No i pozamiatane. Wybaczcie, że zaczynamy od dupy strony, ale skoro celem nadrzędnym cyklu “piłkarz miesiąca” jest wyłonienie najlepszego zawodnika w danym roku, no to musimy zakomunikować, że znamy odpowiedź na najważniejsze pytanie – po 11 miesiącach rywalizacji Leo Messi wypracował sobie taką przewagę punktową nad Cristiano Ronaldo, że nie roztrwoniłby jej nawet wtedy, gdyby dziś ogłosił zakończenie kariery.
No bo przypominajmy jeszcze raz, jak to działa – co miesiąc wybieramy 50 najlepszych piłkarzy danego okresu, ustawiamy ich w kolejności od najlepszego i za poszczególne miejsca przyznajemy punkty. Za pierwsze – 50, za drugie – 49 i tak dalej, aż do wyczerpania zapasów. W grudniu będzie można zgarnąć ostatnią gratyfikację, ale nawet ona nie wystarczy rywalowi Argentyńczyka. Pozamiatane, ale rozejść się nie można, bo po pierwsze pora przedstawić najlepszych graczy listopada, a po drugie – rywalizacja za plecami wspomnianej dwójki jest mocno wyrównana.
W tym miesiącu wzięliśmy pod lupę dwie kolejki europejskich pucharów, spotkania ligowe (z reguły trzy kolejki, ale np. we Francji cztery), mecze reprezentacji, a także gdzieniegdzie krajowe puchary. Zapraszamy, najpierw szybki przegląd miejsc aż do lokaty 21.
Tak, z pełną świadomością wyróżniliśmy piłkarza Legii Warszawa. Wiadomo, że bilansów nabitych głównie w Ekstraklasie nie można traktować szczególnie poważnie, ale za Radoviciem również dwa bardzo udane mecze w Europie, więc umieszczenie go w towarzystwie gwiazd, poniekąd symboliczne wyróżnienie, uważamy za uzasadnione.
Tyle, lecimy dalej…
Prawie 3,5 roku minęło od momentu, w którym trafił za blisko 11 milionów euro do Liverpoolu. Powiedzieć, że miasta Beatlesów nie podbił, to jak rzucić, że wczorajszy mecz The Reds z Bournemouth był całkiem ciekawy. Niedopowiedzenie z rodzaju tych grubszych. Aspas na Wyspach rozegrał 15 spotkań w rok i strzelił tylko jedną bramkę, w Pucharze Anglii. Przez Sevillę wrócił do Celty, której jest wychowankiem i błyszczy. Po odejściu Nolito stał się liderem i największą gwiazdą tej ekipy, a jego formę dostrzegł sam Julen Lopetegui. W listopadzie 29-latek zadebiutował w reprezentacji i mecz z Anglią raczej nie będzie jego ostatnim występem w drużynie narodowej, bo wielkie wydarzenie uczcił pięknym golem.
Nie do końca dowierzamy, że to się dzieje, ale tak – Teodorczyk jest szóstym (po Lewandowskim, Gliku, Krychowiaku, Błaszczykowskim i Piszczku) Polakiem, który załapał się na naszą listę. Cóż, niezła pamięć jednak trochę utrudnia przejście nad tym faktem do porządku dziennego. Nie trzeba tu nawet odkurzać czasów Lecha Poznań, mamy przed oczami choćby lutowe spotkanie Dynama Kijów z Manchesterem City w Lidze Mistrzów, w którym wyraźnie najsłabszy na placu Polak zostaje zmieniony już w przerwie. Ot, sprawdził, ile mu brakuje do wielkiej piłki i wyszło, że dużo. Dziś wydaje się, że już jest jej częścią, a w najgorszym wypadku, że zaraz będzie. Nie ulega wątpliwości, że jest jedną z rewelacji sezonu w skali kontynentu. Niby można nie doceniać przeciwników, którym ładuje gola za golem, ale przy takiej skuteczności (już 21 bramek w tym sezonie!) wręcz nie wypada. Dodatkowy plus w tym miesiącu to fakt, że pokazał się też w meczach reprezentacji.
Bardzo intensywny miesiąc za nim i nie do końca chodzi tu o samą częstotliwość grania. Po udanym meczu kadry ze Szkocją wraz z Adamem Lallaną został przyłapany na wizycie w klubie ze striptizem, a kilka dni później wyprowadził drużynę narodową na mecz z Hiszpanią i dziś głośno mówi się o tym, że na stałe może przejąć opaskę od Wayne’a Rooneya. Przy tym w klubie wrzucił bardzo wysokie obroty – można powiedzieć, że im dalej w las, tym coraz bardziej docenia się w Liverpoolu właśnie Hendersona (czy np. Milnera), którzy byli mocno w cieniu ofensywnego tercetu Coutinho-Mane-Firmino na początku sezonu. Pomocnik idealnie skrojony pod styl gry Kloppa. Generał.
Uniwersalny żołnierz Luciano Spallettego – były reprezentant Argentyny może zagrać na każdej pozycji w ofensywie, a włoski trener chętnie z tego korzysta. Jednak – co ważniejsze – ostatnio niezależnie od tego, gdzie zagra, wygląda świetnie. Po udanym początku sezonu na kilka tygodni wpadł dołek, ale w listopadzie podjął rękawicę w walce z Edinem Dżeko, której stawką jest tytuł najlepszego gracza Romy. Po dwóch miesiącach posuchy przełamał się w meczu z mocną Atalantą, ale najbardziej spektakularne zagranie zaliczył później – znak jakości Ricardo Quaresmy zagwarantowany.
Jeśli chodzi o rozgrywki klubowe, znów był w cieniu Leo Messiego – co prawda notuje ważne asysty, ale z całą pewnością doskwiera mu fakt, że nie strzelił gola w lidze już od siedmiu spotkań. Jednak gdy przyszło do prestiżwego starcia reprezentacji Brazylii i Argentyny, to on przykryl klubowego kolegę. Canarinhos wygrali 3-0, a Neymar zaliczył asystę i strzelił gola. 51. w narodowych barwach. Nie najgorzej jak na 24-latka.
Już w zeszłym sezonie był twarzą szajki rozstrzelanych prawie emerytów, którzy przeżywali drugą młodość i byli postrachem bramkarzy w czołowych ligach. Jednak mimo 35 lat na karku nie zamierza przestać zadziwiać. Pięć goli w jeden wieczór? Da się zrobić! Po spotkaniu z Genkiem stał się jednym z faworytów wyścigu o koronę króla strzelców Ligi Europy. Nie odpuszcza również w kadrze, nowy selekcjoner w końcu zaprosił go na zgrupowanie, a on odwdzięczył się trafieniem z Macedonią. Dopiero drugim w reprezentacyjnej karierze, ale w jego przypadku nie zaryzykujemy stwierdzenia, że niedługo nie podkręci tego bilansu do naprawdę przyzwoitego poziomu.
Koszmar komentatorów piłkarskich, którzy meczą się na wizji z jego nazwiskiem. No i koszmar napastników z każdej półki. Również z tej najwyższej, o czym dobitnie przekonał się niedawno choćby Robert Lewandowski. Bez dwóch zdań Grek był najlepszy piłkarzem hitu Bundesligi, meczu pomiędzy Borussią a Bayernem. Może nie był przy tym wszystkim szczególnie efektowny, stąd bohaterem internetu stał się dopiero wtedy, gdy – jakkolwiek źle to zabrzmi – Dżeko postanowił sprawdzić, co ma pod spodenkami, ale efektywności nie można mu odmówić.
Po ostatnich wielkich sukcesach – dwóch z rzędu zwycięstwach w Copa America – trudno byłoby nam wyobrazić sobie mundial bez Chilijczyków. Ciągle istnieje takie niebezpieczeństwo, ale na dziś mają oni bilety w kieszeni. W dużej mierze za sprawą Alexisa, który dwiema bramkami w drugiej połowie rozstrzygnął na ich korzyść bardzo ważne i wyrównane spotkanie z Urugwajem. To, że lubi być postacią kluczową udowodnił również w klubie, choćby w meczu z Bournemouth.
Walijczyk zmaga się z kontuzją kostki, ostatnio przeszedł operację. Madrycki dziennik “AS” poinformował po niej, że jego przerwa może potrwać dwa razy dłużej niż niedawno zakładano – czyli cztery zamiast dwóch miesięcy. Nawet jeśli Real – mimo El Clasico – jeszcze nie zdążył w pełni odczuć tej straty, to raczej jest to kwestia czasu. Bo Bale przed urazem imponował formą. Listopadowe granie zaczął od zjawiskowego gola w pierwszej minucie meczu z Legią w Warszawie, później mocno przyczynił się jeszcze do tego, że Real zbierał komplety punktów w lidze, a reprezentacja Walii po raz kolejny ich nie straciła, tym razem w pojedynku z mocną Serbią.
Kolejny na liście – po Iago Aspasie – gracz skreślony przez Liverpool. Z tą różnicą, że Suso na Wyspy wyjechał nie za miliony, ale jako zdolny młodzieżowiec, który do pierwszej drużyny musiał się dopiero przebić. Udało się, bo świetnie wypadał w ekipie U-23, ale karierę w The Reds ostatecznie zrobił podobną do Aspasa – 21 meczów, 1 gol (w Pucharze Ligi) i 1 asysta (w Lidze Europy). Milan przejął go za marne 1,3 miliona euro i dziś pewnie nie żałuje. Trzeba było wypożyczenia do Genoi, by się obudził (6 goli i 2 asysty w rundę), ale teraz 23-latek jest jedną z gwiazd zespołu. Mieliśmy z nim problem, bo w listopadzie zaliczył tylko trzy występy, ale z drugiej strony – to były trzy wybitne występy.
Podobnie jak w przypadku Bale’a mówimy o graczu, który odniósł kontuzję kostki i nie zagra przez co najmniej kilka ładnych tygodni. I wydaje się, że The Reds mogą odczuć tę stratę jeszcze mocniej niż Królewscy absencję Walijczyka, bo Coutinho wzniósł się ostatnio na wyżyny formy. Co dla niego charakterystyczne, ta postawa nie zawsze znajduje odzwierciedlenie w najważniejszych liczbach, ale tego, że czaruje podważać nawet nie wypada. W ostatnich meczach wykreował klubowym kolegom 12 okazji strzeleckich. Spisał się też w kadrze.
W ostatnich tygodniach Włoch stał się jednym z najgorętszych kąsków na rynku transferowym. Nic dziwnego – ma 22 lata, strzela jak natchniony i robi to dla klubu, który na pewno nie jest szczytem marzeń dla piłkarza z takimi możliwościami. Prasa na kontynencie zdążyła połączyć jego nazwisko z połową wielkich firm, lecz ostatnio “La Gazzetta dello Sport” doniosła, że przy przydłużeniu kontraktu Torino chciałoby wpisać mu taką kwotę odstępnego, którą w Napoli miał Gonzalo Higuian. 94 duże bańki! Niby absurd, ale wielu Włochów naprawdę widzi w nim napastnika klasy światowej, na którego Italia od kilku ładnych lat czeka. 10 goli i 4 asysty w 12 meczach Serie A działa na wyobraźnię.
Czasy, w których uchodził za najlepszego stopera na świecie, już raczej minęły, ale chyba nawet Dunga byłby w stanie dostrzec zwyżkę jego formy, tak bardzo jest wyraźna. A skoro już przy tym – stoper PSG znów dostaje powołania do kadry Canarinhos, Tite uznał, że jednak nie stać jego drużyny na olewanie takiego kozaka. Rywalizacji z Mirandą i Marquinhosem jeszcze nie wygrał, ale jeśli utrzyma ten poziom, to może się to zdarzyć. W listopadzie tak dyrygował obroną ekipy z Paryża, że niełatwo było jej strzelić bramkę. Łącznie w sześciu meczach padły cztery, ale weźmy chociażby starcie z Arsenalem – karny po faulu Krychowiaka, którego nie było i samobój Verrattiego. Albo strzał życia Zuffiego w meczu z Basel. Na pewne rzeczy nie ma się wpływu. Niewykluczone, że wyższe obroty wynikają z tego, że jego czas w Paryżu powoli dobiega końca.
Tego gościa od czarnej roboty znamy i cenimy od kilku ładnych lat. Pewnie z korzyścią dla jego kariery byłaby zmiana otoczenia (ofert nigdy nie brakowało), ale pozostaje wierny OL, dla którego zagrał już ponad 300 razy. Dawno nie miał tak dobrej serii – zaliczył dwa udane występy w Champions League – przeciwko Juventusowi i Dinamo Zagrzeb, a w Ligue 1 dwukrotnie lądował w “11” kolejki. W tym po meczu z PSG.
No nie jest łatwo uwierzyć, że to ten sam gość, który w zeszłym sezonie miewał długie serie meczów bez gola, a ten średni obraz przyprawiał jeszcze pudłami, po których cały świat miał z niego polewkę. Liczby mówią wszystko: w poprzednich rozgrywkach strzelił 10 goli i zaliczył 6 asyst na wszystkich klubowych frontach. Teraz ma już 17 bramek i 5 asyst, a nie jesteśmy jeszcze przecież nawet półmetku. Nie wiemy, co mu odbiło w meczu z Grecją, że postanowił rozebrać Sokratisa, ale to tylko humorystyczny akcent w imponującej historii.
W poprzednim sezonie był wicekrólem strzelców Bundesligi, przegrywając tylko z Robertem Lewandowskim o pięć bramek. Dwa lata temu więcej niż on strzelili Meier, Lewy, Robben, ale do zwycięstwa zabrakło mu tylko trzech goli. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie mocno zdeterminowany, by założyć koronę na swojej głowie. Już nazbierał piętnaście trafień, o trzy wyprzedza Modeste, a o sześć Polaka. W listopadzie właśnie taką liczbę goli Gabończyk dopisał do swojego dorobku, a jednym z nich była bramka na wagę trzech punktów w spotkaniu z Bayernem. Kibice wybrali go piłkarzem miesiąca w Bundeslidze. Jest w gazie – chętnie zobaczylibyśmy go też w takim starciu:
Co tu dużo mówić – znacie główne rozstrzygnięcie. Naprawdę dobry miesiąc, w którym m.in. zapewnił Barcelonie wygraną z Celtikiem i Sevillą, a będącej w kryzysie reprezentacji triumf nad Kolumbią, wystarczył, by zapewnić sobie tytuł “Piłkarza Roku”. Jego drużyny strzeliły w listopadzie łącznie 10 bramek – 6 z nich jest autorem, przy 3 asystował. Przy czym gola z Herculesem w Pucharze Króla po prostu nie mógł wypracować, bo nie było go w kadrze na to spotkanie. Chyba nic więcej nie trzeba dodawać, ale… strach pomyśleć, co byłoby z Barcą i kadrą Argentyny, gdyby na przykład miał kontuzję.
Piłkarz miesiąca w Premier League. Strasznie długą drogę przeszedł 25-letni Nigeryjczyk, by sięgnąć po taki laur. Jednym z jej przystanków był – jeszcze raz – Liverpool, ale The Reds po rocznym wypożyczeniu nie wykupili go z Chelsea. Tak jak Stoke City i West Ham United. Antonio Conte zakończył tę tułaczkę i dał – trochę z konieczności – piłkarzowi, z którego szydzono, prawdziwą szansę. Ten odwdzięcza się świetnymi występami, gra jakby był stworzony do roli wahadłowego w systemie z trójką stoperów. Poważne źródła potwierdzają, że trafił w krąg zainteresowań Barcelony – kiedyś brzmiałoby to jak żart.
Nie kojarzycie? Najwyższa pora to zmienić. Tak z grubsza przypadek 25-letniego Szweda wygląda tak – w zeszłym sezonie był najlepszym piłkarzem zaplecza Bundesligi według not Kickera, w tym dostaje zdecydowanie najlepsze oceny w najwyższej klasie rozgrywkowej od tego cenionego tytułu. Władze RB Lipsk zrobiły świetny biznes, sprowadzając go za 3,5 miliona z Malomoe. Najlepszy piłkarz absolutnej rewelacji Bundesligi. Każdy z jego listopadowych meczów był świetny.
W momencie, w którym apogeum osiągnęły dyskusje na temat tego, czy przeżywa właśnie najgorszy okres w karierze, przełamał się, strzelając trzy gole na Vicente Calderon. Szczerze mówiąc, chyba nawet w tym sezonie miewał już lepsze występy, ale wyraźnie potrzebował mocnego uderzenia w spotkaniu tej rangi. Zakomunikował światu, że dywagacje były przedwczesne. Już jest liderem klasyfikacji strzelców La Liga. Jak zamykać usta krytykom, to najlepiej właśnie w takim stylu.
*
No to pora na potwierdzenie – już nikt nie dogoni Leo Messiego. Jednak za jego plecami rywalizacja jest bardzo ciekawa. Na podium wrócił Antoine Griezmann, ale szansę na trzecie miejsce wciąż ma aż czterech zawodników. Grudzień będzie kluczowy, wracamy za miesiąc.