Czy w trzeciej minucie Mascherano faktycznie nie faulował w polu karnym Lucasa Vazqueza? Czy później nie ściągał za koszulkę przy wyskoku Cristiano Ronaldo na tyle znacząco, by i tam móc podyktować karnego? Czy Dani Carvajal we własnej szesnastce nie zrobił ruchu ręką do piłki przy dośrodkowaniu z lewej strony? Wreszcie – czy Luis Suarez nie był na minimalnym spalonym przy pierwszej bramce? Doprawdy niemożliwe jest stwierdzenie, czy wynik El Clasico, najważniejszego spotkania półrocza w kalendarzu La Liga był w stu procentach sprawiedliwy bez poprawnej odpowiedzi na te cztery absolutnie fundamentalne, bo dotyczące w komplecie zdarzeń przy stanie 0:0, pytania.
Niestety, mamy przekonanie graniczące z pewnością, że tych właściwych nie miał dziś dla piłkarzy i jakichś 650 milionów kibiców śledzących starcie na całym świecie Carlos Clos Gomez. Że sędzia wyznaczony do superklasyku, względem którego narosła przed spotkaniem góra obaw wielkości Kasprowego, nie podołał. A nawet, że wypaczył. Że w mocno bezpośredni sposób wpłynął na przebieg spotkania, które miało zadecydować o dalszym przebiegu walki o tytuł La Liga.
No bo czy gdyby za dwa faule Mascherano zostały podyktowane karne, Barcelona nie miałaby w tym momencie trzech punktów straty więcej do Los Blancos? Czy w dzisiejszej, nie najwyższej dyspozycji, odrobiłaby wielce prawdopodobną przy szybkim wskazaniu na wapno stratę?
Juzguen Uds si esto no es un penal claro,Mascherano cruza a Lucas. @ApoyoCR7 @EugeRonaldo @RMadridi7mo @RealMadridPeru1 pic.twitter.com/wbaL8jxE8r
— Real Madrid HD 🇭🇳 (@RMadrid_HD) 3 grudnia 2016
El segundo penalti de Mascherano, si ese que no han querido repetir los amigos de @movistarplus pic.twitter.com/J8WZY5bEeV
— MAD United (@MADUnited) 3 grudnia 2016
A to przecież nie wszystkie sytuacje, o które piłkarze Realu mieli pretensje, bo Raphael Varane zdawał się po golu krzyczeć w stronę sędziego pewnie coś w stylu słynnego „cała Polska widziała”, gdy jego zdaniem Luis Suarez w momencie podania od Neymara, które zamienił na gola był na spalonym. I tak jak powtórki zaraz po golu nie siały wątpliwości, tak gdy do gry wkroczyła kamera 360º, trochę tej niepewności mogło zakiełkować.
Jasne, mówimy tutaj o miarach nie przekraczających długości standardowej zapałki i idąc za słynnym duchem gry – nie do odgwizdania, ale czy można ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że w myśl przepisów pierwszy gol tej odsłony klasyku był zdobyty w stu procentach prawidłowo? Wybaczcie, ale tego się nie podejmiemy.
Czego jednak nie dał Realowi Clos Gomez, arbiter – jak wylicza niezawodny Mister Chip – bardzo szczęśliwy dla Barcelony…
FCB 0-0 RMA (5′) – Era penalti. El Barcelona ha sido arbitrado en 27 ocasiones por Clos Gómez: 22 victorias, 4 empates y 1 derrota.
— MisterChip (Alexis) (@2010MisterChip) 3 grudnia 2016
Clos Gomez sędziował 27 meczów Barcelony: 22 wygrane, 4 remisy, 1 porażka
… to jak zwykle dał Sergio Ramos. Widok Hiszpana odwracającego strzałem głową losy spotkania w samej końcówce powoli zaczyna być mniej więcej tak zaskakujący, jak widok śniegu zimą. Historia jego kluczowych trafień głową jest już naprawdę pokaźna:
– na 2:1 w 82. minucie wygranego 2:1 Clasico z Barceloną w marcu 2013,
– na 1:1 w 93. minucie wygranego po dogrywce finale Ligi Mistrzów z Atletico w maju 2014,
– na 2:2 w 93. minucie wygranego po dogrywce 3:2 Superpucharu Europy z Sevillą w sierpniu tego roku.
Dziś znów to zrobił. Jedną z dwóch rzeczy, które potrafi najlepiej. Nie dostał czerwonej kartki, więc znów rzucił swoim kolegom ogromne koło ratunkowe, by bezpiecznie wrócili na łódź, z której wypchnął ich Luis Suarez.
It’s not over until Sergio Ramos says so. A 90th minute header from the leader saves Real Madrid. #HalaMadrid pic.twitter.com/bLodAxZEgz
— RMadridBabe Media (@RMadridBabe_) 3 grudnia 2016
Jakkolwiek jednak ten mecz by się skończył, doskonale wiemy, o czym w Hiszpanii będzie się mówić długimi tygodniami. I nie, nie o tym że Ramos znów ratuje Królewskich. Nie o tym że był to naprawdę słaby klasyk, w którym poza elegancją w każdym kontakcie z piłką, do której byliśmy przyzwyczajeni od dawna, zobaczyliśmy naprawdę mało piłkarskiej jakości – ledwie pojedyncze błyski, jak wtedy gdy Andres Iniesta błyskotliwie otworzył przed bardzo dziś przeciętnym Leo Messim drogę do bramki Keylora Navasa, z której jednak Argnetyńczyk pudłując mocno zboczył.
Niestety, wielce prawdopodobne, że z okładek i czołówek wielu portali uśmiechać się będzie nie Ramos, Suarez czy którykolwiek z bohaterów dzisiejszego meczu, jak choćby Jordi Alba, który trzykrotnie blokował strzały piłkarzy Realu niechybnie zmierzające do siatki. Na ich zwyczajowe miejsce zapracował sobie bowiem ten pan:
A że piłkarze nie zrobili dziś zbyt wiele, by zepchnąć go z piedestału i nawiązać do najlepszych Clasico XXI wieku? To już temat na zupełnie inną historię…