Skończyły się czasy, kiedy każde zwycięstwo Bruk-Betu trzeba opisywać przy pomocy słów „sensacja”, „niespodzianka” czy „przypadek”. Od paru ładnych kolejek muszą je zastępować inne – „konsekwencja”, „poukładanie taktyczne”, „dyscyplina”. Drużyna Czesława Michniewicza po raz kolejny gra PROFESURĘ i wszelkie głosy mówiące o tym, że Bruk-Bet równa się prymitywny futbol należy wyrzucić do śmietnika. Bo co jest niby tym prymitywnym futbolem? Najlepsza gra bez piłki w lidze? Dwieście przechwytów na minutę gry? Kontry wyprowadzane z zabójczą skutecznością?
Że w grze Bruk-Betu zakochać się trudno – to jasne. To, że tej gry nie można nie docenić – równie oczywiste. Drużyna Cracovii (naszpikowana przecież świetnymi piłkarzami) była dziś bezradna jak każdy człowiek na świecie w wyścigu na jedzenie rogalików z Pawłem Zarzecznym. Jakież to było żałosne, jak krakowianie próbowali konstruować te swoje ataki. Wyglądało to jak wataha ślepców biegnąca sprintem prosto na mur. Jak pies biegnący za kotem nieświadomy tego, że kot znajduje się za szklanymi drzwiami. Budziński, Piątek i spółka niczym nie różnili się od much, które padają na szybce kasku motocyklisty.
Bruk-Bet wygrał ten mecz środkiem pola. Gdyby Jovanović odbierał codziennie tyle listów, co piłek, prawdopodobnie zamiast skrzynki na podwórku musiałby ustawić kontener. Babiarz – harujący jak wół, ale to w zasadzie można napisać o każdym piłkarzu z Niecieczy. Najlepszym dowodem jest choćby to, w jaki sposób padły dwie bramki dla Bruk-Betu. Pierwsza – po wyłuskaniu piłki w środku pola przez Gergela. Trzecia – po identycznym odbiorze Guby. Obie akcje wykończył Misak (chłopie, potencjał masz ogromny, prosimy o regularność!), przy obu asystował Jovanović (najlepszy mecz w sezonie, a i – kto wie – może i najlepszy mecz w Ekstraklasie). Drugi gol to – a jakże – stały fragment gry i – no prawdziwy szok – kolejna świetna asysta Guilherme. Wygląda na to, że do małej małopolskiej wioski trafiła prawdziwa perełka.
Bruk-Bet przez większość meczu prowadził dwoma bramkami, ale gospodarze w zasadzie tylko przez moment mogli się łudzić, że spełni się ich mokry sen o teorii niebezpiecznego wyniku. Taki to był jednak mecz – Szczepaniak złapał kontakt, a goście dwie minuty później już podwyższali prowadzenie. Tak jak napisaliśmy na początku, że zwycięstw zespołu z Niecieczy nie można traktować w kategorii sensacji, tak samo coraz odleglejsze wydają nam się czasy, gdy Cracovia była na naszym podwórku potentatem. Tak czy inaczej podobał nam się dziś transparent kibiców, którzy wyrazili sto procent poparcia dla obecnego trenera. Panie Jacku, masa roboty przed panem.
Fot. FotoPyK