Piotr Giza, Michał Hubnik, Henrik Ojamaa, Pablo Dyego, Ariel Borysiuk, Steeven Langil… Dziwnym trafem z siódemką grają przy Łazienkowskiej głównie pechowcy bądź przebierańcy. W zasadzie poza Arielem Borysiukiem w ostatnich latach tego numeru nie miał na plecach żaden dobry piłkarz.
FAKT
Numer 7 na koszulkach Legii jest… przeklęty?
Piotr Giza (34 l.), Michal Hubnik (33 l.), Jorge Salinas (24 l.), Henrik Ojamaa (25 l.), Pablo Dyego (24 l.), Ariel Borysiuk (25 l.), a teraz Steeven Langil (28 l.) – ci gracze występowali ostatnio w Legii z siódemką na plecach. Giza okazał się znacząco przepłacony, Hubnik raz za razem musiał pauzować z powodu urazów, Ojamaa na boisku był samolubny i szybko się go pozbyto, za to Salinas i Dyego okazali się po prostu zbyt słabi na stołeczny zespół. Ostatnio jedynie Borysiuk nie musiał uznawać numeru 7 jako pechowego, ale przy ulicy Łazienkowskiej po powrocie z Lechii grał tylko jedną rundę i przed rozpoczęciem tego sezonu odszedł do angielskiego Queens Park Rangers.
Rafał Grzelak wrócił na lewą obronę i przyznaje – nie dał rady nauczyć się gry w środku.
Po spotkaniu z Termalicą, pierwszym w nowej-starej roli, piłkarz żartobliwie stwierdził, ze “polska piłka sporo traci, kiedy Grzelak nie gra na lewej obronie”. – Mam dystans do siebie. Jestem normalnym chłopakiem, wychowanym w normalnym domu, więc trudno, żebym zadzierał nosa. Jestem gościem, który pracuje i docenia to, co ma – tłumaczy swoje słowa. – Starałem się nauczyć gry w środku pola, ale mimo chęci, nie dałem rady. Wiedziałem, że nie daję drużynie tyle, ile mogłem. Albo się coś ma, albo nie. Ja nie miałem – kończy Grzelak.
SUPER EXPRESS
Jacek Magiera od strony prywatnej. Opowiada, że żonę poznał… na stadionie.
Dał się pan poznać jako skuteczny trener. A jaki jest “Magic” w domu?
Wolny czas najchętniej spędzam z rodziną, z dziećmi – mam dziewczynkę i chłopca w wieku 4 i 2 lat. Wtedy się bawimy, wygłupiamy. Wchodząc do domu, zapominam o piłce. Wszystko, co mam do zrobienia, robię w klubie. Jeśli trzeba na Legii siedzieć do godz. 24, to siedzę. Natomiast w domu jestem dla małżonki i dzieci. Bardzo lubimy spacery. Wtedy nawet nie musimy ze sobą rozmawiać. Liczy się to, że jesteśmy razem.
Żona interesuje się piłką?
Bardzo! Poznaliśmy się na starym stadionie Legii w 1998 roku. Była na meczu opiekunką młodszego brata, który jest wielkim kibicem. Żona zapytała, czy jestem w stanie załatwić bilety na mecz Polska – Anglia. Dałem jej swój telefon. I tak się zaczęło. Spotykaliśmy się na herbatce, najpierw raz na pół roku, potem coraz częściej. Jesteśmy razem od 2010 roku.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Na starcie tekst o stanie zdrowia Arka Milika. Prawdopodobnie Polak zacznie trenować z drużyną już w grudniu. Szybko.
Wychowanek Rozwoju Katowice od półtora miesiąca ciężko pracuje, by wrócić po kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych przednich w lewym kolanie, której doznał w meczu eliminacji MŚ 8 października z Danią (3:2). – Codzienność Milika wygląda dość podobnie. Rano głównie ćwiczy w basenie, a później na boisku w centrum treningowym w Castel Volturno pod czujnym okiem sztabu szkoleniowego – mówi obserwujący Napoli z bliska dziennikarz “La Gazetta dello Sport Gianluca Monto. Najczęściej jeden trening jest lżejszy, natomiast podczas drugiego piłkarz ma zwiększone obciążenia. Na boisku skupia się na biegach i lekkich ćwiczeniach z piłką. Milik pracuje również w siłowni, głównie wzmacniając nogi na rowerku. Postęp jest zadziwiająco szybki. Tempo w jakim Arek dochodzi do sprawności, zadziwia do tego stopnia, że we włoskich mediach rozpoczął się wręcz wyścig o podanie daty, kiedy nastąpi powrót Polaka do gry.
Sito Riera radzi sobie w Śląsku całkiem dobrze. Będzie następcą Ryoty Morioki?
W Poznaniu Riera zagrał na tyle przyzwoicie jako ofensywny pomocnik, że trener Mariusz Rumak ma trudny rebus, czy na mecz z Legią powinien postawić na niego, a nie na Japończyka. Wariant z obydwoma jednocześnie, bo tak ustawił Śląsk na Lecha, jest zbyt ofensywny. Szkoleniowiec przed meczem z Legią unika chwalenia któregokolwiek ze swoich piłkarzy po 0:3 przy Bułgarskiej, ale wiemy, że Hiszpan jest zadowolony. Riera wygląda coraz lepiej pod względem kondycyjnym, w Poznaniu po raz pierwszy rozegrał 90 minut w ekstraklasie, a dobrze przygotowany fizycznie zaczyna pokazywać też walory piłkarskie. Momentami przypomina nieco Flavio Paixao z początków gry w Śląsku – jeszcze irytująco nieskutecznego, ale bezczelnie pewnego swoich umiejętności. Coraz mniej pasuje do łatki, którą nie tylko jemu, ale wszystkim cudzoziemcom z letniego zaciągu przykleili kibice.
Rafał Grzelak to człowiek z… granatem w głowie.
Na pytania odpowiada cichym i spokojnym głosem. Aż trudno uwierzyć, że w trakcie meczu potrafi wpaść w furię i kłócić się ze wszystkimi dookoła. – Czasem wydaje mi się, że rywale próbują mnie oszukać. Nienawidzę tego, szybko się denerwuję. W głowie wybucha granat, odcina mi prąd i zaczyna się jatka – przyznaje Rafał Grzelak. – Ale nikomu nie zrobiłem krzywdy. Nie jestem boiskowym brutalem – zapewnia obrońca Korony. Kiedyś był wybuchowy nie tylko na boisku. Kłopoty osobiste sprawiły, że między jego debiutem w ekstraklasie (2006 rok), a drugim występem, minęło dziewięć lat. – Miałem dziwny plan i konsekwentnie go realizowałem. Raz, jeszcze podczas mojego pierwszego pobytu w Płocku, nie pojechałem na obóz na Cypr z Wisłą, bo uznałem, że mam lepsze rzeczy do roboty – wspomina piłkarz kieleckiego klubu.
Grzegorz Kuświk z grających obecnie ligowców ma jeden z lepszych bilansów w historii występów.
Z Wisłą Płock Kuświk strzelił 49. i 50. gola w ekstraklasie. Z piłkarzy grających obecnie w lidze, lepszym wynikiem może pochwalić się tylko czterech zawodników. Wyżej w hierarchii stoją: Paweł Brożek (Wisła Kraków – 134 gole), Marcin Robak (Lech Poznań – 75 goli), Miroslav Radović (Legia Warszawa – 57 goli) oraz Sebastian Mila (51 goli). Były snajper Niebieskich swoje statystyki nabił właśnie w Ruchu, dla którego zdobył 28 bramek w Ekstraklasie. Pięć trafień na tym poziomie zanotował także, gdy grał w GKS Bełchatów. W Lechii jego licznik goli w najwyższej klasie rozgrywkowej dobił do 17. Przed sezonem Kuświk zadeklarował, że zamierza przekroczyć granicę 20 goli. Byłby to jego osobisty rekord. Najwięcej trafień w sezonie zanotował w Chorzowie (14, 2014/15). Poprzednie rozgrywki w Lechii zakończył z 11 trafieniami.
Fot. FotoPyK