Drodzy kielczanie i inni mieszkańcy województwa świętokrzyskiego. Jeśli spotkacie dziś na swojej drodze łysego 40-latka, który będzie śmiał się jak głupi do sera i wykonywał taniec radości, nie martwcie się – z jego zdrowiem wszystko w porządku, nic wam nie grozi. Odwzajemnijcie uśmiech i idźcie dalej. Najprawdopodobniej to trener Maciej Bartoszek świętuje fakt, że po problemach zdrowotnych i operacji usunięcia wyrostka robaczkowego do pełni sprawności powrócił Elhadji Pape Diaw. I nic dziwnego – naprawdę jest co świętować.
Śpieszymy z uzasadnieniem. Jak pewnie wiecie, uwielbiamy statystyczne ciekawostki. Czasami oddają one istotę sprawy lepiej niż dziesiątki eksperckich analiz. Na przykład Maciej Wilusz. Gdy gra w pierwszym składzie, Lech nie wygrywa. Ot, taki talizman, tylko że w drugą stronę, dla przeciwników Kolejorza. Szkoda nam gościa, ale co pan zrobisz. Liczb nie oszukasz. I gdy tak przyglądamy się tym, które wykręca Korona Kielce, gdy w pierwszym składzie gra wspomniany Senegalczyk, a także tym, gdy trener nie może skorzystać z jego usług, wiemy w zasadzie wszystko. Popatrzcie sami, 16 meczów kielczan z tego sezonu z zastosowaniem wspomnianego podziału…
– 9 spotkań bez Diawa w pierwszym składzie – średnio 1 pkt na mecz i 3 stracone gole
– 7 spotkań z Diawem w pierwszym składzie – średnio 1,57 pkt na mecz i 1,14 straconych goli
Przyznajcie – widać kto jest szefem. Gdyby Korona ciągle utrzymywała taki bilans, jaki wykręca z tym piłkarzem na placu w podstawowym składzie, dziś zajmowałaby miejsce tuż za ligowym podium. Symptomatyczny jest ten jeden mecz, w którym Diaw wszedł na boisko z ławki. 1. kolejka, Korona przegrywa po pierwszej połowie 0-4 z Zagłębiem Lubin. Senegalczyk zmienia Wierchowcowa i więcej goli już nie pada. W dużej mierze właśnie za sprawą wprowadzonego zawodnika. Przypadek? Może gdybyśmy nie widzieli 21-latka w akcji, to zgodzilibyśmy się z tą tezą.
No właśnie… on ma 21 lat! Nie mamy żadnych podstaw, ani tym bardziej dowodów, by twierdzić, że coś tu nie gra, więc trzeba napisać, że gość może zrobić karierę, warto mu się przyglądać. Jeśli chodzi o obrońców z Czarnego Lądu może przebić Ouattarę. Oczywiście Moussę, a nie Boliguibię – w przypadku tego drugiego nawet nie mamy pewności, że był piłkarzem. Trzeba powiedzieć, że Diaw to bardzo pozytywne zaskoczenie. Przychodził z drugiej ligi belgijskiej, gdzie nie miał miejsca w składzie. Doskonale wiemy, czym zazwyczaj śmierdzą takie transfery. Nie wiemy, kto podsunął go Koronie, ale wyszło.
Prócz tego, że naprawdę daje radę w defensywie (choć – delikatnie rzecz ujmując – ma rezerwy w wyprowadzaniu piłki), potrafi również pokazać się z przodu. Pół-piłkarz, pół-akrobata jest trudny do upilnowania, kilku ligowych wyjadaczy zgodziłoby się z tą tezą. Liczby na kolana nie rzucają, bo w 20 meczach strzelił na razie jednego gola i zaliczył jedną asystę, ale wydaje nam się, że powinniśmy napisać “jeszcze nie rzucają”, bo chłopak jest ciągle na etapie zbierania doświadczeń.
Wraca akurat na mecz, w którym z powodu z żółtych kartek nie może wystąpić Radek Dejmek. Wraca akurat na spotkanie z Pogonią Szczecin, która jest w gazie, bo w ostatniej kolejce zapakowała sześć sztuk Wiśle. Jeszcze raz – taniec radości jak najbardziej na miejscu.
Fot. FotoPyK