi francuskiej wejdzie z buta i po 16 kolejkach będzie miał rozegranych 12 pełnych gier – tym bardziej. Lewczuk, który nieustannie zbiera wysokie recenzje po swoich występach i walczy z Bordeaux o europejskie puchary, ostatnio dołożył premierowego gola w Ligue 1. W ostatnich latach poczynił spore postępy, choć nie idzie to w parze z reprezentacją Polski. W drużynie narodowej zagrał dwa razy – oba u Nawałki, jeszcze jako zawodnik Zawiszy Bydgoszcz.
W konfrontacji z Nantes Mariusza Stępińskiego spisał się w wygranym 6:0 meczu na tyle dobrze, że trafił do jedenastki L’Equipe. Po remisie z Juventusem w Lidze Mistrzów wymieniany był jako jeden z lepszych na placu gry. Rybus dostaje w Lyonie możliwość gry w najważniejszych meczach – w Ligue 1 i europejskich pucharach. I na razie nie zawodzi.
Trzeci najlepszy zawodnik Polski w meczu z Rumunią. Najlepszy zawodnik Legii w meczu z Realem. Już wcześniej wiedzieliśmy, że brakowało go i we wcześniejszych spotkaniach eliminacji MŚ, i w trzech starciach Ligi Mistrzów. Jak dużą różnicę zrobił jego powrót – przekonaliśmy się dopiero teraz. Wystarczy przecież rzut oka na jego statystyki z Królewskimi: 4/5 odbiorów, 4 przechwyty, 9 wybić, 2 zablokowane strzały, 95% celnych podań. I również on był potrzebny Legii, by w lidze uporządkować defensywę – na wyjazdach w Białymstoku i Wrocławiu straciła jednego gola. Za ten bardzo dobry miesiąc docenilibyśmy Pazdana jeszcze bardziej, gdyby nie ciężki bagaż doświadczeń zebrany z Borussią Dortmund.
Pazdan antycypuje Ronaldo. Kopczyński gra passa do przodu i zyskuje przestrzeń. Vadis wali w okienko a defensywa Realu pozoruję obronę 🙃 pic.twitter.com/PK8VZ8YFPG
— Bartek Janeczek (@JaNeK_4) November 3, 2016
Świetnie pamiętamy tę sytuację. W 11. minucie z Rumunią Grosicki zgarnął piłkę na środku boiska i miał obok siebie trzech rywali – przed nim Lewandowski, pilnowany przez dwóch przeciwników. Grosicki biegnie, wpada na małej przestrzeni między kilku Rumunów, wjeżdża z piłką w pole karne i trafia na 1:0. No i nie po raz pierwszy udowadnia, że kadra Nawałki to miejsce, w którym się spełnia. W lidze francuskiej z PSG wchodził tylko z ławki, z Lorient – zanotował asystę.
Kto go miał w tym miesiącu w składzie – nie narzekał. Polacy w Bukareszcie zagrali na zero z tyłu, Monaco w pięciu meczach z jego udziałem – straciło dwa gole. Glik nie popisał się w starciu z Tottenhamem, kiedy sprokurował rzut karny, ale kolejkę wcześniej asystował z CSKA. Znów wskoczył do jednej z jedenastek kolejki L’Equipe, a francuska prasa wystawiła mu kolejną laurkę: „Gladiator. Polski wojownik. Skała”. Czas zrozumieć, że dorobiliśmy się stopera światowej klasy.
Ktoś powie: brakuje mu liczb (choć jego bilans na dziś to trzy gole w Bundeslidze). Tylko jaką wartość ma ten argument w momencie, gdy Piszczek rozgrywa jeden ze swoich najlepszych meczów w drużynie narodowej? Facet wystąpił w 53 spotkaniach kadry, w 25 o punkty, ale z Rumunią to był jego top five. Nie są potrzebne gole czy asysty, wystarczy świetne funkcjonowanie w zespole, waleczność, bezbłędna gra w tyłach i wartość dodana w ofensywie. Co istotne, wygrał też w bezpośrednim starciu z Bayernem Lewego i powrócił z Borussią do walki o mistrzostwo Niemiec.
Bayern miał w tym miesiącu gorsze momenty, a co za tym idzie – również i polski napastnik. W Bundeslidze cztery punkty na dziewięć możliwych, na koncie Polaka wciąż ten sam dorobek. Lewy zrobił jednak różnicę w innych rozgrywkach. Po pierwsze, strzelił obie bramki w zwycięskim 2:1 starciu z PSV Eindhoven, co – przy późniejszej porażce z Rostowem – ma niemałe znaczenie. Zresztą, raz trafił w słupek, dwa razy w poprzeczkę, sam kreował sobie sytuacje. I po drugie, dwa ciosy wymierzył Rumunom. W momencie, kiedy wydawało się, że reprezentacja Polski znalazła się na mocnym zakręcie, Lewandowski wziął sprawy w swoje ręce i pokazał jak to się robi.
„Teodorczyk has outshined another goal machine, Poland captain Robert Lewandowski” – przeczytaliśmy ostatnio w jednym z zagranicznych serwisów. Tak, bo dziś nazwisko Teodorczyka pojawia się w jednym szeregu z Lewandowskim i pozwala na użycie określenia: goal machine. Sam listopad w jego wykonaniu to prawdziwy koncert strzelecki, we wszelkich rozrywkach. W Lidze Europy: dwa gole z Mainz i jeden z Gabalą. W lidze: raz z Mouscron i dwa razy z liderem Zulte Waregem. W kadrze: raz ze Słowenią. O ile w poprzednim zestawieniu stracił w naszych oczach przez słabiutki występ z Armenią, o tyle teraz – mocno zaplusował zmianą z Rumunią. Nie przypadkiem mówi się, że Anderlecht za moment zawoła za niego 20 milionów euro (wykupując go wcześniej z Dynama za prawie pięciokrotnie niższą kwotę).