Unai Emery był dla Sevillistas bogiem z ludzką twarzą. Miał swoje przywary i problemy, na przykład kompletnie nie potrafił dogadać się z niektórymi piłkarzami, ale też dzięki niemu Andaluzyjczycy przeżywali swój najlepszy okres w historii – wszystko za sprawą trzech z rzędu wygranych Lig Europy. Kiedy odchodził nie zostawiał spalonych mostów, lecz morze łez, bo fani Los Nervionenses bardzo bali się o przyszłość klubu. Nie trwało to jednak długo, bo niebawem na Sánchez Pizjuán pojawił się on, cały na łyso.
Jorge Sampaoli rzucił się na głęboką wodę, prosto w owo morze, i postanowił przepłynąć je wpław. Nie zastanawiał się długo, nawet pomimo tego, iż musiał zerwać swą przedwstępną umowę z Granadą. To też nie stanowiło przeszkody dla Monchiego – Hiszpan zapłacił Los Nazaríes odszkodowanie w wysokości 100 tys. euro, do tego dołożył 1,2 mln dolarów dla chilijskiej federacji i było po sprawie. Dyrektorowi sportowemu Los Nervionenses się nie odmawia. No i powiedzmy sobie szczerze, Sevilla to bardzo dobre miejsce do wypromowania się. El Loquito ma już wyrobioną markę, ale sukces na Starym Kontynencie ugruntowałby ostatecznie jego pozycję w światowej czołówce trenerów.
– Będziemy ekstremalnie ofensywną ekipą – zapowiadał na pierwszej konferencji prasowej w nowym klubie. Najlepszą definicją jego podejścia był mecz 1. kolejki Primera División, kiedy to Sevilla postanowiła zainspirować warszawską Legię do meczu z Borussią wygrała z Espanyolem w wymiarze 6:4. Dla postronnego kibica było to świetne widowisko, lecz jednocześnie miało w sobie niewiele jakości. Fani Andaluzyjczyków znów wpadli w konsternację, bo niby pragnęli oglądać ofensywny, atrakcyjny futbol, ale obawiali się przemiany w drugie Rayo. Ładnych chłopców, ale głównie do bicia.
https://www.youtube.com/watch?v=rSHhcjSIjGw&t=69s
– Ofensywne nastawienie pomoże nam w znajdowaniu rozwiązań, zanim one znajdą nas – dodawał Jorge i jak powiedział, tak uczynił. Coś, co wcześniej wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Sampaoli poszedł na kompromis i usprawnił grę swej ekipy w obronie. Tydzień później Sevilla zanotowała czyste konto z Villarrealem, to samo udało jej się w meczu z Juventusem oraz niedługo potem w derbach z Betisem. Trzeba tu jednak wziąć poprawkę na pewne sprawy – Los Nervionenses nie stali się nagle ekipą pełną Chucków Norrisów, których nie sposób drasnąć, ale progres był widoczny gołym okiem.
El Loquito – jak można się domyślić po samym przydomku – to wielki fan Marcelo Bielsy, ale jego obecne podejście to już bardziej świadomy bielsizm niż fanatyzm. Oczywiście i ten proces trwał, bo jeszcze na początku sezonu Jorge potrafił nieźle zamieszać. Na przykład we wspomnianym wcześniej meczu z Espanyolem początkowo rzucił Vietto na prawe skrzydło, z Vitolo chciał zrobić box-wahadłowego, z Kiyotake box-to-boxa, zaś w trójce defensorów jako półlewego stopera wystawił prawego obrońcę Mercado. Nic dziwnego, że wyszedł z tego futbolowy Kociołek Panoramixa, bo jak i po nim, tak samo na boisku mało kto dokładnie wiedział co robi. Dziś Sampaolemu też zdarza się dokonywać dużych zmian taktycznych, ale bardziej w ustawieniu zawodników niż w ich rolach. Większość rzeczywiście gra na znanych już im pozycjach, a porządek ma przełożenie na wyniki. Na ten moment Sevilla jest trzecia w tabeli i zachowuje realne szanse na wykopanie Atlético ze Świętej Trójcy ligi hiszpańskiej.
Czy to zaskoczenie? Punkt widzenia zależy od punkty siedzenia. Jeśli przejrzymy skład Los Nervionenses ich dobre wyniki nie powinny nas dziwić. W zespole z Andaluzji jest kilku regularnych reprezentantów kraju (Sergio Rico, Sirigu, Rami, Kiyotake, Vitolo, Mercado) czy po prostu doświadczonych zawodników (Mariano, Carriço, Pareja, N’Zonzi, Iborra, Sarabia, Nasri, Ben Yedder, Vietto). Z taką paczką trzeba mierzyć wysoko, chociaż oficjalny plan minimum zakłada tyle co zawsze – kwalifikację do europejskich pucharów.
Z drugiej strony trudno nie zauważyć rewolucji kadrowej, jaka wydarzyła się tego lata na Sánchez Pizjuán. Latem odeszli trzej najwięksi liderzy tej ekipy. Coke, Krychowiaka oraz Gameiro kochano tam miłością bezwarunkową, oni nadawali drużynie tożsamość – waleczność i elastyczność w sposobie gry. Do wyżej wymienionych można dodać jeszcze Konoplankę czy Banegę, a także kilku innych zawodników, którzy byli w Sevilli mniej lub bardziej przydatni. Łącznie da się naliczyć aż 15 transferów z klubu oraz 11 do niego. Skalę zmian należy podkreślić, ponieważ tego typu rewolucje są charakterystyczne raczej dla ekip pokroju Rayo, Osasuny, Sportingu lub Eibaru, czyli drużyn o skromnych budżetach i niewielkich możliwościach. Andaluzyjczycy z kolei postanowili zaryzykować ciągłością kadrową na korzyść podtrzymania głodu zwycięstw w zespole – tych nasyconych Ligami Europy wymieniono na mających jeszcze sporo do udowodnienia.
Całym zamieszaniem dowodził nie kto inny jak Monchi, choć mało brakowało, by i on opuścił Sánchez Pizjuán. Po zakończeniu poprzedniego sezonu podał się do dymisji, lecz zarząd kategorycznie odrzucił taką możliwość. Fani zareagowali podobnie, bo wysyłali mu tysiące próśb o pozostanie z Los Nervionenses. W końcu też zdecydowała miłość Ramóna Rodrígueza do klubu. – Bardziej niż dyrektorem sportowym, jestem Sevillistą – podkreślał, a w związku z koniecznością kompletnej przebudowy ostatecznie dał się namówić wszystkim swoim zwolennikom.
Jaki udział w reorganizacji drużyny ze stolicy Andaluzji miał natomiast Sampaoli? Selekcja piłkarzy w kwestii potencjalnych transferów to dość złożony proces:
https://twitter.com/cwiakala/status/798112712630947840
Inna sprawa, że tajemnicą poliszynela jest fakt, iż Jorge mocno lobbował za sprowadzeniem niektórych zawodników. Można strzelać co do personaliów, ale taki Franco Vázquez, Luciano Vietto, Gabriel Mercado czy Samir Nasri idealnie pasują do jego futbolowej filozofii: są wszechstronni, dobrzy technicznie, najlepiej czują się w ataku pozycyjnym i grze kombinacyjnej. Autorskim pomysłem El Loquito było z kolei zatrudnienie Ganso. – Zrobię z ciebie nowego Pirlo – tak szkoleniowiec miał przekonywać Brazylijczyka do przenosin. Trzeba przyznać, że to akurat od początku wyglądało na typowe wariactwo, fanaberię Sampaolego. Jak dotąd pomysł nie wypalił. Paulo Henrique może i ma wybitne panowanie nad piłką, a także oczy dookoła głowy, ale psychika, motoryka i zdrowie nie pozwalają mu wykorzystać potencjału. Czyli klasyka, pisząc w kontekście całej jego kariery.
Spośród najnowszych nabytków trudno jednak wyszczególnić jakichś nowych liderów. Niemal każdy spisuje się co najmniej przyzwoicie. Na pewno duży wpływ na drużynę na pewno ma Samir Nasri, który po kilku latach marazmu w Manchesterze City znów pokazuje, iż z grą w piłką jest jak z jazdą na rowerze – tego się nie zapomina. Luciano Vietto z kolei miał udział przy 8 golach w tym sezonie, co jest najlepszym wynikiem w drużynie. O jego progresie niech świadczy to, że wcześniej tyle samo uzbierał przez cały rok w barwach Atlético.
Najbardziej należy pochwalić jednak tych nieco starszych stażem na Sánchez Pizjuán. Vitolo to dziś najlepszy ambasador marki, jaką jest Sevilla. Skrzydłowy biega tak dużo, jakby miał ADHD. Oficjalnie chyba nigdy nie zostało to sprawdzone, ale ponoć właśnie dlatego rodzice dawno temu zapisali go do szkółki piłkarskiej. Sampaolemu w to graj, bo przecież uwielbia wysoki pressing i odbiór piłki najlepiej jeszcze na połowie rywala. – To zaszczyt i przyjemność mieć go w drużynie – mówił Argentyńczyk. Vitolo i Jorge wydają się być dla siebie stworzeni. Dlatego też, kiedy latem po skrzydłowego zgłosiło się Atleti, ten bez większego namysłu odrzucił ofertę, a chwilę potem przedłużył umowę ze swoim obecnym klubem.
Sevilla szybko poradziła sobie także z tęsknotą za Krychowiakiem. Smutna prawda jest taka, że to chyba Polak bardziej potrzebował Los Nervionenses, niż oni jego. Wszystko dzięki Stevenowi N’Zonziemu, który przed dwoma laty przeszedł do ekipy z Andaluzji ze Stoke. Kto by pomyślał, że gość, swego czasu będący uosobieniem drewnianej tożsamości The Potters, tak dobrze poradzi sobie w dużo trudniejszej technicznie lidze? Tymczasem idzie mu świetnie – Francuz podaje z celnością 89% z czego aż 67,3% posyła do przodu. Ponadto strzela ważne gole, jak te z Atlético czy Deportivo, zaś dzięki swemu wzrostowi bardzo przydaje się przy stałych fragmentach gry i w pojedynkach powietrznych – wygrał ich aż 73%, w związku z czym zalicza się do ścisłej czołówki Primera División. Tylko Enzo Pérez jest od niego lepszy pod tym względem.
Głębokość kadry bardzo przyda się Sampaolemu w najbliższym czasie. W ciągu miesiąca, czyli praktycznie do samych Świąt Bożego Narodzenia, Andaluzyjczycy rozegrają siedem meczów, średnio jeden co cztery dni. Maraton będzie najtrudniejszy na samym początku. Jeszcze dziś Sevilla zagra z Valencią, lecz prawdziwa weryfikacja nastąpi dopiero potem – na Los Nervionenses czekają cztery spotkania wyjazdowe z rzędu. El Loquito ma prawo się martwić, bo choć przerwał tragiczną passę 22 kolejnych meczów ligowych Sevilli na wyjeździe bez zwycięstwa, to poza swoim obiektem jego podopieczni wciąż się męczą. Zarówno Leganés jak i Deportivo gole na wagę trzech punktów wbijali dopiero odpowiednio w 85 i 92 minucie. Ustabilizowanie formy na wyjazdach to kolejne ważne wyzwanie w karierze Argentyńczyka na Sánchez Pizjuán. Jeśli odwróci trend, sprawi, że kibice ekipy ze stolicy Andaluzji jeszcze szybciej zapomną o Emerym.
Mariusz Bielski
Konsultacja: Tomasz Zakaszewski