Lecenie w kulki ze skarbówką, nieścisłości przy transferach, sekstaśmy i szantaże… Niewiele rzeczy jest w stanie rozgrzać media i środowisko kibicowskie w równym stopniu co skandale i problemy z prawem wśród piłkarzy ze ścisłej światowej czołówki. Nawet jeśli w ich przypadku ryzyko wylądowania w pace jest – nie ma co się oszukiwać – niemal zerowe. W Hiszpanii od przeszło dwóch lat ciągnie się jednak jeszcze jedna dość głośna afera, o której poza Półwyspem Iberyjskim nie wspomina się zbyt często, lecz której konsekwencje mogą być zarazem już o wiele poważniejsze niż konieczność zapłacenia wysokiej grzywny.
Mowa o nieustannie przedłużającej się sprawie napastnika Realu Betis, Rubéna Castro, oskarżonego o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad swoją byłą partnerką w latach 2012-13. Sprawie, w której właśnie dopisany został następny rozdział. Po tym, jak na początku tego tygodnia lista zarzutów została uzupełniona o kolejny podpunkt prokurator zażądał dla niego bowiem kary czterech lat pozbawienia wolności, strona oskarżająca zaś – ośmiu lat i dziewięciu miesięcy.
Piłkarz i jego adwokat po ostatniej wizycie w sądzie mają dziesięć dni na ustosunkowanie się wobec aktu oskarżenia. A jest się do czego ustosunkowywać. Najświeższa pozycja w zestawieniu? Napaść na tle seksualnym. Do tego dochodzą również rzeczy takie, jak między innymi:
– kopanie po brzuchu
– szarpanie za szyję
– bicie po twarzy skutkujące uszkodzeniem ciała
– znęcanie się w obecności dzieci
– słowne zastraszanie
W sumie Castro usłyszał pod swoim adresem dwanaście zarzutów, do których rzecz jasna nie ma zamiaru się przyznawać. Na jego niekorzyść działają zeznania świadków, a także dowody w postaci wiadomości tekstowych. Do tego zawodnik został też zobligowany do wpłaty kaucji o wysokości 200 tysięcy euro przed rozpoczęciem rozprawy.
Mimo obciążających zeznań kibice i tak stoją oczywiście murem za piłkarzem. Największe zamieszanie z ich udziałem wybuchło w lutym 2015 roku, gdy ultrasi Betisu podczas jednego z meczów postanowili zaintonować obraźliwą względem jego byłej narzeczonej przyśpiewkę. “To nie była twoja wina. To kurwa, zrobiłeś dobrze”, brzmiała jej treść. Sprawą z miejsca zajęła się komisja ligi.
Czy jednak samemu Castro było z tego powodu głupio? Nic z tych rzeczy. “Nie wsłuchiwałem się w te przyśpiewki. Dopiero w prasie przeczytałem ich treść. Moje pożycie z kibicami układa się bardzo dobrze, oni jedynie starają się wspierać zawsze swoich zawodników. I za to im dziękuję. Czy robienie tego w ten sposób wydaje mi się złe? Nie, każdy może wyrażać się tak, jak ma na to ochotę”, skomentował tamto zajście piłkarz “Los Verdiblancos”.
“Mogę jedynie powiedzieć, że jestem zadowolona, bo wszystko nareszcie zbliża się ku końcowi. Wciąż jednak znajduję się pod obserwacją psychologa. Żeby poznać prawdę, wystarczy tylko spojrzeć na moją twarz”, powiedziała dwa lata temu po wszczęciu postępowania była partnerka Castro, Laura Pavón. Do wspomnianego przez nią końca mimo wszystko wciąż jednak tak naprawdę bardzo daleko.
Z biegiem czasu sprawa zamiast doczekać się ostatecznego rozstrzygnięcia uzupełniana była bowiem wyłącznie o kolejne wątki i stanowiła grunt pod niekończące się prawne przepychanki. Jedynym jak dotąd podjętym przez wymiar sprawiedliwości środkiem jest nałożony na Rubéna Castro zakaz kontaktowania się z rzekomą ofiarą przemocy oraz zbliżania się do niej na mniej niż 300 metrów. Jedyne zasadne pytanie w tym momencie zdaje się brzmieć, czy zwieńczenie telenoweli pod tytułem “Rubén Castro – damski bokser” nastąpi nim 35-latek zakończy karierę.